O pielgrzymce tradycji katolickiej do Chartres
Adam Kempa opisuje chrześcijański fenomen, którym zainteresowały się francuskie media
W tym roku pielgrzymka tradycji katolickiej z Paryża do Chartres w sposób wyjątkowy przyciągnęła uwagę francuskich mediów. Skąd bierze się zainteresowanie wydarzeniem, którego skala jest nieporównywalnie mniejsza niż największe festiwale muzyczne w Europie? Czy mamy do czynienia z celebracją retroutopii złotego wieku christianitas? A może jest to propozycja poważnego wyzwania rzuconego laickiej ponowoczesności, któremu katolicka debata powinna się z uwagą przyjrzeć i wyciągnąć konstruktywne dla Kościoła wnioski? Adam Kempa, uczestnik tegorocznej pielgrzymki przedstawia swoją perspektywę.
Jest chłodny, słoneczny majowy poranek. Na rozległej równinie wśród pól zielonej jeszcze pszenicy rozciąga się kolumna marszowa. Już z oddali rzucają się w oczy niesione wysoko wielobarwne flagi. Dobiega śpiew, recytacje, niekiedy okrzyki zagrzewające do szybszego marszu. Pochód musi liczyć wiele kilometrów – trudno wypatrzyć jego początek i koniec.
Ktoś, kto zbliży się do maszerujących, dojrzy, że na niesionych flagach króluje europejska heraldyka. Prym wiedzie Francja (normandzkie lwy, bretońskie gronostaje, burbońskie lilie, korsykańskie głowy Maurów…), ale można tu spotkać niemal całą Europę: bawarskie biało-niebieskie szachownice, weneckiego uskrzydlonego lwa, czerwono-złote barwy Aragonii, czy irlandzką złotą harfę. Nie brakuje i flag narodowych – polskiej, belgijskiej, chorwackiej, czeskiej, amerykańskiej, brytyjskiej, szwedzkiej – by wymienić choć kilka.
Wspólny dla maszerujących jest symbol krzyża niesiony uroczyście na czele kolejnych grup tworzących pochód. Towarzyszy mu często wizerunek świętego lub błogosławionego patrona – św. Michała Archanioła, św. Jerzego, św. Joanny d’Arc, św. Maksymiliana Kolbego, holenderskich męczenników z Gorkum, bł. Karola Habsburga i wielu innych.
W pewnym miejscu przemarszu pielgrzymom – bo, owszem, pielgrzymce się przyglądamy – na horyzoncie ukazują się po raz pierwszy 2 spiczaste wieże. Pątnicy przyklękają, modlą się w ciszy lub wspólnie na głos do Najświętszej Panienki. Często wyśpiewują modlitwę w jednym i tym samym języku – po łacinie. Większość z maszerujących to bardzo młodzi ludzie. Scena rozgrywa się nieopodal Paryża, w drodze do Chartres.
Pielgrzymka christianitas wyrusza
Powyższy wstęp to nie szkic do romantycznej powieści, lecz autentyczne i zupełnie współczesne wydarzenie. 18 maja 2024 r. w paryskiej bazylice Saint Sulpice (zastępującej w tej funkcji Notre Dame na czas jej remontu) zgromadziło się 18 tys. pielgrzymów, by rozpocząć trwającą 3 dni stukilometrową wędrówkę do katedry pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny w Chartres.
Każdego dnia pątnicy wezmą udział w mszy świętej nazywanej trydencką (czyli mszy Kościoła rzymskokatolickiego w jej podstawowej formie obowiązującej do czasu zmian liturgicznych wprowadzonych w 1969 r.). Mowa bowiem o pielgrzymce „tradsów”, czyli wiernych przywiązanych do tradycyjnego nauczania i liturgii Kościoła katolickiego.
Organizatorem pielgrzymki jest stowarzyszenie Najświętszej Marii Panny Christianitas (fr. Notre Dame de Chrétienté). Tak też określa się niekiedy samo wydarzenie – jako pielgrzymkę christianitas. Jej tegoroczna edycja odbywająca się pod hasłem „Chcę widzieć Boga” pobiła rekord frekwencji. Z uwagi na ograniczenia logistyczne organizatorzy musieli odmówić części zainteresowanych.
Ok. 10% z 18 tys. pielgrzymów stanowili goście spoza Francji, w tym liczące łącznie ok. 100 osób 2 grupy z Polski. Warto dodać, że w tym samym czasie drogą powrotną z Chartres do Paryża pielgrzymowało inne środowisko Tradycji – Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X. Brało w niej udział kolejne kilka tysięcy wiernych.
Pielgrzymka zmierzająca do Chartres przyciągnęła zainteresowanie francuskich mediów. Msze święte w jej trakcie (a odbywają się one rokrocznie w święto Zesłania Ducha Świętego) były relacjonowane na żywo przez telewizję CNews (należącą do grupy Canal+), co zaowocowało być może pierwszą od lat 60. transmisją mszy trydenckiej o ogólnokrajowym zasięgu. W kilku francuskich gazetach, m.in. „Paris Match” i „Libération”, ukazały się obszerne reportaże.
Zainteresowanie dziennikarzy nie może jednak wynikać tylko z liczb – 18 tys. ludzi to przecież garstka na tle współczesnych imprez masowych (Opener Festival gromadzi rokrocznie ponad 100 tys. uczestników, frekwencję podczas Światowych Dni Młodzieży liczy się w milionach). Co zatem czyni pielgrzymkę tradycjonalistów do Chartres wartą uwagi?
Cel wędrówki
O katedrze w Chartres, będącej celem pielgrzymki, jej strzelistych wieżach, zachwycających witrażach, tysiącach rzeźb i labiryncie, słyszał prawie każdy. Jest ona jednak czymś więcej niż wybitnym przykładem francuskiego gotyku. Jej los i losy osób z nią związanych splatają się w opowieść, która oddaje dramatyzm dziejów chrześcijaństwa we Francji i niesie nadzieję na jej nawrócenie.
Chartres to pamiątka triumfu średniowiecznej cywilizacji christianitas – wyrażona w kamieniu modlitwa, akt wiary, materialny wyraz duchowego dążenia do zjednoczenia z Bogiem. Spoglądając na jej pnące się ku niebu wieże, można pomyśleć, że katedra jest jak wytryskujące źródło – stanowi kulminację sił duchowych narodu, który ze zdumiewającym wysiłkiem wznosił ją przez dziesięciolecia, dysponując znikomymi z dzisiejszej perspektywy zasobami.
Efekt nie przestaje zadziwiać swoją skalą i maestrią wykonania. Trudno było o godniejsze miejsce dla jednej z najcenniejszych relikwii chrześcijaństwa: szaty Dziewicy Maryi (Camisia Sancta), która miała trafić do Chartres jako podarunek cesarza Karola II Łysego.
Katedra ocalała do dziś niemal cudem. W 1793 r. chciano ją wysadzić w powietrze, jednak architektowi, który miał wskazać odpowiednie miejsce do podłożenia ładunków, udało się przekonać rewolucyjny komitet, że pozostały po niej gruz na lata zaległby na otaczających katedrę ulicach.
Rewolucjoniści mogli dać upust swojej żądzy zniszczenia tylko częściowo, tnąc na kawałki szatę, a samą katedrę przekształcając na krótki czas w „świątynię rozumu”. Wandalizowanie przez gawiedź rzeźb zdobiących zewnętrzne ściany katedry powstrzymali sami mieszkańcy Chartres.
Prawie straciliśmy ją w 1944 r., gdyby nie nieposłuszeństwo jednego amerykańskiego oficera. Pułkownik Welborn Griffith otrzymał od dowództwa rozkaz zniszczenia katedry ostrzałem artyleryjskim, wydanym z uwagi na doniesienia o rzekomym wykorzystywaniu jej przez wojska niemieckie jako stanowisko obserwacyjne. Griffith wstrzymał się jednak z wykonaniem rozkazu, przekroczył linie wroga i dotarł do katedry, by stwierdzić, że nie ma w niej niemieckich żołnierzy.
Nakazał bić w dzwony, na jednej z wież powiesił amerykańską flagę i doprowadził do odwołania rozkazu o jej zniszczeniu. Pułkownik Griffith uratował katedrę w ostatnim dniu swojego życia. Po kilku godzinach został śmiertelnie postrzelony w walkach o inną miejscowość, ok. 3,5 km od Chartres.
