Nas Polaków usiłowano wynaradawiać nie jeden raz, czasem w bardzo brutalny sposób. Kolejna próba podejmowana jest obecnie w ramach wielkoskalowej akcji globalizacyjnej i tworzenia jednej tożsamości na podstawie „wypranej” historii.
Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość. to znany i trafny cytat z Orwella. A więc kto dzisiaj rządzi decyduje, a przynajmniej usiłuje decydować, o tym jak opowiadana jest historia, po to, aby ludzie pewne rzeczy łykali, jak pelikany, innych nie kwestionowali, a o jeszcze innych w ogóle nie słyszeli.
To tak właśnie działała w Polsce Ludowej komunistyczna cenzura; jednych potępiając, innych naznaczając, jako wrogów ludu, czyli diabłów wcielonych, a jeszcze innych, jak Ossendowskiego, wtrącając do sfery nieistnienia.
W peerelu to wychowanie miało dziury ponieważ „wraża narracja” przeciskała się przez nieszczelny system kontroli publikacji i widowisk, tzw drugi obieg, a przede wszystkim historie rodzinne, przekaz domowy.
Oczywiście, zdarzały się dzieci uwiedzione komunistycznym szaleństwem, zbuntowane przeciwko rodzicom, albo też ludzie bez przeszłości, z awansu społecznego, nauczeni czytania i pisania na komunistycznych agitkach i Trybunie Ludu.
Dzisiaj podobnie, kierownicy nowej rewolucji, również usiłują skonstruować jeden przekaz historyczny dla całego obszaru pod ich panowaniem, który promowałby jedność i kładł do głów młodzieży nową ideologię.
Dlatego pierwszą rzeczą za jaką zabrały się postpisowskie władze, było „odbicie” Ministerstwa Edukacji i zmiana lektur oraz podręczników szkolnych, dopasowanie ich do potrzeb tworzenia nowego obywatela państwa federalnego, pozbawionego silnej tożsamości narodowej czy etnicznej; wpasowanie polskiej edukacji ich do europejskiej inicjatywy edukacyjnej.
Zarys tego programu znalazł się w dokumencie opublikowanym przez Komisję Europejską na temat utworzenia do 2025 roku Europejskiego Obszaru Edukacji
Plan zakłada umożliwienie „osobom uczącym się” łatwego przemieszczania się między systemami edukacji w różnych krajach.
Zakłada się m.in. „zaangażowanie ekspertów z państw członkowskich w zapobieganie dyskryminacji płci w edukacji, a także zwrócenie szczególnej uwagi na integrację, równość i różnorodność w programach Erasmus i Europejski Korpus Solidarności”.
Promowanie równowagi płci w nowym programie transformacji szkolnictwa wyższego i w karierze akademickiej, a także opracowanie ram politycznych dotyczących równości płci w edukacji i szkoleniach. KE planuje również inwestować w kształcenie i szkolenie specjalistów, którzy będą pracowali na rzecz gospodarki neutralnej dla klimatu i efektywnie wykorzystującej istniejące zasoby. Kompetentni i wysoce zmotywowani nauczyciele stanowią ważny fundament Europejskiego Obszaru Edukacji. KE planuje zwiększyć liczbę nauczycieli, a także przeprowadzić rewaluację zawodu nauczyciela pod względem społecznym (ma być to zawód ceniony) i finansowym (lepiej wynagradzany).
KE przykłada dużą wagę do szerzenia dobrego wizerunku Europy na świecie, a także propagowania wartości europejskich.
Słowem ma być super; będą pieniądze i uznanie, ale dla tych, którzy zostaną pozytywnie zweryfikowani do realizacji „naszych celów”.
Podobnie sprawdzone metody stosowały też inne systemy o ambicjach totalitarnych jak komunizm, czy hitleryzm gdzie uznani państwowo artyści, naukowcy i twórcy byli opływającymi w luksusy krezusami, zaś ci krytycznie nastawieni musieli wegetować imając się prac dorywczych.
W europejskim obszarze edukacji powstanie też ujednolicona wersja europejskiej historii. Co to oznacza dla Polaków widzimy w publikacjach, które obarczają ich współudziałem, a może nawet główną rolą realizatorów Holocaustu. Ma to zdjąć z głównych kierowników Europy to wyjątkowe odium morderców, które dla nas, Polaków, jest przedmiotem żywej wciąż pamięci zwłaszcza w kontekście takich wydarzeń jak mordowanie ludności Warszawy w trakcie Powstania.
Nowa europejska historia ma kazać się kajać wszystkim populacjom, kryterium narodowe nie ma by tutaj wyróżnikiem. Temu służą seriale w rodzaju „Nasze matki, nasi ojcowie”, czy książki jak ta o polskich burmistrzach przykładających ręki do mordowania Żydów w trakcie wojny. „Wyczyny” polskich czynowników z MEN nie są więc jakimiś wyskokami lokalnych „aktywiszczy”, lecz realizacją szerszych założeń, które mają nas pozbawić wiedzy o historii naszego narodu, a zatem wynarodowić.
Poprzednio takie zabiegi się nie udały, bo przeciwdziałały temu polski Kościół i polska rodzina. Jak będzie tym razem?
Andrzej Kumor