Zakończenie roku szkolnego w polskich szkołach, Dzień Dziecka w polskim Centrum Kultury Jana Pawła II, finały różnych konkursów polonijnych każą z optymizmem patrzeć na nasze polonijne środowisko. Jak po konkursie „Bursztynowe nuty powiedziała Agata Kusznirewicz z Radia 7, wygląda na to, że mamy tutaj w Ontario polonijny zryw pokoleniowy; pokolenie dzieci emigracji „solidarnościowej”, tej, która przyjechała 20, 30, 40 lat temu ceni sobie polskość i chce w jej duchu wychowywać własne dzieci.

Polskość ostatnimi czasy stała się bardzo atrakcyjna między innymi ze względu na to, co dzieje się z systemem wychowania i edukacji w całej Kanadzie, nie tylko w Ontario. Coraz więcej rodziców dochodzi do wniosku, że wychowanie w polskim środowisku, przez harcerstwo, zespoły pieśni i tańca, organizacje młodzieżowe, kościelne, a także polskie szkoły, również te prywatne, to jedyny sposób na uratowanie dzieci przed wszechobecną w systemie publicznym indoktrynacją. Zresztą podobnie postępują środowiska muzułmańskie, czy żydowskie.

Silna polska rodzina, dziadkowie, babcie, wujowie czy ciotki w Polsce, polskie organizacje i sieć kontaktów towarzyskich w polskim środowisku, są w stanie stworzyć odpowiednią barierę dla wychowawczego szaleństwa współczesnej rewolucji neomarksistowskiej. Jest to ważne zwłaszcza dla małych dzieci, bo urabianie umysłów zaczyna się bardzo wcześnie. Jeden z rodziców opowiadał mi, że jego sześcioletnia córka przyniosła ze szkoły przekonanie, iż biali ludzie są źli, ponieważ krzywdzili czarnych i muszę teraz przepraszać.
Podobnych kwiatków jest wiele więcej i to nie tylko w kwestiach rasizmu. Poziom edukacji, jeśli chodzi o matematykę, znajomość języka angielskiego, czy przedmioty ścisłe jest żenujący, a jednocześnie dzieci od przedszkola poddawane są operacji neomarksistowskiego prania mózgu.

Składają się na to nie tylko programy nauczania, ale przede wszystkim polityka prowadzona w kuratoriach, także katolickich. A więc, to nasze przebudzone, drugie polonijne pokolenie widzi, że drogą do życiowego sukcesu własnych dzieci (inaczej mówiąc, szczęścia) może być nasze środowisko i wartości, które mogą z niego wynieść. Cieszmy się z tego, ale nie spoczywajmy na laurach. Sukces jednych inicjatyw z pewnością będzie napędzał kolejne. Bądźmy też bardziej aktywni politycznie, bo nie da się tego wszystkiego robić bez wsparcia naszych radnych i kuratorów. Organizujmy się politycznie w trosce o nasze własne dzieci. Sprawa pierwsza z brzegu to przeniesienie sobotniej szkoły średniej z polskim językiem ze szkoły Cabot. Tego rodzaju działania powinny nas mobilizować i polskie mamy coraz bardziej pokazują tutaj swój pazur. Pamiętajmy o tych rzeczach podczas wyborów radnych rozmawiajmy o tym z kandydatami na burmistrza, zostawiajmy opinie i komentarze u naszych posłów do legislatury i parlamentu federalnego.
Nie dajmy się zahukać, nie dajmy się zastraszyć. Wspierajmy się wzajemnie w tych staraniach, angażujmy rodziców z innych środowisk etnicznych.
A tymczasem namawiajmy wszystkich znajomych do tego, by posyłali swoje dzieci i wnuki do polskiej szkoły, zapisywali do polskich programów, na polskie kursy, aby nasze środowisko polskie w drugim czy trzecim pokoleniu było silne i liczne. Wszystkim wyjdzie to tylko na dobre.

Andrzej Kumor