Wojna na Ukrainie najwyraźniej chyli się ku końcowi, wiadomo, że żadnej ukraińskiej kontrofensywy dla odbicia utraconych ziem nie będzie, bo nie ma kim i czym, więc pojawia się coraz więcej „pomysłów pokojowych”.

Najbardziej „rozreklamowany” przez ukraińskie media, podał w swoim tekście w „Daily Mail” były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson przedstawiając rzecz jako domniemywany „plan Trumpa”. W rzeczywistości jest to raczej plan mocodawców p. Johnsona, czyli neokonów, pewnie tych samych, którzy kiedyś wysłali go do Żeleńskiego z przykazaniem, by zerwał rozmowy rozejmowe w Stambule i bił się do ostatniego Ukraińca.
Omawiane w ukraińskich mediach propozycje Johnsona obejmują m.in. „ciekawą” ideę rozmieszczenie ukraińskich żołnierzy w krajach Europy Zachodniej (Polski?) dla „odstraszenia  rosyjskiej inwazji”. Mieliby oni zastąpić żołnierzy amerykańskich wycofanych do domu w ramach ograniczania kosztów mocarstwa.
Rzecz wydaje się z bajek wzięta, a jednak…

Armia ukraińska, co podkreślają obecnie ukraińscy politycy, stanowi największą i najlepiej wyposażoną siłę  w Europie. Zauważyła to wicepremier Ukrainy, konkludując, że Europa powinna z tych doświadczeń skorzystać…

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Druga rzecz, która zawsze dotyczy luzowanych z frontu żołnierzy to olbrzymi potencjał destabilizacyjny. Ludzie tacy są sfrustrowani, często mają wielkie pretensje do polityków i świata jako takiego, nie potrafią znaleźć sobie miejsca w cywilu etc. Weterani mogą być łatwo  wykorzystani przez różne siły np. do obalenia Zełeńskiego.
Szef polskiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego posunął się nawet do spekulacji, że „mogliby zostać wykorzystani przez Rosję do ataku na Polskę”, no ale to już jest efekt antyrosyjskiej gorączki.

Zatem, skoszarowanie ukraińskich weteranów w jakichś nowych atrakcyjnych finansowo bazach dałoby im  możliwości zarobkowe i zapewniło ciągłość dowódczej kontroli.
Wszystko to są bardzo daleko idące spekulacje, ale najwyraźniej grunt publiczny pod rozejm zaczyna być urabiany. Nawet sam Żeleński przyznał, że w kolejnej „konferencji pokojowej” jednak powinni uczestniczyć Rosjanie…
A wszystko to w związku z listopadową zmianą w USA, gdzie do władzy może powrócić Donald Trump.

Na razie, nie wiadomo też, gdzie jest prezydent Biden, który ogłosił w niedzielę – uwaga, uwaga – na najbardziej wiarygodnym medium społecznościowym, znienawidzonym przez lewaków X,  że nie będzie już ubiegał się o prezydenturę.

To znaczy, do końca nie wiadomo, czy to on ogłosił, bo oprócz opublikowania rezygnacyjnego pisma, Biden się nigdzie nie pokazał przez co poniektórzy zaczęli w poniedziałek pytać, czy nadal żyje i czy nie daj Boże niczym Beria Stalina,  ktoś go nie zadusił poduszką podczas pałacowego przewrotu.

W każdym razie od czasu sławetnej debaty było jasne, że pomimo deklaracji Bidena i jego żony, że wszystko jest pod kontrolą, część aparatu państwowego USA uznała, że czas na zmianę. Moim zdaniem, sam fakt wystawienia go do debaty w tak koszmarnym  stanie o tym świadczył i miał dawać ku temu podstawę. Czuć było spisek ma odległość.
Co teraz się stanie na konwencji wyborczej Partii Demokratycznej, kto uzyska poparcie delegatów, którzy są prawnie/demokratycznie zobowiązani głosować na Bidena? Jak to się ma do procesu demokratycznego?
Nie wiadomo.

Wieść gminna niesie, że do wejścia na ring przygotowuje się zawodnik ciężkiej wagi z samych głębin deep state czyli Hillary Clinton, ale  siły są podzielone, no bo urzędująca pani wiceprezydent ma za sobą mocną koterię  „oficerów prowadzących” i kwalifikacje DEI więc można na tym trochę pojechać epatując jej czarnym (?) kolorem skóry i kobiecą identyfikacją.

Czy Trump może wygrać? Na razie  na to się zanosi i sfałszowanie tych wyborów wymaga wiele grubszych nici niż poprzednich, kiedy to Joe Biden otrzymał 81,284,000 głosów – więcej niż jakikolwiek prezydent w historii USA. Jego popularność przebiła najśmielsze oczekwiania… Jack Posobiec wywiadowany przez Tuckera Carlsona wysunął ciekawą tezę – oczywiście  spiskową – że zamach, miał być dla Donalda Trumpa formą esemesu od deep state.

Wiadomość brzmiała mniej więcej tak: – nie chcemy cię mordować, bo to byłoby kosztowne dla kraju, ale jeśli będziemy zmuszeni, to – jak widzisz – nie ma większego problemu, chcemy się więc dogadać, otwieramy negocjacje. Trump po zamachu  ponoć się zmienił i uznał, że gotowy jest bardziej kłaść nacisk na „zjednoczenie” kraju niż dotychczasowe obietnice, wśród których wcześniej wymieniał wyeliminowanie deep state.
Kanikuła nie będzie nudna …

Andrzej Kumor