Jak zwykle zataczamy się od ściany do ściany, w zależności od tego, w którą stronę ktoś nas popchnie. Kiedy 17 września 2009 roku prezydent Obama dokonał słynnego “resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, popychając nas tym samym w objęcia strategicznych partnerów, to znaczy – Niemiec i Rosji, to wpadliśmy w ich ramiona, a Książę-Małżonek złożył nawet “hołd pruski”.
Zresztą 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, w związku z czym zostaliśmy przez Naszego Najważniejszego Sojusznika popchnięci do strategicznego partnerstwa z Rosją.
Jak pamiętamy, w rezultacie w sierpniu 2012 roku, doszło w Warszawie do podpisania deklaracji o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Kto wie, jak daleko byśmy na tej drodze zaszli, być może nawet do unii z Rosją – gdyby prezydentowi Obamie nie strzeliło do głowy, by zresetować swój poprzedni “reset”. USA wyłożyły 5 mld dolarów na “majdan” na Ukrainie, co doprowadziło do wojny Ameryki i NATO z Rosją do ostatniego Ukraińca.
Teraz Ukraińców jakby zaczynało brakować, toteż Nasz Najważniejszy Sojusznik, który w międzyczasie, w nagrodę za dobre sprawowanie, to znaczy – za odstąpienie od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z bezcennym Izraelem – pozwolił Naszemu Drugiemu Sojusznikowi na urządzanie Europy po swojemu.
Toteż Nasz Drugi Sojusznik zaraz dokonał podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, wystawiając do wyborów dwóch antagonistów: Mateusza Morawieckiego, który już w roku 1989 był zarejestrowany jako tajny współpracownik STASI i Donalda Tuska, który zarejestrowany został jako tajny współpracownik o pseudonimie “Oskar”.
Właśnie mój Honorable Correspondant nadesłał mi zdjęcie teczki “Oskara” z informacją, że wprowadził ją do sieci pan prof. Andrzej Nowak, co świadczyłoby na rzecz jej autentyczności.
Jak wiemy, wprawdzie pan Morawiecki, to znaczy – gang, który go lansował – dostał najwięcej głosów, ale demokracja wskazała jednak na “Oskara”, jako Najukochańszą Duszeńkę Naszego Drugiego Sojusznika, w imieniu którego przemawia Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen. Tak było również z wybitnym przywódcą socjalistycznym Adolfem Hitlerem, którego niemiecka demokracja wyniosła do władzy, no a potem – wiadomo. Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy to tylko ja mam takie wrażenie, czy inni też je mają, że Donald Tusk – bo o nim przecież mówimy – coraz bardziej upodabnia się fizycznie do wspomnianego wybitnego przywódcy?
Skoro tedy Niemcy odstąpiły, przynajmniej na tym etapie, od strategicznego partnerstwa z Rosją, jesteśmy popychani do udziału w toczącej się wojnie.
Nie tylko zresztą przez Naszego Drugiego Sojusznika, ale również – przez Naszego Najważniejszego Sojusznika oraz jego żydowskich mentorów.
Oto odcięty w swoim czasie przez Putina od stryczka oligarcha Michał Chodorkowski, wykombinował sobie, żeby Polska wprowadziła swoją niezwyciężoną armię do Lwowa. Najwyraźniej w chłodnym miejscu musiał nasłuchać się czastuszki, że “bomba atomowa, bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa”, dzięki czemu teraz może naszym statystom udzielać zbawiennych rad.
Ale Nasz Drugi Sojusznik aż tak ambitnie nie kombinuje i na razie popycha Donalda Tuska w stronę militarysmusa – bez żadnych ekspektatyw terytorialnych. Na pierwszy ogień poszła “żelazna kopuła”, przy pomocy której Niemcy będą chronili niebo gwiaździste nad nami przed ruskimi rakietami. To oczywiście bardzo ładnie ze strony Niemiec, że teraz one wystąpią w służbie bezpieczeństwa – ale myślę, że nie tyle chodzi im, żeby nam dogodzić, tylko – że ta cała “żelazna kopuła”, to milowy krok na drodze utworzenia wytęsknionych europejskich sił zbrojnych, to znaczy – wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli, w jakiej pozostaje ona w ramach NATO.
W tym celu premier Tusk namawiał się z panią prezeską wielkiego banku inwestycyjnego, że ona nam pożyczy forsę, a my za to sfinansujemy, wraz z premierami innych bantustanów – wspomnianą “kopułę”.
Ale to jeszcze nic, bo w ramach popychania Donalda Tuska w stronę militarysmusa, zamierza on zbudować “Linię Zygfryda” wzdłuż granicy polsko-białoruskiej, a być może również – wzdłuż granicy litewsko-rosyjskiej, lotewsko-rosyjskiej i estońsko-rosyjskiej, czyli wzdłuż “linii Mołotowa”. W tym celu też się zapożyczymy – nad czym ubolewa, ale tylko trochę – były Naczelnik Państwa. Tylko trochę – bo chyba jeszcze nie wie, czy Nasz Najważniejszy Sojusznik “Linię Zygfryda” też popiera, czy wolałby, żeby Polska te pieniądze przekazała Ukrainie.
Okazuje się jednak, że IV Rzesza, której budowa w ostatnim roku nabrała tempa stachanowskiego, terytorialnie będzie skromniejsza od Rzeszy III. Jak pamiętamy z buńczucznych przemówień Adolfa Hitlera, wschodnia granica III Rzeszy miała znajdować się na Uralu. To tam miała być zbudowana “Linia Zygfryda”, która oddzielałaby “dzikie pola” syberyjskie od cywilizacji i byłaby najeżona fortalicjami, w których każdy rasowy Niemec musiałby odsłużyć swoje, by przed przejściem do życia cywilnego nabrać stosownego hartu. Teraz coś takiego byłoby chyba ryzykowne, bo syberyjskie “dzikie pola” w mgnieniu oka zaroiłyby się od Chińczyków. Za Hitlera takiego niebezpieczeństwa jeszcze nie było, a i Japończyków było stanowczo zbyt mało. Teraz, to co innego – i dlatego Nasz Najważniejszy Sojusznik, jeśli nawet wojuje z Rosją, to tylko – do ostatniego Ukraińca – czyli – żeby Rosji nie zrobić nic złego, bo mimo wszystko lepiej z Putinem, niż z miliardem Chińczyków, którym – jak pisze proletariacki poeta – przewodzi “ Kitajec, straszny Pa-Fa-Wag”.
I pomyśleć, że jeszcze półtora roku temu Donald Tusk był zdecydowanym przeciwnikiem płotu, który na granicy polsko-białoruskiej wzniosła PiS-owska soldateska, a za jego przykładem całe stado autorytetów moralnych, pod dyrekcją Judenratu “Gazety Wyborczej” unisono wyło w obronie nieszczęśliwych migrantów, którzy od bezlitosnej PiS-owskiej Straży Granicznej cierpieli niewymowne katiusze.
Dzisiaj o tym cyt! – ani słówka – bo Donald Tusk już nie uważa migrantów za nieszczęśliwych, a skoro tak, to i stado, wtedy beczące pod batutą Judenratu pana red. Michnika, teraz ani piśnie. Nie ma rozkazu, to nie współczujemy. Okazuje się, że autorytety moralne pierwsze opanowały sztukę świadomej pruskiej dyscypliny, a to znaczy, że nie tylko Nasz Drugi Sojusznik, ale i Donald Tusk w Generalnej Guberni będzie miał z nich pociechę.
Stanisław Michalkiewicz