Siergiej Karaganow jest przewodniczącym rosyjskiej Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej, dziekanem Wydziału Ekonomii Światowej i Stosunków Międzynarodowych na jednym z moskiewskich uniwersytetów, byłym doradcą Jelcyna i Putina, a cały czas bliskim współpracownikiem szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa. Jego  teksty dotyczące przyszłości świata można traktować jako nieoficjalny wyraz stanowiska rosyjskich elit we współczesnym świecie. Karaganow, który jest byłym zwolennikiem westernizacji Rosji,  uznał ten pomysł za błędny. Rosja chciała się integrować z Zachodem, a Putin nawet chciał ją wprowadzać do NATO, jednak propozycje te zostały odrzucone, a Rosję potraktowano jako neokolonię, ponadto Karaganow pisze wprost, że Zachód staje się „post-ludzki”, dogłębnie zdemoralizowany, którego ustawodawstwo zaprzecza naturze ludzkiej. Dlatego na Zachodzie dla Rosjan nie ma dziś już nic atrakcyjnego. 


 

Artykuł drugi 
Nasza droga – strzała starożytnej tatarskiej woli
przeszyła naszą pierś…
…I wieczna walka! Marzymy tylko o pokoju
Przez krew i kurz…
Klacz stepowa leci, leci
i miażdży pierzastą trawę…
Aleksander Blok. Na polu Kulikowo
Wiele kierunków niezbędnej polityki zostało już nakreślonych w 2021 r. w „Strategii bezpieczeństwa narodowego Federacji Rosyjskiej”, a zwłaszcza w przyjętej w 2023 r. „Koncepcji polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej” . Na ich podstawie spróbuję pójść dalej.
Polityka zagraniczna
Niezwykle niebezpieczny świat najbliższych dwóch dekad wymaga korekty polityki zagranicznej i obronnej. Pisałem już, że powinny one opierać się na koncepcji „twierdzy Rosja” – maksymalnej możliwej niepodległości, suwerenności, bezpieczeństwie, niepodległości, koncentracji na rozwoju wewnętrznym. Ale oczywiście nie jest to autarkia – która jest zabójcza. Potrzebujemy rozsądnej otwartości na korzystną współpracę gospodarczą, naukową, kulturalną i informacyjną z zaprzyjaźnionymi krajami Większości Światowej (WM).
Ale otwartość nie jest celem samym w sobie, ale środkiem służącym wewnętrznemu rozwojowi materialnemu i duchowemu. Otwartość liberalno-globalistyczna, jak już widzieliśmy, jest śmiertelnie niebezpieczna. Chęć integracji za wszelką cenę w „międzynarodowe łańcuchy wartości” jest głupotą, gdy sami twórcy poprzedniego modelu globalizacji niszczą go i militaryzują powiązania gospodarcze.
Rola współzależności jako narzędzia utrzymania pokoju była już wcześniej przeceniana, obecnie jest jednak przede wszystkim niebezpieczna. Musimy spróbować stworzyć na naszym terytorium „łańcuchy wartości”, aby zwiększyć jego powiązania, zwłaszcza w odniesieniu do interakcji centrum kraju z Syberią, a dokładniej z zaprzyjaźnionymi państwami. Teraz jest to Białoruś, większość państw Azji Środkowej, Chiny, Mongolia, kraje SCO i BRICS.
Polityka „Twierdzy Rosja” wymaga maksymalnego nieangażowania się w konflikty, które wybuchną podczas trwającego „geostrategicznego trzęsienia ziemi”. W nowych warunkach bezpośrednie zaangażowanie nie jest aktywem, ale zobowiązaniem. Zaczynają tego doświadczać dawne potęgi kolonialne, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, które stoją w obliczu rosnącego antyamerykanizmu i ataków na swoje bazy.
Te i inne bezpośrednie aktywa zagraniczne będą coraz bardziej bezbronne, co należy pośrednio promować poprzez podnoszenie kosztów amerykańskiego imperium i ułatwianie odbudowy amerykańskiej klasy polityki zagranicznej po globalistycznej hegemonicznej chorobie lat powojennych, zwłaszcza ostatnich trzydziestu lata. Bardzo skutecznie nie daliśmy się wciągnąć w kolejne konflikty ormiańsko-azerbejdżańskie i izraelsko-palestyńskie. Ale oczywiście nie możemy powtórzyć ukraińskiej porażki, kiedy antyrosyjskie elity doszłyby do władzy w krajach sąsiednich lub zostaną zdestabilizowane z zewnątrz. Kazachstan budzi w tym względzie największe obawy. Potrzebujemy proaktywnej współpracy z innymi przyjaznymi krajami.
Rozwój jedynie częściowo udanego zwrotu wschodniego przez Daleki Wschód wymaga nowej kompleksowej strategii syberyjskiej, wzywającej do  rozwoju Trans-Uralu.
