Kanada pełną parą zmierza do orwellowskiego “1984”, atakując wolność myśli i wolność słowa ustawą C-63
Mark Milke
Amerykanie, aby zobaczyć najnowsze ataki na wolność myśli i wypowiedzi, wystarczy że spojrzą na północnego sąsiada.
W Kanadzie rządy, uniwersytety i organizacje zarodowe konsekwentnie podważają podstawowe wolności obywatelskie, które w przeszłości umożliwiały w anglojęzycznych demokracjach rozkwit i wprowadzanie innowacji: prawo do myślenia i swobodę wypowiedzi.
Jednym ze słynnych przykładów jest College of Psychologists of Ontario, który nękał Jordana Petersona byłego profesora psychologii na Harvardzie i Uniwersytecie w Toronto, , za jego tweety. Zażądano od profesora przejścia szkolenia reedukacyjnego w zakresie mediów społecznościowych. Odmówił, poszedł do sądu, przegrał i może obecnie stracić licencję na wykonywanie zawodu w Ontario.
Mamy wiele innych przypadków w Kanadzie, w których wolność słowa jest podobnie tłumiona. Na przykład sprawa Amy Hamm, pielęgniarki z Kolumbii Brytyjskiej, która była prześladowana przez własne stowarzyszenie pielęgniarek za sponsorowanie lokalnego billboardu na którym popierano stanowisko słynnej brytyjskiej pisarki JK Rowling na temat kwestii zmiany płci. Przesłuchanie dyscyplinarne Hamm zakończyło się w tym miesiącu. Wkrótce może stanąć przed takim samym wyborem jak Peterson: poddać się orwellowskiej reedukacji lub zrezygnować z zawodu pielęgniarki.
W 2021 r. w Calgary inna kobieta straciła stałą pracę i karierę, ponieważ broniła empiryzmu inspirowanego Oświeceniem. Uniwersytet Mount Royal zwolnił profesor Frances Widdowson – marksistkę z długą historią życzliwego zaangażowania na rzecz rdzennej ludności Kanady. Myślozbrodnia Widdowson polegała na tym, że wskazała iż nie ma czegoś takiego jak wiedza rdzennej ludności indigenous knowledge, lecz fakty i dane, jedna nauka i metody naukowe dostępne dla wszystkich.
Wszystko to osłabiło zdolność Kanadyjczyków do myślenia, mówienia i głośnego debatowania, w obawie przed odwołaniem, nękaniem lub zwolnieniem z pracy.
A dzieje się coraz gorzej. Obecnie dzięki rządowi federalnemu Justina Trudeau, do listy konsekwencji „przestępstw związanych z wolnością słowa” można będzie dodać sankcje karne i więzienie.
Pod koniec lutego rząd liberalny przedłożył w parlamencie projekt ustawy C-63 . Ma to na celu zwiększenie ochrony dzieci w Internecie. Ta część ustawodawstwa, oficjalnie nazywana ustawą o ochronie przed szkodliwym wpływem Internetu, jest godna pochwały.
To, co nie jest godne pochwały, to dołączone przepisy, które jeszcze bardziej ograniczą prawa Kanadyjczyków do wypowiadania się, debatowania i wyrażania swojego sprzeciwu. Na przykład projekt ustawy ustanawia „przestępstwo z nienawiści”, które w oczach rządu oznacza „treści podsycające nienawiść”. Taka nienawiść jest zdefiniowana w projekcie ustawy jako „wyrażająca pogardę lub oczernianie jednostki lub grupy” w oparciu o kategorie zawarte w obowiązującej kanadyjskiej ustawie o prawach człowieka.
Dla osób spoza Kanady, które nie są zaznajomione z tą listą, jest ona wszechstronna: każda osoba „motywowana nienawiścią ze względu na rasę, pochodzenie narodowe lub etniczne, język, kolor skóry, religię, płeć, wiek, niepełnosprawność umysłową lub fizyczną, orientację seksualną lub tożsamość płciową lub ekspresję seksualną.” Aby pomóc zdefiniować „nienawiść”, w jednym z aspektów projektu ustawy dodaje się następujące wyjaśnienie: „ Nienawiść oznacza emocję, która wiąże się z odrazą lub oczernianiem i która jest silniejsza niż pogarda czy niechęć”.