I tak, modlitwa wykuta w kamieniu nie milkła, przynosząc duchowe owoce. Z katedrą łączy się nawrócenie 2 wybitnych francuskich literatów. Pierwszy z nich to Joris-Karl Huysmans, twórca skandalizujących, dekadenckich powieści (w tym opisującego praktyki satanistyczne Tam, fr. Là-bas).
Pisarz ten przeżył nawrócenie, którego literackim wyrazem była m.in. powieść Katedra, którą otwierają słowa: „w Chartres, gdy umkniemy już z placyku, po którym bez ustanku miota się gniewliwy wiatr z równin, i gdy zagłębimy się w prastare mroki chłodnego lasu…”. Postać tę niedawno przypomniał międzynarodowej publice Michel Houellebecq, czyniąc z badacza twórczości Huysmansa głównego bohatera Uległości, powieści o próbie powrotu do wiary katolickiej.
Z Chartres najsilniej związał się inny francuski twórca – Charles Péguy, socjalista nawrócony na katolicyzm, autor przepięknej, przepojonej wiarą poezji. Nawrócenie Péguy’a nie pociągnęło za sobą jego żony, która pozostała nieochrzczona. Nieochrzczona była także trójka ich dzieci.
Gdy w 1912 r. poważnie choruje syn Péguy’ego, poeta postanawia wyruszyć nocą z Paryża do Chartres. Żonie zostawia notatkę: „Musiałem to zrobić. Idę prosić Matkę Bożą o zdrowie dla naszego syna i łaskę wiary dla Ciebie”. Po 3 dniach samotnej pieszej wędrówki dociera do katedry i zawierza tam Maryi los swojej rodziny. W wydanym tego samego roku Przedsionku tajemnicy drugiej cnoty Péguy pisze:
„Tak jak dla zabawy, dla zwykłej zabawy
podnosi się trójkę dzieci z ziemi
wszystkie na raz
I kładzie się je w ramiona matki lub ich mamki
Która śmieje się i protestuje.
Bo za wielki ciężar jej dano.
I nie będzie miała siły by go nosić.
Tak on zuchwały mąż
Wziął w modlitwie trójkę swych dzieci.
Wziął je w chorobie, leżące w malignie.
[…]
I spokojnie złożył ci je.
W modlitwie ci je złożył.
Cichutko w ramiona tej która jest obciążona
wszystkimi boleściami świata.
I której ramiona już tak obciążone
Bo Syn wziął wszystkie grzechy.
Lecz Matka wszystkie boleści zabrała.
[…]”
2 lata po odbytej pielgrzymce Péguy ginie na polu bitwy podczas rozpoczynającej się I wojny światowej. Wkrótce potem jego żona i trójka dzieci przyjmują chrzest.
Rok 1982
W 1982 r. od pielgrzymki Charlesa Péguy’ego do Chartres minęło 70 lat. Przez Europę przetoczyły się dwie wojny światowe. W 1967 r. zalegalizowano we Francji antykoncepcję, w 1975 r. tzw. ustawa Veil dozwoliła aborcję.
W 1965 r. dobiegł końca Sobór Watykański II. Soborowe otwarcie się na świat zamiast „nowej wiosny Kościoła” przyniosło dramatyczny spadek religijności (lub, jak chcą jego obrońcy, nie potrafiło się przeciwstawić procesom dechrystianizacji mającym inne źródła). W 1965 r. było we Francji 49 100 księży diecezjalnych.
Liczba ta do 1990 r. zmniejszyła się dwukrotnie (do 25 203), by w 2019 r. spaść do 10 451 (z których połowa miała więcej niż 75 lat, a znaczna część młodszych to cudzoziemcy). Liczba Francuzów deklarujących się jako katolicy od 1972 r. do 2017 r. spadła z 87% do 53%, zaś praktykujących stopniała w tym samym okresie z 20% do 4,5%. W 1982 r. powyższe procesy musiały być już wyraźnie dostrzegalne.
Krótko po soborze, bo w 1969 r., doszło do rewolucji liturgicznej. Kościół rzymskokatolicki porzucił własny język – łacinę – i zmienił nie do poznania własny ryt mszy, będący wynikiem kilkunastu wieków organicznego rozwoju (dlatego, w osobistym przekonaniu autora tego tekstu, słusznie ryt ten nazywa się niekiedy Mszą Wszechczasów – bardziej popularne, potoczne określenie „trydencka” jest natomiast nieco mylące; należy pamiętać, że sobór trydencki lat 1545-1563 nie wymyślił na nowo, lecz ujednolicił liturgię i wprowadził w niej pewne ostrożne zmiany, jednocześnie zachowując ciągłość tradycji sięgającej swymi korzeniami pierwszych wieków chrześcijaństwa). Wrota prastarego gmachu, „liturgicznej katedry” wznoszonej przez pokolenia świętych ludzi Kościoła zostały zaryglowane.
Początki pielgrzymki christianitas
Wydaje się, że sytuację francuskich katolików w 1982 r. można porównać do współczesnej Polski. Liczby wciąż wyglądają imponująco, ale symptomy choroby są aż nadto widoczne – pustki w seminariach, gwałtowny spadek religijności, w szczególności wśród ludzi młodych, lansowanie mody na apostazję. „Umierać, ale powoli” – to chyba najbardziej optymistyczne hasło, na jakie (za prof. Jackiem Bartyzelem) można się zdobyć.
We Francji 4 dekady temu nie zabrakło jednak ludzi, którzy – choć obserwowali zmierzch religii we własnym kraju – postanowili dochować wierności wezwaniu Charlesa Péguy’ego („trwać musi chrześcijaństwo i Kościół walczący”). Jednym z nim był Bernard Antony (ur. 1944), prawicowy polityk, w swoim czasie lider grupy katolicko-narodowej w ramach Frontu Narodowego. To on był inicjatorem stworzenia przez środowisko francuskich tradycjonalistów trzydniowej pielgrzymki pieszej z Paryża do Chartres na święto Zesłania Ducha Świętego, którą dzisiaj znamy jako pielgrzymkę christianitas.
Inspiracją dla jej rozpoczęcia – co wprost deklarują organizatorzy – była pamięć o Charlesie Péguy’im. Odwoływano się również do francuskich i ogólnoeuropejskich tradycji pątniczych, przy czym szczególne znaczenie dla inicjatorów pielgrzymki miała Polska.
Niektórzy z nich uczestniczyli wcześniej w pielgrzymkach do Częstochowy, z których wracali „zafascynowani żarliwością ludzi, którzy swoją religijną wędrówkę łączą z losem narodu”. Dom Gerard Calvet, benedyktyn i wybitny przedstawiciel katolickiego tradycjonalizmu we Francji, życzył nowemu ruchowi pielgrzymkowemu, by stał się dla Francuzów „ich narodową Częstochową”.
Założenia pielgrzymki – christianitas w marszu
Jakie idee przyświecały twórcom pielgrzymki? Zupełnie nienowoczesne i, zdawać by się mogło, skazane na niepowodzenie. Nic nie wydaje się tu atrakcyjne, otwarte, „dostosowane do zmieniającego się świata”.
Msze podczas pielgrzymek sprawowane mają być jedynie w rycie trydenckim – liturgii wymagającej pokory, cierpliwości, ciszy. Wypowiedzianej w niezrozumiałym języku. Wyśpiewanej misterną, melizmatyczną melodią chorału gregoriańskiego. Nieprzystępnej, wzniosłej, jakby mówiącej przybyłym: „Nie wy jesteście tu najważniejsi”.
To liturgia, o której „otwierający się na świat” Kościół końca XX w. chciał jak najszybciej zapomnieć. Od 1982 r. minęło jeszcze 25 lat, zanim Benedykt XVI wydał przełomowe Summorum Pontificum potwierdzające, że odprawianie Mszy Wszechczasów jest dozwolone jako „nigdy nieodwołanej”, „nadzwyczajnej formy liturgii Kościoła”.
Program polityczno-społeczny pielgrzymki to także wyzwanie rzucone współczesności. Chodzi o budowę nowego christianitas, świata, którego każdy aspekt będzie podporządkowany zasadom płynącym z Ewangelii (w którym – jak mówił Gustav Thibone – „religia przenika do samej głębi życia doczesnego (zwyczaje, nawyki, zabawy i praca), cywilizacja, w której to, co doczesne, jest nieustannie nawadniane przez to, co wieczne”).
To rękawica rzucona przede wszystkim świeckim. Winni podporządkować królowaniu Chrystusa każdą przestrzeń swojego życia i nie zamykać przeżywania wiary do uczestnictwa w obrzędach religijnych i prywatnej modlitwy.
Warto zauważyć, że stanowi to radykalne odejście od klerykalizmu, który w pewnym, nieoczywistym sensie dominuje we współczesnym Kościele. Chodzi o przekonanie, że katolicyzm „na pełen etat” to sprawa księży, zaś dla świeckich religia jest jednym z obszarów bezpiecznie wygrodzonym z innych sfer życia.
Inne domeny – polityczną, zawodową czy towarzyską – należy wyabstrahować od religii. Idea christianitas unieważnia ten podział, oczekuje pełnego poddania się królowaniu Chrystusa i walki o jego urzeczywistnienie.
Ta odpowiedzialność świeckich znajduje odzwierciedlenie w zasadach pielgrzymki christianitas. Jej twórcy podkreślają, że jest ona przedsięwzięciem laikatu, w którym duchowni nie mają sprawować funkcji kierowniczych w sprawach organizacyjnych.
Rola księży w ramach pielgrzymki przyrównywana jest do kapelanów na statku, którzy posiadają autorytet w sferze duchowej, ale nie powinni zastępować kapitana. Świeccy pozostają w sojuszu z duchowieństwem, jednak mają prowadzić własną walkę o nowe christianitas.
4 dekady później
Pierwsza pielgrzymka christianitas do Chartres odbyła się w 1983 r. Po 41 latach ruch oparty o zgoła „reakcyjne” założenia trwa i zaskakuje swoją żywotnością. Reportaż z tegorocznej pielgrzymki, który ukazał się w „Paris Match”, nosi tytuł Pielgrzymka do Chartres: wiosna wiary. Jego bohaterami są uczestnicy pielgrzymki, często niedawni konwertyci na wiarę katolicką.
Tak jak Jean-Christophe, nawrócony ateista, który wspominał swój rzewny płacz po otrzymaniu rozgrzeszenia podczas swojej pierwszej spowiedzi odbytej podczas pielgrzymki do Chartres, czy Alexandre, konwertyta z prawosławia, opowiadający o tym, jak niedługo przed swoją pierwszą pielgrzymką do Chartres do głębi wstrząsnął nim usłyszany po raz pierwszy łaciński hymn Salve Regina. Albo Rita, muzułmanka marokańskiego pochodzenia, która przyjęła chrzest katolicki w 2020 r. Niedługo później odkryła tradycyjną mszę, która zafascynowała ją swoją solennością i oddaniem w adorowaniu Boga, świętym językiem.
Katolicki tygodnik „Le Pèlerin” w swojej relacji z pielgrzymki opowiada z kolei o Sachy-Samuelu, młodym nauczycielu języka angielskiego z Lyonu, ochrzczonym 5 lat temu, regularnym uczestniku mszy trydenckich. Poznajemy też Pierre’a, niewierzącego 48-latka, który uczestniczy w pielgrzymce z uwagi na 19-letniego syna. Jak tłumaczy, syn odbywa ją po raz drugi i wiele mu o niej opowiadał. Pierre sądzi, że jego syn w głębi serca liczył, że ojciec dzięki niej odzyska wiarę.
„Le Pèlerin” opisuje też jedną z pielgrzymkowych grup, która pierwszego dnia oddziela się od pochodu, by na ulicach Paryża i jego przedmieść podejmować ewangelizację przechodniów (odpowiadać na pytania i dawać świadectwo swojej wiary), ze szczególnym uwzględnieniem muzułmanów.
We Francji 2024 r., w sercu zlaicyzowanego Zachodu, rodzi się nowe życie.
Osobista perspektywa
Z perspektywy polskiej grupy pielgrzymkowej trudno dotrzeć do świadectw nawrócenia, o których piszą francuskie media. Jednak osobiste doświadczenie piszącego te słowa pozwala mu wierzyć, że wędrówka do Chartres przynosi szczególne duchowe owoce. Oczywiście ma ona uniwersalne dla pieszych pielgrzymek zalety – znoszenie intensywnego wysiłku fizycznego połączonego z modlitwą jest pożytecznym ćwiczeniem duchowym. Nota bene, w przypadku pielgrzymki christianitas to fizyczne obciążenie jest wręcz ekstremalne (pierwszy dzień, w którym do przejścia było ok. 40 km, częściowo po rozmokłych drogach gruntowych wydeptanych przez kilkanaście tysięcy osób, stanowił prawdziwą próbę).
Wysiłek trzydniowego marszu stanowi unikalne przygotowanie do spotkania z katedrą. Pozwala zrozumieć, jak wiele odbiera w postrzeganiu architektury sakralnej jej ekspresowa, turystyczna dostępność, możliwa dzięki współczesnym środkom transportu. Jestem przekonany, że odwiedziny takich miejsc, jak Chartres, by w pełni zrozumieć ich symbolikę, powinny być poprzedzone długą i forsowną wędrówką – powinniśmy do nich pielgrzymować.
Strzeliste wieże, Błękitna Róża, Chrystus w królewskim tympanonie, ewangeliści, apostołowie i zastępy świętych spoglądające na nas z fasady katedry – wszystko to jakby ożywa, unosi się ku niebu, mówi do nas, gdy spoglądamy na świątynię jako upragniony, z trudem osiągnięty cel wędrówki. Katedra staje się symbolem danej nam obietnicy – przedsionkiem nieba, Nowym Jeruzalem u kresu drogi.
„Ta wątła dziewczynka nadzieja”
W pielgrzymce christianitas najcenniejsze było dla mnie coś innego – nadzieja, którą przynosi. W świecie „powolnego umierania” chrześcijaństwa, szczególnie w środowisku „tradsów”, do którego przynależę, łatwo o zgorzknienie, duchowe zasklepienie się. Rozpacz osłodzoną poczuciem przynależności do „katolickiej kontrkultury”.
Faryzejskie lubowanie się upadkiem z perspektywy ortodoksji, powtarzanie ze złośliwą satysfakcją tej czy innej wypowiedzi papieża, piętnowanie kolejnego ekscesu liturgicznego, szydzenie z kiczu. Tak jakby nadzieja nie była (także dziś) jedną z 3 najważniejszych cnót.
Widok tysięcy pielgrzymujących harcerzy, rodzin, piękno wspólnie przeżywanej (bo wyrażonej we wspólnym języku) liturgii, powitanie śpiewem i modlitwą katedry w orszaku dziesiątek sztandarów, świadectwa nawrócenia i ewangelizacji – wszystko to napełnia nadzieją. Pozwala uwierzyć, że nawet jeżeli doświadczamy agonii Kościoła, to agonia, jak pięknie pisał Jan Maciejewski, zgodnie z grecką etymologią tego słowa, jest kulminacją wysiłku, czasem, gdy winniśmy dać z siebie wszystko. Czasem nadziei.
Pisząc o niej, nie sposób nie wrócić do Charlesa Péguy’ego. Jego Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty otwiera medytacja o nadziei i jej dwóch siostrach:
„W wierze najbardziej miłuję nadzieję, mówi Bóg.
Wiara nie budzi mojego zdziwienia.
Nie zadziwia mnie.
Z mocą objawiam się w moim stworzeniu.
W słońcu w księżycu i w gwiazdach.
We wszystkich moich dziełach.
[…]
Miłość nie budzi mojego zdziwienia, mówi Bóg.
Nie zadziwia mnie.
Te biedne stworzenia są tak nieszczęśliwe
że chyba by musiały serca mieć z kamienia
by miłości nie mieć jedno do drugiego.
[…]
Ale to nadzieja, ona mnie zdumiewa, mówi Bóg.
Mnie samego zadziwia.
Zdumiewające jest to.
Że te biedne dzieci widzą jak to wszystko się dzieje
i że wierzą że jutro lepiej się będzie działo.
Że widzą jak to dzieje się dzisiaj i wierzą
że jutro rano będzie lepiej.
To jest zdumiewające i to właśnie największy cud jest
naszej łaski.
[…]
Ta drobna nadzieja taka niepozorna.
Ta wątła dziewczynka nadzieja.
Nieśmiertelna.
[…]”
Niech te słowa napisane przez pielgrzyma do Chartres w 1912 r. posłużą za otwarte zakończenie mojej refleksji o pielgrzymce christianitas A.D. 2024.