„Syberyzacja” Rosji, przesunięcie centrum jej rozwoju duchowego, politycznego i gospodarczego na Ural i całą Syberię, a nie tylko część Pacyfiku, z przyspieszonym rozwojem oprócz Północnego Szlaku Morskiego i autostrad równoleżnikowych, dróg południkowych. Zaangażowanie w tę strategię krajów Azji Centralnej z ich nadwyżkami siły roboczej, ale także niedoborami wody i towarów wodochłonnych, rewitalizacja Północnego Jedwabnego Szlaku
Świadoma integracja z nowym światem wymaga odkrycia azjatyckich korzeni. Wielki rosyjski władca, święty książę Aleksander Newski, nie tylko otrzymał od Batu etykietę władania Saraj, ale także potwierdził ją w stolicy imperium mongolskiego, Karakorum. W latach 1248–1249 podróżował po terytorium współczesnej Azji Środkowej, południowej Syberii i Mongolii. Stamtąd, kilka lat później, Wielki Chan rozpoczął swoją drogę do pozycji największego władcy Chin, ówczesnego cesarza Kubilaja, założyciela dynastii Yuan, która zjednoczyła pod władzą Chiny, Mongolię, Koreę i szereg sąsiednich krajów. Wiemy o nim od Marco Polo. Jest prawie pewne, że Aleksander i Kubilaj się spotkali. Matka Kubiłaja była chrześcijanką, a w jego oddziałach walczyli Rosjanie werbowani z obwodów smoleńskiego i riazańskiego. Podobnie jak w armii Aleksandra, walczyli Mongołowie, których władzę starał się obalić, ale wykorzystywał ich także do obrony przed wrogami z Zachodu, którzy zagrażali – jak to się teraz mówi – tożsamości Rusi. Historia stosunków rosyjsko-chińskich jest znacznie głębsza, niż się powszechnie uważa.
Rosja nie stałaby się wielkim imperium i najprawdopodobniej nie przetrwałaby na równinie rosyjskiej, atakowanej z południa, wschodu i zachodu, gdyby nie rozwój Syberii z jej niezliczonymi zasobami. Piotr zbudował wielkie imperium, w dużej mierze opierając się na nich. Transporty wiozące jedwabie i herbatę z Chin do Europy wzdłuż Północnego Jedwabnego Szlaku przez Rosję zostały wykorzystane na wyposażenie pułków nowej armii rosyjskiej.
Z opóźnieniem (byłoby lepiej sto lat wcześniej), kończąc zachodnią, europejską podróż (z Zachodu prawie nic pożytecznego nie można zabrać, ale stamtąd pełza badziewie), pozostawimy sobie wielką kulturę europejską. Bez tego nie stworzylibyśmy naszej największej literatury. A bez Dostojewskiego, Puszkina, Tołstoja, Gogola, Bloka nie stalibyśmy się wielkim krajem i wielkim narodem.
W obecnych warunkach światowych bezwarunkowym priorytetem powinien być rozwój w społeczeństwie świadomości obronnej, gotowości do obrony Ojczyzny, także z bronią w ręku. Liczba „płatków śniegu” w naszym społeczeństwie powinna stopić się, a liczba wojowników powinna wzrosnąć. To rozwój naszej przewagi konkurencyjnej, niezbędnej dla świata przyszłości – zdolności i chęci walki, która była efektem trudnej historii udanej walki o przetrwanie na gigantycznej równinie otwartej ze wszystkich stron.
Wektorem dzisiejszej polityki zagranicznej jest wszechstronny rozwój stosunków z krajami Większości Światowej. Kolejnym oczywistym, ale jeszcze niesformułowanym celem jest zorganizowanie wraz z partnerami z Bloku Światowego jak najbardziej pokojowego wycofania się Zachodu z dominujących pozycji, które zajmował przez prawie pięć stuleci, a Stanów Zjednoczonych z hegemonicznych pozycji zdobytych przez dekadę i pół  od końca lat 80., do bardziej skromnej, ale godnej pozycji w systemie światowym. Nie ma potrzeby popychać. Biorąc pod uwagę wektor rozwoju Zachodu, odejdą sami. Konieczne jest jednak zdecydowane powstrzymanie bitew tylnej straży wciąż potężnego organizmu. Za kilka dekad możliwe będzie częściowe przywrócenie normalnych relacji. Ale to nie jest celem samym w sobie.
W nowym, zróżnicowanym, wieloreligijnym i wielokulturowym świecie musimy wypracować kolejną przewagę konkurencyjną – internacjonalizm oraz otwartość kulturową i religijną. W edukacji szczególny nacisk kłaść się powinno  na studiowanie języków, kultur, życia wschodzących krajów i cywilizacji Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. W myśleniu o polityce zagranicznej – nie tylko zachęcać, ale także stanowczo narzucać reorientację od przestarzałego i po prostu nędznego westernizmu do nowego świata.
Dużo pisałem o konieczności radykalnej reformy aparatu polityki zagranicznej – ona jest w toku, ale spowalnia ją biurokratyczna i mentalna inercja, ukryte nadzieje na powrót do bezpowrotnie utraconego status quo ante. Zaryzykowałbym wezwanie do wprowadzenia środków administracyjnych – dyplomaci pracujący na kierunkach zachodnich powinni zarabiać mniej niż pracujący w krajach Bloku Światowego. Najważniejszym kierunkiem polityki jest utworzenie  nowych instytucji, które pomogłyby zbudować nowy świat, zapobiec lub przynajmniej spowolnić popadanie w serię kryzysów .
