Państwo pozwolą: zaczniemy dziś od opinii pisarza i publicysty, następnie odpytamy wujka specjalizującego się w dobrych radach, a w dalszej kolejności omówimy pokrótce elementy teorii państwa upadłego.
Dobrze, niech będzie: upadającego. W sumie sprzeczać się i tak nie ma o co. Ale najpierw Andrzej Pilipiuk: “Kilkadziesiąt lat systematycznej pracy w oparciu o me-tody inżynierii społecznej przyniosło spektakularne efekty”. Otóż, wcale nie takie spektakularne. Kilkadziesiąt lat systematycznej pracy w oparciu o metody inżynierii społecznej, przyniosło efekty, uwaga: trwałe. Znacznie gorsze od spektakularnych. Spektakularne bywają pokazy eksplodujących na niebie ogni sztucznych. Błyśnie, huknie, zadziwi czy zaskoczy – i zgaśnie. Tymczasem efekty tresury poznawczej, jakiej poddawano naród polski przez stulecia, do kupy z procesami tresury medialnej podtrzymującej, jakiej poddawani jesteśmy obecnie, przynosi efekty nieodwracalne w żadnej perspektywie czasowej. – A rada na to, wujku?
– Wpiszcie do konstytucji zakaz pełnienia funkcji publicznych przez ludzi, którzy kiedykolwiek je pełnili.
– To nonsens przecież.
– Przecież wiem.
***
Przestrzeń publiczną człowiekowatych nadwiślańskich, tutaj: naszą narodową przestrzeń wspólną, postrzegać możemy według trzech wektorów. Czy lepiej: narodową przestrzeń wspólną wznosimy na trzech poziomach. Poziom pierwszy pełni rolę fundamentu. To zbiór mitów i legend, tworzących kulturową historię wspólnoty. Poziom drugi składa się z człowiekowatych oraz z przynależnych nam krajobrazów, współtworzących codzienność. Mamy i poziom trzeci, a tu warto zauważyć: w naszym przypadku zbudowany odmiennie od podobnych, konstruowanych przez inne wspólnoty; mianowicie u nas są to wyjaśnienia niczego nie tłumaczące lub tłumaczenia wyjaśniające rzecz każdą i każdy przedmiot, i wydarzenie każde, lecz na opak. Wyjaśnienia zakłamujące wszystkie możliwe emocje.
Czemu tak? Bo wiedza o człowieku stanowi, co nasi treserzy przyswoili znakomicie, iż emocje to najskuteczniejsze narzędzia, pozwalające prowadzić dowolną masę ludzką w określonym kierunku. Przykład: co jakiś czas wróg ten czy tamten, oznajmia nam, gdzie leżą granice naszego państwa, czytaj: gdzie Polki i Polacy mogą przebywać, powiedzmy: w danym stuleciu. Tymczasem łepetyny nadwiślańskie, zajęte nienawiścią wzajemną wzbudzoną indukowanymi sztucznie emocjami, ślepną na oczywistości, objawiane im przez jednostki zorientowane w grze.
***
W tym miejscu dość będzie relacji z faktów, pora na wątek z tezami. Teza pierwsza: historię własnej wspólnoty należy znać. Teza druga: im głębiej tę historię poznamy, tym lepiej. Czy jeno banał spotka nas przy próbie dowiedzenia obu tych tez? Niekoniecznie. By tak rzec: na pierwszy rzut oka widać, co pod powieki skacze. Mianowicie historię warto znać, a im znamy ją dokładniej, tym dla nas lepiej, ponieważ bez znajomości przeszłości nie sposób skutecznie przeciwdziałać ludziom złej woli, którzy także naszą historią posługują się w złej woli.
Nie za długie? Za to jasne, prawda? Tymczasem Polacy własnej historii nie znają. Ewentualnie znają w wersjach sprokurowanych dla “odbiorców kultury masowej”. W opcjach typu: “Jakoś to będzie, bo zawsze jakoś tam to jest”. Mam na myśli: w wersjach prostacko okrojonych z sensu poznawczego – przykładowo do postaci seriali. Gabriel Maciejewski (red. moja – KL): “Mamy trudną sytuację od XVIII wieku, gdy utraciliśmy mozolnie wznoszone, innowacyjne państwo, budowane przez 400 lat. Od tej pory jesteśmy unieważniani, przepychani, pomniejszani, piszą nam historię obcy i wrodzy”.
Prawda o nas wywołuje uniesienie brwi lub pukanie w czoło, tłumaczy dalej Maciejewski, konkludując, że zaprzepaściliśmy podstawy. I że zamiast fundamentu mamy do czynienia ze splątanym kłębem wełny oraz zakłamanymi symbolami. Zakłamanymi, ponieważ z reguły powypychanymi fałszywymi znaczeniami. Pytanie, jak ów kłąb rozsupłać, by wreszcie wyjść na prostą, nadal pozostaje bez odpowiedzi. Tyle Maciejewski (polecam: https://coryllus.pl).
Podsumowując: ślepiśmy w większości, i wciąż. Gadżety poprzebierane za zwyczajność robią nad Wisłą za potiomkinowską codzienność, a my robimy za marionetki, uwiązane sznurkami do dłoni treserów-manipulantów. Bezwolne marionetki, zaplątane w wizję rzeczywistości autorstwa tychże manipulantów. To samo innymi słowami: dorasta kolejne pokolenie, którego nie nauczyliśmy Rzeczypospolitej. Bo nie idei Rzeczypospolitej przecież uczyliśmy ich, ucząc polskiego języka. Na dobrą sprawę, niby co z dziejów naszych i jakież tradycje przekazaliśmy w przód, a jeśli w ogóle cokolwiek poza symbolami udało się nam przekazać, to czemu z tak marnym efektem?
Wniosek: logika oraz podstawy socjotechniki, od przedszkola zaczynając. Nie “niebawem”. Już zaraz, teraz, natychmiast. Bez oglądania się na państwo, czym innym zajęte wraz ze swoją “elitą”. Albo też popsujemy naszą pospolitą rzecz do końca, przyzwalając na jej zepsucie. I oby nie okazało się, że północ minęła a Rzeczpospolitą już popsuliśmy. Czy tam pozwoliliśmy popsuć. Czy to zresztą ważne, skoro na jedno wychodzi?
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl