O co chodzi? O Kanadyjską Kartę Praw i Wolności – część naszej (kanadyjskiej) Konstytucji. Pisałam o tym kilkakrotnie, że kanadyjska Konstytucja to nie jest jeden dokument, tak jak polska, ale zbiór dokumentów związanych z Kartą Praw i Wolności ustanowioną w 1867.
Kanadyjska Karta Praw i Wolności chroni szereg praw i wolności, w tym wolność słowa i prawo do równości. Stanowi część naszej Konstytucji – najwyższego prawa w całej Kanadzie – i jest jednym z największych osiągnięć naszego kraju. Co roku 17 kwietnia obchodzimy rocznicę podpisania Karty w 1982 roku. Na początku lat 80. rząd Pierre’a Elliotta Trudeau rozpoczął proces oderwania kanadyjskiej konstytucji z rąk brytyjskiego parlamentu. Rząd Trudeau zdecydował się także na włączenie do Konstytucji nowej Karty Praw i Wolności. Stąd rok 1982, kiedy to królowa Elżbieta II podpisała nową kanadyjską Kartę Praw i Wolności. Co wcale nie znaczy, że jesteśmy niezależnym od Wielkiej Brytanii Krajem. Głową państwa jest monarcha brytyjski, na czele państwa, a także prowincji, stoją reprezentanci króla Karola III. Karol III (przed nim jego matka królowa Elżbieta II) jest królem Wielkiej Brytanii i innych królestw Wspólnoty Narodów (Commonwealth), do których Kanada należy. W każdej prowincji Kanady monarchię reprezentuje wicegubernator. Gubernator Generalny Kanady to najstarsza instytucja polityczna w Kanadzie. Gubernator generalny jest namiestnikiem monarchii. Współcześnie gubernator pełni funkcje główne reprezentacyjne i honorowe. Obecnie Generalnym Gubernatorem Kanady jest Mary Simon, gubernatorem prowincji Ontario jest Edith Dumont.

Przytoczone powyżej krótkie streszczenie kanadyjskiej Karty Praw i Wolności jest na podstawie strony Internetowej rządu kanadyjskiego https://www.justice.gc.ca/eng/csj-sjc/rfc-dlc/ccrf-ccdl/.

Warto zajrzeć, bo migające zdjęcia z nagłówka nie mają zdjęcia rodziny – a takie zdjęcie powinno być, skoro rodzina, ta tradycyjna, jest podstawą każdego dobrze rozwijającego się narodu. No właśnie ‘dobrze’ rozwijającego się. To znaczy takiego, który ma zapewnioną zrównoważoną strukturę wiekową społeczeństwa. Już nie będę w tym miejscu znowu podkreślać, że nie było w historii ludzkości tak starych społeczeństw jak obecnie mamy w krajach rozwiniętych. Kanada ciągle do nich należy, ale zjeżdżając z równi pochyłej pewnie w następnej dekadzie doczekamy, że jesteśmy w środku, a nie w G7 – najbardziej rozwiniętych krajach świata.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Tytuł dzisiejszego felietony zaczerpnęłam z felietonu z kanadyjskiej gazety National Post, autorstwa Conrada Blacka, z dnia 17 sierpnia 2024. Już kilkakrotnie wspominałam o tym, że Conrad Black jest moim ulubionym kanadyjskim felietonistą i autorem. Po to aby nie zamykać się w polonijnej bańce powinniśmy się odnosić także do światłych umysłów nie tylko w Polsce, ale i w Kanadzie – tutaj przecież żyjemy. I większość z nas tutaj zostanie. W pierwszym okresie po przyjeździe do Kanady, zachłyśnięci jej wspaniałością, myśleliśmy jednak o powrocie, a jeśli nie to o zbudowaniu małej Polski w Kanadzie. Trochę nam to zajęło, żeby się przekonać, że to są (najczęściej) mrzonki – mrzonki, które pomagały jednak w procesie wchodzenia w nowe społeczeństwo. Dotyczyło to nie tylko nas. Jakiś czas temuu, Niemcy w Stanach (szczególnie ci osiedli w Pensylwanii) dążyli do tego, aby język niemiecki został oficjalnym językiem Stanów. Z czasem zostaliśmy wchłonięci tworząc coś co się nazywa narodem kanadyjskim. Zawsze stałam na stanowisku, że jako Kanadyjka (i Polka) jestem obywatelem (czyli mam prawa i obowiązki) dwóch, jakże różnych, narodów.
Kanadyjska Karta Praw i Wolności jest odpowiednikiem Karty Praw Stanów Zjednoczonych. Obie karty gwarantują prawo do wolności słowa i prasy, pokojowych zgromadzeń, podróżowania, sprawiedliwego procesu, prywatności. Jest także wiele innych punktów. Ale w tym przypadku, to właśnie o ten pierwszy punkt: wolność słowa chodzi. Zanim przejdę do wyjaśnienia. Ciekawy jest też drugi punkt: wolność pokojowych zgromadzeń – szczególnie w świetle Konwoju Wolności z roku 2022, którego organizatorzy do dzisiaj borykają się z reperkusjami. Wtedy cały świat podziwiał pokojową demonstrację w Kanadzie, ale nasz premier Justin Trudeau (synalek premiera Pierre’a Trudeau wzmiankowanego w związku z prawnym usamodzielnieniem się Kanady od Anglii w 1982) zamiast rozmawiać z Kanadyjczykami, albo chociażby wyznaczyć kogoś z rządu na takie rozmowy, schował się w tajne miejsce, choć nic mu nie groziło.

Tym razem chodzi o znanego psychologa społecznego Jordana Petersona. Jest to najsłynniejszy Kanadyjczyk naszych czasów, głównie za cykl wykładów dotyczących porządkowania swojego życia. Jest on licencjonowanym psychologiem i profesorem Uniwersytetu w Toronto. Jego wykłady, a szczególnie te na Internecie, osiągają niebywałą popularność. Oglądalność liczy się w milionach. Prof. Jordan Peterson otrzymuje bardzo intratne propozycje akademickie z najlepszych uczelni świata. Ale nawet w przypadku takiego znamienitego akademika najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Bo właśnie odpowiednie profesjonalne zarządy, odebrały profesorowi licencję do praktykowania jako psycholog, aż nie przejdzie przymusowego przeszkolenia. Heh? Przez kogo? Administracyjne biurokratyczne miernoty, które zapewne nawet nie rozumieją o co chodzi. Na razie profesor Peterson zapowiedział, że będzie takie edukacyjne sesje nagrywał i publikował. W końcu jest wolność słowa i ekspresji, czyż nie? Teraz powinnam napisać malutkimi literkami ‘nie ma’. A zaczęło się od tego, że profesor Jordan Peterson, jeszcze w 2016 roku, odmówił używania innych zaimków jak tylko męskie i żeńskie w adresowaniu ludzi, w tym studentów. Dodatkowo poparł to wspaniałym wykładem nie pozostawiającym żadnych wątpliwości, dlaczego tak uważa. Przekonał mnie i miliony innych, że tytułowanie kogoś ‘oni’ tylko dlatego, że oni sobie tego życzą nie tylko jest niezgodne z prawami języka, ale i zwykłym obyczajem. To tyle w skrócie. Gorąco zachęcam do obejrzenia kilku wykładów profesora, bo naprawdę warto. I za to nie tylko odebrano mu prawo bycia psychologiem w Ontario, ale sądy odwoławcze (prowincja i federalny) nie dopuściły odwołania profesora. No i mamy śmierć Karty Wolności w całej okazałości. Nieliczna grupka (nie wiem, może tuzin?) zmusza najlepszego akademika w Kanadzie do dostosowania się do ich wizji świata. I nie obchodzi to sądów w Kanadzie, że tą wizją obrażają miliony? A może to jest tak jak z Olimpiadą w Paryżu, że organizatorzy przeprosili za obrażającą chrześcijan szmirowatą burleskę na otwarciu nie za to co pokazali, tylko za to, że ludzie poczuli się obrażeni. Jest to niestety jeszcze jeden strzał w prawa wolności za którymi tak bardzo tęskniliśmy siedząc w komunistycznym obozie.

Alicja Farmus,
Toronto, 24 sierpnia, 2024