ONZ jest jednostką zanikającą, przyćmioną przez aparat westernizacji i dlatego nie da się jej zreformować. Nie ma potrzeby burzenia, ale konieczne jest budowanie równoległych struktur w oparciu o BRICS+, rozbudowę SCO, ich integrację z Organizacją Jedności Afrykańskiej, Ligą Państw Arabskich, ASEAN, MERCOSUR. Na etapie pośrednim możliwe jest utworzenie stałego spotkania tych instytucji w ramach ONZ.
Jeśli jesteśmy cywilizacją cywilizacji, to dlaczego nie zacząć wraz z naszymi przyjaciółmi i partnerami budować organizację organizacji – prototyp przyszłej ONZ?
Pekin jest głównym zewnętrznym źródłem naszego wewnętrznego rozwoju, sojusznikiem i partnerem w dającej się przewidzieć przyszłości. Warto promować rozwój potęgi morskiej i militarno-strategicznej Chin, aby pozbawić Stany Zjednoczone roli agresywnego hegemona i ułatwić im przejście do pozycji w miarę konstruktywnego neoizolacjonizmu na wzór lat 30.
Chiny i Rosja to uzupełniające się mocarstwa. Ich koalicja, jeśli uda się ją utrzymać, a to musi zostać osiągnięte, z biegiem lat może stać się czynnikiem decydującym w budowie nowego układu światowego. Cieszy fakt, że współczesna chińska filozofia polityki zagranicznej jest bliska naszej .
Jednocześnie naturalną strategią Rosji powinna być eliminacja jednostronnej zależności gospodarczej, a także praca nad „przyjaznym balansem” ChRL poprzez interakcję z Turcją, Iranem, Indiami, Pakistanem, krajami ASEAN, światem arabskim, obiema Koreami i nawet w przyszłości z Japonią. Największym wyzwaniem jest zapobieżenie konfliktowi międzykoreańskiemu, który mógłby zostać sprowokowany przez Stany Zjednoczone. Najważniejszym elementem „przyjaznego balansu” powinien być wspomniany nowy rozwój Syberii. Równowaga jest przydatna także dla Pekinu; będzie miała na celu zmniejszenie obaw eurazjatyckich sąsiadów przed potęgą ChRL. Wreszcie przyjazne, niemal sojusznicze stosunki z Chinami, przyjazne stosunki z Indiami oraz rozwój SOW mają stać się podstawą systemu bezpieczeństwa, rozwoju i współpracy w Wielkiej Eurazji. Mam nadzieję, że jego utworzenie stanie się oficjalnym celem rosyjskiej polityki zagranicznej.
Taka strategia stanie się także bezpiecznikiem, jeśli pokojowe przez ostatnie stulecia Chiny nagle rozbudzą swoje historyczne tendencje ekspansjonistyczne, m.in. przez geny mongolskie. Te geny jednak, przypominam, są tym, co nas łączy. Obydwa kraje są pod wieloma względami spadkobiercami wielkiego imperium Czyngis-chana. Odnalezienie wspólnych korzeni jest fascynującym wyzwaniem dla historyków obu krajów. Jeśli Rosja pozostanie silna i będzie miała o co walczyć, Chiny utrzymają swoje miłujące pokój gigantyczne podejście, a przywódcy obu krajów i narodów nawiążą przyjaźń, ta para stanie się filarem międzynarodowego pokoju i stabilności.
Indie są kolejnym naturalnym sojusznikiem w tworzeniu nowego systemu światowego i zapobieganiu ześlizgnięciu się w III wojnę światową. Kraj jest źródłem ważnych technologii, siły roboczej dla nowego rozwoju Syberii, a także rynku niemal bez dna. Najważniejszym zadaniem jest włączenie Indii w prace nad budową Wielkiego Partnerstwa Eurazjatyckiego, od którego wciąż pozostają nieco na uboczu, aby nie stały się nieprzyjaznym czynnikiem równoważącym Chiny, do czego dążą Stany Zjednoczone, a także w celu złagodzenia naturalnej konkurencji między Indiami a Chinami.
Trójkąt Primakowa Rosja-Chiny-Indie jest gwarantem w miarę pokojowego rozwoju Wielkiej Eurazji. Szczególnych wysiłków wymaga złagodzenie sprzeczności indo-pakistańskich, które pozostają na peryferiach uwagi rosyjskiej dyplomacji. Tymczasem przypominam, że właśnie tam znajduje się jedno z najniebezpieczniejszych ośrodków ewentualnego konfliktu termojądrowego. Tymczasem potrzebujemy setek indologów, dziesiątek specjalistów od Pakistanu, Iranu, Indonezji i innych krajów Azji Południowo-Wschodniej oraz Afrykanów. I oczywiście tysiące sinologów.
W ramach strategii budowy Wielkiej Eurazji konieczne jest dalsze zwrócenie uwagi na ASEAN. To nie tylko targi i przyjemne, przyjazne miejsca dla wczasowiczów. Za dekadę mogą pojawić się poważne konflikty. Co więcej, ustępujące Stany Zjednoczone są w dalszym ciągu zainteresowane ich napędzaniem.
Stan naszych powiązań ze światem arabskim jest głęboko satysfakcjonujący. Stosunki z wieloma jej przywódcami – Egiptem, ZEA, Arabią Saudyjską, Algierią – są praktycznie przyjazne. Rosyjskie równoważenie zewnętrzne pomaga ustabilizować niespokojny region, którym Stany Zjednoczone zaczęły aktywnie wstrząsać. Chiny również zaczęły znakomicie uczestniczyć w polityce takiego równoważenia zewnętrznego, przyczyniając się do zbliżenia Arabii Saudyjskiej i Iranu.
W kierunku północnoamerykańskim – promowanie długoterminowego odejścia Stanów Zjednoczonych w ich naturalny neoizolacjonizm na nowym, globalnym poziomie. Całkowity powrót do paradygmatu politycznego sprzed II wojny światowej jest niemożliwy i prawdopodobnie niepożądany. Zależność Stanów Zjednoczonych od świata zewnętrznego zapewnia narzędzia nacisku na nie. Jeśli zmieni się obecne pokolenie elit liberalno-globalistycznych, Stany Zjednoczone mogą nawet stać się stosunkowo konstruktywnym czynnikiem równoważącym system światowy, jak to miało miejsce do drugiej połowy XX wieku. Kompleksowa strategia powstrzymywania) nie jest potrzebna – prowadzi to do marnowania zasobów niezbędnych do wewnętrznego odrodzenia. Nie mamy żadnych głębokich sprzeczności z Amerykanami. Pojawiły się w wyniku ekspansji, pogłębionej przez naszą słabość i głupotę lat 90., co przyczyniło się do gwałtownego wzrostu nastrojów hegemonicznych w Waszyngtonie.
Kryzys wewnętrzny, odwołanie się obecnych elit amerykańskich do wartości posthumanizmu powoduje dalsze osłabienie ich „miękkiej siły”, naszym zdaniem – wpływów ideologicznych. W międzyczasie twarda polityka strategicznego powstrzymywania (więcej o tym poniżej) powinna stworzyć warunki do ewolucji Stanów Zjednoczonych w normalną wielką potęgę.
Europa, niegdyś latarnia morska modernizacji dla nas i wielu innych narodów, szybko zmierza w stronę nieistotności geopolitycznej i, mam nadzieję, że się mylę, w stronę dezintegracji. Warto próbować wykorzystać wciąż bogaty rynek, jednak głównym wektorem w stosunku do subkontynentu jest wykluczenie moralne i polityczne. Straciwszy najpierw duszę – chrześcijaństwo, tracą także owoce Oświecenia – racjonalizm. Ponadto europejska biurokracja na polecenie zewnętrzne sama narzuca Rosji odmowę. Podziękujmy jej zato.
Dla wielu Rosjan zerwanie z Europą nie jest łatwe. Ale trzeba to zakończyć jak najszybciej. Oczywiście szermierka tutaj nie powinna stać się zasadą i być totalna. Ale mówienie o odtworzeniu europejskiego systemu bezpieczeństwa to niebezpieczna chimera. Należy budować systemy współpracy i bezpieczeństwa w ramach kontynentu przyszłości – Wielkiej Eurazji, zapraszając zainteresowane kraje europejskie.
Ważnym elementem powinna być polityka ideologicznie ofensywna, a nie defensywna, jak to miało miejsce w przeszłości. Próby „dogadania się” i dochodzenia do porozumienia z Zachodem są nie tylko niemoralne, ale także przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego z punktu widzenia Realpolitik . Czas otwarcie wznieść sztandar obrony normalnych wartości ludzkich przed wartościami post-, a nawet antyludzkimi, napływającymi z Zachodu.
Jedną z głównych wytycznych polityki rosyjskiej powinna być aktywna polityka walki o pokój, od dawna proponowana, ale odrzucona przez zmęczone sowieckimi hasłami rosyjskie środowisko polityki zagranicznej. I nie tylko przeciwko wojnie nuklearnej. Stare hasło „Nie należy rozpoczynać wojny nuklearnej, nie ma w niej zwycięzców” jest piękne, ale ma też miękkie serce. Jak pokazało doświadczenie wojny na Ukrainie, otwiera ono drzwi do wielkich wojen z użyciem broni konwencjonalnej. A wojny te mogą być i będą coraz częstsze, a jednocześnie coraz bardziej „dostępne”. O ile oczywiście aktywna polityka pokojowa im nie zapobieże.
Jedyny rozsądny cel naszej polityki wobec ziem ukraińskich jest dla mnie całkiem oczywisty. Wyzwolenie i aneksja całego południa, wschodu i prawdopodobnie regionu naddniepru.
Ziemie zachodnie są przedmiotem przyszłych negocjacji. Optymalną opcją jest utworzenie tam zdemilitaryzowanego państwa buforowego o statusie neutralnym traktatowo (z rosyjskimi bazami gwarantującymi neutralność).
Miejsca dla tych mieszkańców dzisiejszej Ukrainy, którzy nie chcą rosyjskiego obywatelstwa i życia pod rosyjskim prawem. A żeby uniknąć prowokacji i niekontrolowanej migracji, ogrodzenie w rodzaju tego, co Trump zaczął budować na granicy z Meksykiem.
Aspekt militarno-polityczny
Decydując się na proaktywne (choć z opóźnieniem) rozpoczęcie aktywnych działań militarnych przeciwko Zachodowi, działając zgodnie ze starymi ideami, nie spodziewaliśmy się, że wróg rozpęta wielką wojnę. I od samego początku nie stosowaliśmy aktywnego odstraszania nuklearnego. Wciąż zwlekamy. Czyniąc to, nie tylko torujemy drogę do śmierci setek tysięcy i milionów, jeśli weźmiemy pod uwagę straty spowodowane gwałtownym pogorszeniem jakości życia ludzi na Ukrainie, a także dziesiątek tysięcy naszych ludzi. Ale wyrządzamy też krzywdę całemu światu. Agresor, którym jest de facto Zachód, pozostaje bezkarny. Otwarta jest droga dla nowych agresji.
Zapomnieliśmy o podstawach strategii powstrzymywania. Strona o większym potencjale konwencjonalnym, ludzkim i gospodarczym czerpie korzyści z ograniczania roli odstraszania nuklearnego i odwrotnie.
Kiedy ZSRR cieszył się przewagą w siłach zbrojnych ogólnego przeznaczenia, USA/NATO bezwstydnie polegały na koncepcji pierwszego uderzenia. To prawda, że ​​Stany Zjednoczone blefowały i jeśli planowały uderzenia nuklearne, to tylko przeciwko nacierającym wojskom radzieckim na terytorium sojuszników. Uderzenia na terytorium ZSRR nie były zamierzone, ponieważ nie było wątpliwości co do reakcji odwetowej na amerykańskie miasta.
Wzmocnienie oparcia się na odstraszaniu nuklearnym i przyspieszenie ruchu po drabinie eskalacji ma przekonać Zachód, że w związku z konfliktem zbrojnym na Ukrainie ma trzy opcje.
Pierwszym jest wycofanie się z godnością, na przykład na warunkach zaproponowanych powyżej.
Drugim jest zostać pokonanym, uciec jak z Afganistanu i przyjąć falę uzbrojonych uchodźców.
Albo – po trzecie – mieć to samo, ale łącznie z atakami nuklearnymi na swoje terytorium i towarzyszącym mu upadkiem społeczeństw.
Zgodne z rosyjską tradycją – zadanie miażdżącej porażki europejskiej inwazji, po której następuje porozumienie w sprawie nowego porządku.
Tak właśnie uczynił Aleksander I z Kutuzowem i de Tollym w latach 1812–1814. – wtedy były porozumienia Kongresu Wiedeńskiego. Następnie Stalin wraz z Żukowem, Koniewem, Rokossowskim ponownie pokonał armię paneuropejską, tym razem pod dowództwem Hitlera, i zawarto traktat pokojowy w Poczdamie.
Nie zgadzam się jednak z argumentami przemawiającymi za takim zakończeniem najnowszej agresji. Przecież zawarcie takiego porozumienia teraz wymagałoby utorowania drogi wojskom rosyjskim za pomocą broni nuklearnej. Nadal ponosząc ogromne straty. W tym moralne. W końcu będzie to wojna ofensywna. Wiarygodny i niezawodny środek odstraszania nuklearnego oraz bufor bezpieczeństwa na terytorium zachodniej Ukrainy powinien być gwarantem zaprzestania agresji. SVO musi kontynuować grę aż do zwycięstwa. Wróg musi wiedzieć, że jeśli się nie wycofa, legendarna rosyjska cierpliwość dobiegnie końca. A za śmierć każdego rosyjskiego żołnierza trzeba będzie zapłacić tysiącami istnień ludzkich po drugiej stronie.
Nie da się zapobiec wpadnięciu świata w serię konfliktów i następującej po nich globalnej wojny termojądrowej, zapewnić kontynuację pokojowego odrodzenia naszego kraju i przekształcić go w jednego z architektów i budowniczych nowego systemu światowego bez  intensyfikacji i modernizacji polityki odstraszania nuklearnego. O wielu aspektach takiej polityki pisałem w poprzednich artykułach i innych materiałach. Jednak doktryna rosyjska przewiduje już dzisiaj możliwość użycia broni nuklearnej do odparcia szerokiego spektrum zagrożeń, a realna polityka w jej nowoczesnym kształcie wykracza poza doktrynę. Konieczne jest doprecyzowanie i zaostrzenie sformułowań oraz odpowiednich środków wojskowo-technicznych.
Najważniejsze jest wykazanie gotowości i umiejętności użycia broni nuklearnej w sytuacjach awaryjnych.
Nie mam wątpliwości, że modernizacja doktryny postępuje. Świadczy o tym wiele konkretnych kroków. Najbardziej oczywiste jest rozmieszczenie systemów rakietowych dalekiego zasięgu na liniach frontu, na terytorium bratniej Białorusi. Rakiety te są wyraźnie przeznaczone do użycia nie tylko wtedy, gdy zagrożone jest „samo istnienie państwa”, ale znacznie wcześniej. Jednak w zapisach doktryny poświęconych warunkom użycia broni nuklearnej istnieją luki wymagające uzupełnienia, zwłaszcza w sytuacji oczywiście przedwojennej.
Aktywując odstraszanie nuklearne, nie tylko otrzeźwimy agresorów, ale także wyświadczymy nieocenioną usługę całej ludzkości. Nie ma innego zabezpieczenia przed serią wojen i poważnym konfliktem termojądrowym. Należy to aktywować. My, w niedawno utworzonym Instytucie Światowej Ekonomii i Strategii Wojskowej przy Wyższej Szkole Ekonomii Narodowego Uniwersytetu Badawczego, kierowanym przez admirała Siergieja Avakyantsa i profesora Dmitrija Trenina, pomożemy temu procesowi od strony naukowej. Wyrażę jedynie część moich opinii, które wymagają szybkiego opracowania i wdrożenia.
Polityka rosyjska musi publicznie wychodzić z faktu, że NATO jest wrogim blokiem, który poprzez swoją przeszłą politykę udowodnił swoją agresywność i de facto prowadzi wojnę z Rosją. Dlatego wszelkie, łącznie z wyprzedzającymi atakami nuklearnymi są moralnie i politycznie uzasadnione. Przede wszystkim dotyczy to krajów aktywnie uczestniczących we wspieraniu junty kijowskiej. Starzy, a zwłaszcza nowi członkowie sojuszu muszą zrozumieć, że po przystąpieniu do bloku ich bezpieczeństwo zostało radykalnie osłabione, a kompradorskie elity rządzące postawiły ich na krawędzi życia i śmierci.
Niejednokrotnie pisałem, że jeśli Rosja przeprowadzi wyprzedzający atak odwetowy na którykolwiek kraj NATO, Stany Zjednoczone nie podejmą żadnej odpowiedzi, chyba że w Białym Domu i Pentagonie znajdą się szaleńcy, którzy nienawidzą swojego kraju i są gotowi zniszczyć Waszyngton, Houston, Chicago czy Los Angeles w obronie Poznania, Frankfurtu, Bukaresztu czy Helsinek.
Rosyjska polityka użycia broni nuklearnej powinna, moim zdaniem, powstrzymywać groźbę odwetu i użycia na szeroką skalę broni biologicznej lub cybernetycznej przeciwko Rosji lub jej sojusznikom. Należy zatrzymać wyścig zbrojeń na tym obszarze, prowadzony przez Stany Zjednoczone i niektóre ich satelity.
Czas zakończyć narzuconą przez Zachód potyczkę o możliwość użycia „taktycznej broni nuklearnej”. Jej zastosowanie teoretycznie przewidywano już w czasie ostatniej zimnej wojny. Teraz amerykańscy stratedzy, sądząc po przeciekach, pracują nad dalszą miniaturyzacją broni nuklearnej. Podążanie w tym kierunku jest głupie i krótkowzroczne, ponieważ jeszcze bardziej osłabi stabilność strategiczną – wskaźnik prawdopodobieństwa globalnej wojny nuklearnej. O ile wiem, z wojskowego punktu widzenia takie podejście jest wyjątkowo nieskuteczne.
Uważam, że wskazane jest podjęcie działań w kierunku ograniczenia mocy broni nuklearnej od dołu, powiedzmy, do 30–40 kiloton, półtora do dwóch bomb na Hiroszimę, aby potencjalni agresorzy i ich ludność zrozumieli, przed czym stoją. Obniżenie progu użycia i zwiększenie minimalnej mocy amunicji jest także konieczne, aby przywrócić kolejną utraconą funkcję odstraszania nuklearnego – zapobieganie wielkim wojnom konwencjonalnym. Dla planistów strategicznych w Waszyngtonie i ich europejskich podwładnych musi być jasne, że zniszczenie rosyjskich samolotów nad naszym terytorium lub dalsze bombardowania rosyjskich miast będą karane (po uderzeniu ostrzegawczym bronią konwencjonalną) użyciem broni nuklearnej. Być może wtedy sami zabiorą się za likwidację kijowskiej junty.
Najwyraźniej konieczna jest także zmiana (w tym częściowo przejrzysta) listy celów nuklearnych ataków odwetowych. Musimy jaśniej przemyśleć, kogo będziemy ograniczać. Po tym jak Amerykanie w imię swoich imperialnych ambicji „w obronie demokracji” wymordowali miliony ludzi w Wietnamie, Kambodży, Laosie, Iraku, dopuścili się potwornych agresji na Jugosławię, Libię, celowo wyrzucili setki tysięcy, a może już miliony Ukraińców, nie ma pewności, że dla zachodnioglobalistycznej oligarchii groźba odwetu nawet na terytorium ich krajów nie jest wystarczającym środkiem odstraszającym. Mówiąc najprościej, nie zależy jej na dobru nawet własnych obywateli i nie boi się ofiar wśród nich.
Być może warto byłoby rozważyć miejsca gromadzenia się tej oligarchii jako cele pierwszej fali, nawet wyprzedzających uderzeń odwetowych?
W imię oczyszczenia świata Pan spuścił deszcz ognia (współczesnym odpowiednikiem jest ograniczony atak nuklearny na cele w Europie) Sodomę i Gomorę, pogrążone w obrzydliwości i zepsuciu. Możemy powrócić do kolejnej wskazówki ze Starego Testamentu. Nasze torpedy nuklearne Posejdon są w stanie wywołać tsunami przypominające Wielką Powódź. Większość krajów prowadzących bezczelnie agresywną politykę to kraje przybrzeżne. Globalistyczna oligarchia, czyli „głębokie państwo”, nie powinna mieć nadziei na ocalenie jak Noe i jego boska rodzina i zwierzęta na arce.
Powtórzę to, co zostało powiedziane wcześniej. Zwiększenie wiarygodności i skuteczności odstraszania nuklearnego jest konieczne nie tylko po to, aby zakończyć wojnę ukraińską rozpętaną przez Zachód. I nie tylko by wymóc pokojowe przejście Zachodu na znacznie skromniejsze, ale, miejmy nadzieję, godne miejsce w przyszłym systemie światowym. Głównym zadaniem jest zapobieganie narastającej fali konfliktów, zapobieganie „stuleciu wojen” i ich eskalacji do globalnego poziomu termojądrowego.
Dlatego konieczne jest wspinanie się po drabinie odstraszania nuklearnego niezależnie od wojny na Ukrainie. Uważam, że w ramach wspierania już podjętych lub zaplanowanych kroków wskazane byłoby, po konsultacjach z zaprzyjaźnionymi państwami, ale bez przerzucania na nie odpowiedzialności, szybkiego przejścia w kierunku wznowienia testów broni jądrowej. Najpierw pod ziemią, a jeśli to nie wystarczy, na poligonie na Nowej Ziemi, minimalizując szkody w naturze  kraju i zaprzyjaźnionych państwach Większości Światowej.
Nawet nie protestowałbym zbytnio, gdyby Stany Zjednoczone przeprowadziły taką demonstrację nuklearną. W końcu wzmocniłoby to ogólny efekt odstraszania nuklearnego. Jednak Waszyngton nie jest jeszcze zainteresowany zwiększaniem roli czynnika nuklearnego w polityce światowej, opierając się na swojej wciąż znaczącej potędze gospodarczej i siłach ogólnego przeznaczenia.
Prędzej czy później oficjalna polityka Rosji w zakresie nierozprzestrzeniania broni jądrowej będzie musiała ulec zmianie. Przeszłość nie była bezużyteczna: zmniejszyła ryzyko nieuprawnionego użycia broni nuklearnej i terroryzmu nuklearnego. Było to jednak niesprawiedliwe wobec wielu państw niezachodnich i przestało działać już dawno temu. Trzymając się jej, podążaliśmy śladami Amerykanów, którzy chcieli nie tylko zapobiegać zagrożeniom, ale także zapobiegać tworzeniu mechanizmów restrykcyjnych pozwalających urzeczywistnić swoją wyższość w siłach ogólnego przeznaczenia, zwłaszcza w Marynarce Wojennej. Z historycznego i filozoficznego punktu widzenia rozpowszechnianie przyczyniło się do pokoju. Strach wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby ZSRR, a następnie Chiny nie otrzymały broni nuklearnej. Izrael, zdobywszy broń nuklearną, zaczął czuć się pewniej wśród wrogich mocarstw arabskich. To prawda, że ​​nadużył tego zaufania, nie zgadzając się na sprawiedliwe rozwiązanie kwestii palestyńskiej, a teraz rozpoczynając wojnę w Gazie z oczywistymi oznakami ludobójstwa. Gdyby jego sąsiedzi posiadali broń nuklearną, Izrael zachowałby się skromniej. Indie po przeprowadzeniu testów nuklearnych zaczęły czuć się wyraźnie spokojniejsze w stosunkach z potężniejszymi Chinami. Konflikt indo-pakistański nabiera tempa, ale odkąd oba kraje otrzymały status nuklearny, skala starć zmalała.
KRLD czuje się pewniej i zwiększa swój status na arenie międzynarodowej, zwłaszcza po tym, jak Rosja ostatecznie przestała postępować za Zachodem i de facto wznowiła współpracę z Pjongjangiem. Ograniczone rozprzestrzenianie broni jądrowej może być również przydatne jako bariera dla tworzenia i stosowania broni biologicznej. Zwiększony poziom zagrożenia nuklearnego może zniechęcić do militaryzacji technologii sztucznej inteligencji. A co najważniejsze, broń nuklearna, w tym jej rozprzestrzenianie, jest konieczna, aby przywrócić funkcje odstraszania nuklearnego, które przestały już funkcjonować – nie tylko po to, aby zapobiec większym wojnom z użyciem broni konwencjonalnej (patrz Ukraina), ale także konwencjonalnemu wyścigowi zbrojeń. Wojny nienuklearnej nie da się wygrać, jeśli potencjalny wróg posiada broń nuklearną i, co najważniejsze, gotowość do jej użycia.
Już teraz zwiększenie oparcia na odstraszaniu nuklearnym jest konieczne, aby ostudzić europejskich „przywódców”, którzy postradali zmysły, paplających o nieuniknioności starcia Rosji z NATO i wzywających do przygotowania do tego sił zbrojnych. Należy przypomnieć tym mówcom i ich słuchaczom, że w przypadku wojny Rosji z NATO w Europie w pierwszych dniach po wybuchu konfliktu z wielu europejskich krajów sojuszu niewiele pozostanie.