Należy pamiętać, że w tym przypadku zakazane są nie działania , ale słowa, przy czym kluczowym słowem jest zarzut, że ktoś może być zmotywowany nienawiścią do wypowiadania się przeciwko grupom na cytowanej liście. Należy również zauważyć, że urzędnik państwowy należący do biurokracji zajmującej się prawami człowieka będzie teraz brał udział w podejmowaniu decyzji, czy oskarżony okazał emocje „silniejsze niż pogarda lub niechęć” i w związku z tym potencjalnie podlega zarzutom z Kodeksu karnego.
Równie niepokojące jest to, że kiedy sprawa dotycząca mowy nienawiści trafi do sądu, jak zauważa Kanadyjska Fundacja Konstytucji , roszczenia będą oceniane „na podstawie zwykłego bilansu prawdopodobieństw, a nie ponad wszelką wątpliwość standardu dowodu karnego ”. Projekt ustawy „umożliwi sędziom nałożenie prewencyjnych ograniczeń na osoby, które ich zdaniem z uzasadnionych powodów mogą w przyszłości popełnić przestępstwa mowy nienawiści”. Zatem przyszłe myślozbrodnie zostaną dodane jako przestępstwa podlegające karze zgodnie z Kodeksem karnym w Kanadzie.
Doprowadzi to do mnogości skarg, biorąc pod uwagę, że każdy będzie mógł złożyć anonimową skargę do federalnej Komisji Praw Człowieka, zarzucając, że miało miejsce „przestępstwo z nienawiści”. Komisja z kolei będzie uprawniona do prowadzenia dochodzeń, orzekania i zarządzenia „środków zaradczych”, w tym ścigania, jeśli wyznaczony przez rząd organ uzna, że oskarżonego „motywuje” nienawiść.
Rozważ kilka przykładów tego, jak mogłoby to wyglądać.
Wyobraźcie sobie, że ateista Christopher Hitchens wciąż żyje i gromi teistów wszelkich przekonań. Hitchens gardził chrześcijanami, Żydami, muzułmanami i innymi osobami, których przekonania uważał za sprzeczne z rozsądkiem. Załóżmy, że Hitchens przebywał w Kanadzie i przemawiał z „odrazą” na temat grupy lub osoby religijnej, a następnie ktoś poskarżył się na tę przemowę. Hitchensa można postawić przed biurokracją zajmującą się prawami człowieka i uznać go za „winnego” „nienawiści” do tej grupy lub osoby, a osoby mianowane przez Komisję Praw Człowieka mogłyby wówczas zalecić postawienie mu zarzutów karnych.
A co z Douglasem Murrayem, brytyjskim dziennikarzem, który publicznie pogardza szariatem i supremacją w islamie i twierdzi, że przyczyniają się one do antysemickich kultów morderstwa, takich jak Hamas? Czy byłby winny podżegania do nienawiści wobec muzułmanów, gdyby jego „pogarda” została uznana za „wstręt”?
Albo weź pod uwagę, że zarówno chrześcijaństwo, jak i islam mają zwolenników, którzy dążą do wzajemnego nawrócenia i wierzą w dosłowne piekło. Kaznodzieje obu wyznań uważają, że mają obowiązek ostrzegać nienawróconych przed takim końcem (przypuszcza się, że wyznawcy drugiej wiary zmierzają do Hadesu). Tacy kaznodzieje regularnie i publicznie wyrażają swoje poglądy na temat piekła.
Jeśli kaznodzieja któregokolwiek z przekonań pójdzie tą drogą, każdy może złożyć skargę do Komisji Praw Człowieka. Biurokraci federalni mieliby wówczas za zadanie ustalić, którzy kaznodzieje kierują się życzliwym pragnieniem ocalenia ludzi z zaświatów (tak jak to widzą), a których motywacją jest pogarda lub odraza.
Jeszcze inny przykład: szkoccy prokuratorzy właśnie postanowili nie oskarżać brytyjskiej autorki JK Rowling o przestępstwa z nienawiści na mocy szkockiej ustawy o przestępstwach z nienawiści i naruszanie porządku publicznego , która jest dokładną kopią tego, co proponuje obecnie Kanada (w ustawie C-63). Rowling znalazła się pod lupą prawa ze względu na krytykę komentarzy aktywistów transpłciowych i po prostu „ nazywanie mężczyzny mężczyzną ”. (Jej rozsądne stanowisko: istnieje dysforia płciowa. Nie usprawiedliwia to umieszczania mężczyzn w schroniskach dla kobiet, łazienkach, więzieniach ani w kobiecych drużynach sportowych).
Proponowane kanadyjskie ustawodawstwo zawiera sformułowania, które teoretycznie mogą zmniejszyć ryzyko skazania zgodnie z Kodeksem karnym za przestępstwo z nienawiści na podstawie domniemanych motywacji. Jeden fragment projektu ustawy wyjaśnia, że przestępstwo z nienawiści nie zostanie popełnione „wyłącznie dlatego, że dyskredytuje, poniża, rani lub obraża ofiarę”. Ale znowu zwróć uwagę na język – „wyłącznie”. Należy także wziąć pod uwagę fakt, że Hitchens (o ile by żył), Douglas, Rowling i inni mogą nadal podlegać dochodzeniu i zaleceniom prokuratury.
A teraz wyobraź sobie, że jesteś przeciętnym Kanadyjczykiem, niezbyt sławnym i pozbawionym środków, aby legalnie walczyć z niezbyt życzliwymi państwowymi inkwizytorami ds. praw człowieka: możesz zostać zmuszony do obrony w sądzie w związku z oskarżeniami o przestępstwa z nienawiści, które dotyczą Twojej „motywacji”.
Żeby było jasne, żaden z przytoczonych przeze mnie przykładów nie dotyczy przemocy ani nawoływań do przemocy – w przeciwieństwie do scenariusza, jaki wyobrażał sobie John Stuart Mill, zastanawiając się nad granicami wolności słowa: podekscytowany tłum protestujący przed domem handlarza kukurydzą, zarzucając mu głodzenie biednych to jest jak argumentował Mills, rodzaj podżegania do przemocy, który należy karać.
Moje przykłady nie obejmują również działań i podżegania ze strony prohamasowskiego tłumu w miastach USA i Kanady, gdzie fizycznie ograniczaj się dostęp do kawiarnii, kampusów, szkół, lodowisk, synagog, choinki w Rockefeller Center, a w niektórych przypadkach wzywa do przemocy wobec Żydów, a nawet ich zagłady.
Zamiast tego Bill C-63 skupia się na mowie, myślach i intencjach.
W Kanadzie, biorąc pod uwagę nasze biurokratyczne podejście do prawa, każdemu, kto swoimi słowami odważyłby się pójść za przykładem JK Rowling, prawdopodobnie groziłaby kara przewidziana w ustawie C-63: grzywna do 50 000 dolarów i/lub dożywocie. A ma to miejsce się to w kraju, w którym przestępcy skazani za handel narkotykami, przestępstwa przeciwko mieniu, a nawet za przestępstwa z użyciem przemocy często otrzymują jedynie lekkiego klapsa.
To wszystko jest bardzo orwellowskie – a obecnie także bardzo kanadyjskie. Na Wielkiej Białej Północy myśli, motywacje, emocje i mowa zostaną wkrótce uznane za przestępstwo i potencjalnie spotkają się z karami, które niegdyś były zarezerwowane dla przestępców odwołujących się do brutalnej przemocy.
Mark Milke jest założycielem i prezesem Fundacji Arystotelesa na rzecz Polityki Publicznej oraz redaktorem jej pierwszej książki pt. Projekt 1867: Dlaczego Kanada powinna być szanowana – a nie anulowana .
© Troy Media