Państwo, które ci wszystko daje, może ci wszystko zabrać, ta stara banalna prawda, leży u podłoża dzisiejszego egzystencjalnego niepokoju wielu z nas.
Przez kilka minionych dekad, mieszkańcy „wysoko rozwiniętych krajów Zachodu” zafundowali sobie  „państwo opiekuńcze” – organizację, do której delegujemy naszych przedstawicieli, po to by o nas dbali i rozwiązywali nasze problemy. Początkowo problemy te ograniczały się do zapewnienia przestrzegania porządku, ochrony przed najazdami wrogów, o całą resztę trzeba było odpowiedzialnie zadbać we własnym zakresie.
Ludzie, którzy, jak mój pradziadek, przyjeżdżali do USA czy Kanady na przełomie XIX i XX w. wiedzieli, że muszą się sami sobą zająć; w ramach rodziny, społeczności, wioski, wykształcić dzieci, mieć na lekarza, odłożyć na czarną godzinę. Organizacje samopomocowe powstawały jak grzyby po deszczu. Szkoły kościelne zlikwidowały analfabetyzm.
Ludzie czuli się wolni. To był magnes Ameryki.
Powoli jednak ulegli mirażom sprzedawców „lepszego jutra”, którzy lekarstwo na wszystkie bolączki widzieli w państwowej organizacji życia społecznego.
Tak się zaczęło.
Dzisiaj okazało się, że instytucje, które zostały stworzone, by „dbać o dobro nas wszystkich” zostały zawłaszczone przez tych, którzy „wszystkich” mają w nosie, bo mają własne cele.
Cały nasz współczesny niepokój bierze się stąd, że państwo, które miało troszczyć się o obywateli zachowuje się jak naciągacz i oszust okradając ich w majestacie prawa i z roku na rok bardziej ubezwłasnowolniając.
Na dodatek, w kontrolowanym przez siebie systemie oświatowym wychowuje od małego w przeświadczeniu, że jeśli jest problem, to ONI wiedzą, jak go rozwiązać.
My tymczasem zamiast się samoorganizować, odbijać instytucje z rąk szarlatanów i tworzyć, wszędzie gdzie można alternatywne rozwiązania – ograniczamy się do pisania petycji – najlepiej internetowych, bo klikać przychodzi nam najłatwiej.
Tymczasem, jeśli się skrzykniemy, to wciąż jeszcze dużo możemy, pokazuje to bardzo dobitnie przypadek utworzenia dwóch prywatnych polskich szkół podstawowych. Wydawałoby się, że rzecz jest niemożliwa, a jednak wciąż można ratować w ten sposób dzieci przed indoktrynacją w szkołach  publicznych i „katolickich”. Piękny przykład, tego, że determinacja popłaca.
Skończyły się czasu, kiedy możemy siedzieć z założonymi rękami mając nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Nie będzie dobrze, jeśli sami o to nie zadbamy i nie będziemy sypać piasku w tryby agend narzucanych przez nowych marksistów. Dobrnęliśmy w życiu publicznym do całkowitego szaleństwa i negowania zdrowego rozsądku, dajemy sobie narzucać pomysły rodem z domu wariatów, sprzeczne z dotychczasową wiedzą, oparte na wyssanych z palca teoriach.
Szokiem było dla wielu to, co stało się z państwem w czasie minionej domniemanej pandemii; całkowite zlekceważenie życia i zdrowia ludzi przez organizacje państwowe, brak leczenia, opuszczenie emerytów w domach starców, zakazywanie wypisywania recept na lekarzom, oszustwa i zwykła kradzież przy dostawach szczepionek, sprzętu medycznego i środków ochrony osobistej wszystko to uwidoczniło, że państwo przestało być „nasze” i traktuje nas jak stado.
Nauczeni tym doświadczeniem powinniśmy mobilizować się do oporu i samoorganizacji, zacznijmy od samoedukacji, aby rozumieć manipulację propagandy.
Miło to już było, dzisiaj musimy wyjść ze strefy komfortu,  jesteśmy w stanie wojny wewnętrznej, gdzie na każdym kroku atakowane są wartości zachodniej liberalnej demokracji, zwalczana wolność słowa i tworzone fundamenty globalnego faszyzmu.
Narzucaniem nowego systemu zajmuje się mafia podstawionych aktywistów i propagandystów. Ujawniajmy ich cele, nie bójmy się iść na zwarcie, organizujmy się, a przede wszystkim nie dajmy uwieść dzieci syrenim śpiewom.
Celem życia nie jest konsumpcja, lecz nadanie mu znaczenia. Uczmy się być mądrzejsi, roztropniejsi i sprytniejsi od naszych wrogów. Andrzej Kumor