W demokracji nie ma miejsca na przemoc? Naprawdę? Toć strach i śmiech dzielą się tu przestrzenią.
Licho wie, czego w tym więcej. Gdakania chyba. Chochołów ze słów słomy niż słownych pereł w każdym razie. Czy też rodzaj leksykalnego siana, rzucanego gawiedzi w charakterze karmy medialnej. Większość syci się taką bezrefleksyjnie – przy okazji pozwalając wyrokować na temat inteligencji człowiekowatych, jak mocno została przereklamowana. De facto, gatunek z nazwy rozumny, stacza się z grani życia w charakterze zwłok, bezwładnie nabierając pędu.
– Grymaśnicy wszystkich krajów łączcie się, lecz bzdur nie rozpowszechniajcie.
– Sam jesteś grymaśnik. O tempo i sam proces upadku dba lewactwo, nie ogarniając przy tym, czym staje się głupota dominująca powszechnie. Dla przestrzeni kulturowej lewactwo jest groźniejsze niż ocieplenie klimatu.
– Bo?
– Bo ocieplenie klimatu wynika z natury rzeczy, a lewactwo każdą rzecz wynaturzy, naturę zamieniając w szkodliwe cudactwo. W nienormalność. W obłęd. A w konsekwencji w nicość. Zatem im więcej lewactwa w przestrzeni, tym bardziej ta przestrzeń zawirażowana w lewo. Lewacy przypominają żużlowców. Hamulców nie znają, a kierownice maszyn ustawiają wykręcone w jedną stronę, właśnie w lewo. Sprawdź sobie. Walą w stronę ściany można powiedzieć, ale samej ściany nie widzą i nie zobaczą.
– Niechby to ściana z betonu była, nie z karton-gipsu. Murowane „Nagrody Darwina”. Gdzie tu powód do zmartwień?
– Taki, że działalnością w przestrzeni publicznej, skręcone mózgi wykrzywiają nam samą przestrzeń.
– Czyli że nie wierzysz w polskie elity?
***
Gdyby taka rzecz jak wiara w nadwiślańskie elity przyszła mi do głowy, zaraz przespacerowałbym się na Powązki Wojskowe, przystanął nad grobem Jaruzelskiego i zamyślił w Alei Zasłużonych. Nigdzie tak łatwo jak tam nie idzie zrozumieć, że „wiara w elity” nie jest niczym więcej ponad hipostazę. Jeśli byłaby, człowiekowi myślącemu mijałaby tam w okamgnieniu. Ze wstydu najpewniej. Podobnie zresztą nie wierzę w elity światowe, jakkolwiek rozumiałbyś pojęcie „elity”. Wszystko to bangsterka, choć na różnym poziomie etycznym czy intelektualnym. Każda tak zwana elita ma swój charakter i zwyczaje sobie przypisane. Zawsze tak było. Nasza, dajmy na to, od pokoleń rozpętuje obywatelom piekło, polegające na tym, że wciska się jednego obywatela po drugim, bądź wrzuca całą populację hurtem, do wielkiego gara ze smołą. Przy tym wspomniana elita czyni to równie ochoczo, jak ochoczo uwalniało się łódź od ciężaru niewolnika, czy tam sanie od więźnia, by krokodyle czy wilki dały łodzi spokój. Czy saniom. Więc, będąc elitą nadwiślańską, bęc do gara ze smołą tych i tamtych, a następnie, możliwie z daleka, instruujemy nieszczęsnych, jak obywatele powinni zachowywać się, gdy diabelski ogień pod kotłem gorętszy, smoła zaczyna wrzeć a diabły odstawiają pląs z widłami. To po jaką nam taka elita? Dawniej, i tu konieczne pozdrowienia dla Wiktora Jerofiejewa, autora znakomitej „Rosyjskiej duszy”, więc dawniej, kiedy w czasie rozmowy podchmielone towarzystwo milkło, zaraz ktoś zauważał: „Cichy anioł przeleciał i mak zasiał”. Dziś powtarza się nad Wisłą najczęściej ten oto greps: „Co cuchnie gównem nad Wisłą? Albo trampki Sienkiewicza tak jadą, albo Kierwie znowu zdechł mikrofon”.
Elity widzi, kto zechce ślepia otworzyć i rozejrzeć dookoła. Jeszcze nie nabrali odwagi, by plwać na wartości istotne dla swoich poprzedników, rodziców choćby, lecz kolejne pokolenie przestanie żywić jakiekolwiek obiekcje. Dołączą do czarciej zgrai, sami polezą do kotła i jeszcze oklaskami przywitają diabła, zażegającego ogień.
***
A propos elit: Kowal Paweł zwraca uwagę, że Orban działa w interesie Węgier, dążąc do „rewizji granic”. Jak Polacy reagują na ów termin, wyjaśniać nie trzeba – rzecz w tym, na czym polega manipulacja. Mianowicie na tym, iż w kontekście „rewizji” – oraz Węgier – nie pada termin „Trianon”. Że nie wtrąca koniecznego przecież dopowiedzenia „dziennikarka” portalowa portalu dla Polaków znanego z niemieckości, to jedno. Głupich tam Niemcy nie sieją, tam sieją posłusznych. Wszelako, że o rozbiorze Węgier nie zająknie się Kowal? Człek interesujący się najnowszą historią Europy takie rzeczy wiedzieć musi długo przed magisterium. Tym bardziej typ, z którego wylewają się aspiracje kreowania współczesnej europejskiej rzeczywistości. I tu bez złudzeń proszę: Kowal o Trianon wie, zaś konsekwencje traktatu dla Węgier rozpoznaje znakomicie. Ta wiedza jednakowoż nie przeszkadza mu, negliżując sprzeniewierzenie intelektualne, biorące się najpewniej ze złej woli.
. ..Wierząc elicie, sami sobie szkodzicie. Szkodzimy. Sobie i rodzimej wspólnocie. Bo liczba ogłupieńców nadwiślańskich stale rośnie. Szybciej niż w państwie, w którym stanowiącą o tożsamości relikwią oraz symbolem państwowości, a także wyrazem tęsknoty za ziemiami zrabowanymi przez sąsiadów po I wojnie światowej, pozostaje Korona Świętego Stefana. Boże, chroń Węgrów. Boże spraw, by Polacy nauczyli się właściwie czcić swą przeszłość, walcząc o teraźniejszość dla siebie i przyszłość dla swych następców.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl