Premier Kanady Justin Trudeau nagabywany przez dziennikarzy, by ustosunkował się do wezwań do dymisji, uznał, że nie może tego zrobić, ponieważ „ma jeszcze dużo do zrobienia”.

Oczywiście powodów uporczywego trzymania się stołka można upatrywać także w zdiagnozowanym przez znanego psychologa klinicznego Jordana Petersona narcyzmie i megalomani szefa rządu, ale wytłumaczenie może być właśnie takie, że Trudeau chce nam jeszcze „dużo” zrobić.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Po prostu, rząd Trudeau nie reprezentuje Kanadyjczyków, którzy głosowali na Partię Liberalną, lecz ma ponadnarodową agendę wynikającą z globalistycznych dyrektyw i musi dopilnować jej dalszej realizacji, choćby nawet za cenę frondy w szeregach własnej partii, gdzie wyniki głosowania w wyborach uzupełniających czerwonego okręgu St. Paul’s wywołały dreszcze.

Zadaniem globalistów jest takie rozwalenie tradycyjnej kanadyjskiej polityki, by następny rząd zmuszony był do kontynuowania przynajmniej części programów.
Dlatego w obliczu wewnątrzpartyjnych pomruków niezadowolenia murem za Trudeau stanęła jedna z liderek Światowego Forum Ekonomicznego, wicepremier Christia Freeland.
Klika globalistów trzyma się razem. Chodzi przecież m.in. o utrzymanie otwartych granic. W programach WEF mówi się, że Kanada powinna liczyć do 2100 roku 100 mln mieszkańców. Autorzy opracowań tłumaczą, że Kanada dysponuje jednymi z największych na świecie zasobów wody pitnej i dlatego musi przyjąć „uchodźców klimatycznych” z coraz bardziej przegrzanego i wysuszonego/pustynniejącego świata. To, że prognozy te są z palca wyssane nie zmienia faktu, iż obecna ekipa zamieniła kanadyjski system, imigracyjny oparty wcześniej na potrzebach gospodarczych kraju, w politykę otwartych drzwi i obchodzenia imigracyjnych limitów. Cóż z tego, że odbywa się to kosztem obniżania poziomu życia kanadyjskich rodzin. Ponadnarodowa agenda, w tym wypadku bierze górę i najwyraźniej Trudeau obawia się, że jego ewentualni następcy w Partii Liberalnej, chcąc wygrać wybory, przestaliby ją realizować. Stąd też może wynikać przyspawanie do stołka obecnego szefa rządu.

Bogiem a prawdą, Partia Liberalna w trosce o swoje własne szanse wyborcze powinna była „odstrzelić” Trudeau zaraz po zakończeniu „pandemii”, tak by zabrał ze sobą odium wszystkich pretensji wynikających z karkołomnych decyzji politycznych tamtego okresu, pozwolił na nowe otwarcie i czyste konto dla nowego lidera. Z punktu widzenia politycznej kuchni jest to zabieg oczywisty. Tak się jednak nie stało.

Innym problemem kanadyjskich wyborców jest to, że globalistyczna klika ma charakter ponadpartyjny, czego najlepszym dowodem jest porozumienie z federalną NDP, dzięki któremu obecny mniejszościowy rząd, mimo skandali, rządzi krajem, jakby miał większość. Lider NDP Jagmeet Singh to również wychowanek WEF, rocznik 2018.

Są to wszystko ludzie, którym zaszczepiono przekonanie, że era państw narodowych i granic międzypaństwowych dobiegła końca, a obecnie w celu rozwiązywania globalnych problemów, takich jak przeludnienie (sic!) katastrofa klimatyczna (sic!), walka z pandemiami konieczne jest zwalczenie narodowych „egoizmów” i globalne zarządzanie planetą.

Dlatego nie dziwmy się, że jest nam gorzej. Nam w założeniu ma być gorzej, bo taki jest zamiar ich polityki globalnego „wyrównywania”.

Andrzej Kumor