Oczywiście proliferacja niesie ze sobą również ryzyko. Jednak w kontekście powstającego na świecie chaosu i redystrybucji są one znacznie mniejsze niż te generowane przez osłabienie odstraszania nuklearnego.
Policentryczny i zrównoważony przyszły porządek świata nie powstanie bez multilateralizmu nuklearnego.
Oczywiście niektóre kraje należy trwale i stanowczo pozbawić prawa do posiadania arsenału nuklearnego lub nawet zbliżyć się do jego zdobycia. Niemcy, które rozpoczęły dwie wojny światowe i dopuściły się ludobójstwa, muszą stać się uzasadnionym celem uderzenia wyprzedzającego i zostać po prostu zniszczone, jeśli sięgną po bombę atomową. Jednak już teraz, zapomniawszy o swojej potwornej historii, spotyka ją taka kara, występując jako państwo odwetowe, główny europejski sponsor wojny na Ukrainie. W Europie wszystkie kraje, które uczestniczyły w inwazji Hitlera na ZSRR, powinny obawiać się podobnego losu.
Myślę, że takiego losu nie da się uniknąć w sytuacji nadzwyczajnej i gdy Polska myśli o broni nuklearnej. Jednak powtórzę  jeszcze raz, nie daj Boże.
Chiny będą miały pełne prawo, a nawet moralny obowiązek – przy wsparciu Rosji i innych krajów Większości Światowej – ukarać Japonię, której agresja pochłonęła życie dziesiątków milionów Chińczyków, innych mieszkańców Azji i która wciąż marzy zemsty poprzez zgłaszanie roszczeń do terytoriów rosyjskich, jeśli Tokio przejdzie w posiadanie broni nuklearnej.
Na Bliskim Wschodzie konieczna jest zrównoważona równowaga nuklearna. Izrael, jeśli i kiedy pokona swoją delegitymizację z powodu okrucieństw w Gazie. Iran, jeśli porzuci oficjalnie deklarowaną chęć zniszczenia Izraela. Jeden z krajów Zatoki Perskiej lub ich wspólnota. Najbardziej akceptowalnym kandydatem  w imieniu całego świata arabskiego są Zjednoczone Emiraty Arabskie, a jeśli nie, Arabia Saudyjska i/lub Egipt. Naturalnie, dążenie wiodących krajów Światowej Większości do broni nuklearnej musi być skalowane i towarzyszyć mu będzie szkolenie odpowiedniego personelu i elit. Rosja może i powinna dzielić się swoim doświadczeniem. Już teraz konieczne jest intensywne rozwijanie dialogu z wiodącymi krajami BM na temat istoty i modernizacji polityki odstraszania nuklearnego. Jeśli Stany Zjednoczone, przechodząc – mam nadzieję możliwie pokojowo – z roli światowego hegemona, którą przypadkowo odziedziczyły, do roli zwykłego wielkiego mocarstwa, zechcą powrócić do klasycznego odczytania „Doktryny Monroe” i ponownie stać się hegemonem w Ameryce Łacińskiej, można pomyśleć o pomocy w przyznaniu statusu nuklearnego Brazylii, a nawet Meksykowi (jeśli zechcą).
Część z zarysowanych propozycji wywoła falę krytyki, podobnie jak ubiegłoroczne artykuły o odstraszaniu nuklearnym. Okazały się jednak niezwykle przydatne zarówno dla krajowej, jak i globalnej społeczności strategicznej, zmuszając ją do wynurzenia się z letargu „strategicznego pasożytnictwa”. W Stanach Zjednoczonych szybko ucichły rozmowy, że Rosja nigdy nie użyje broni nuklearnej w odpowiedzi na zachodnią agresję na Ukrainę. Potem zaczęto mówić o niebezpieczeństwie nuklearnej eskalacji wojny na Ukrainie. Potem – że przegrają wojnę z Rosją i Chinami. W Europie, która całkowicie utraciła klasę myślącą strategicznie, wciąż krzyczą. Ale nie są one aż tak niebezpieczne.
Następnie musimy wspólnie pomyśleć. Wierzę, że zrobimy to zarówno publicznie, jak i za zamkniętymi drzwiami z ekspertami z czołowych krajów Światowej Większości, a w przyszłości z trzeźwymi przedstawicielami świata zachodniego. Zakończę słowami nadziei tego samego Aleksandra Bloka: „Zanim będzie za późno – stary miecz jest w pochwie, / Towarzysze! Staniemy się braćmi!”
Jeśli przeżyjemy następne dwie dekady, unikniemy kolejnego stulecia wojen, takich jak XX, a zwłaszcza jego pierwszej połowy, nasze dzieci i wnuki będą żyć w wielobarwnym, wielokulturowym i o wiele bardziej sprawiedliwym świecie.
Autor: Siergiej Karaganow, doktor nauk historycznych, profesor emerytowany, dyrektor naukowy Wydziału Gospodarki Światowej i Polityki Międzynarodowej Wyższej Szkoły Ekonomii Państwowego Uniwersytetu Badawczego, honorowy przewodniczący Prezydium Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej.