Kilka lat temu mój mąż kupił w Canadian Tire, pod koniec sezonu na wyprzedaży (bo mój mąż nigdy niczego nie kupuje po cenie detalicznej) maliny. Jedna donica czerwonych, a druga czarnych. Tak było napisane: black raspberry. Zwróciłam mu uwagę, że jest napisane czarna malina, a nie jeżyna, bo wtedy by było blackberry – jako gatunek, a nie rodzaj malin.. Mąż jak to mąż, kompletnie zignorował to co mówię, zgodnie z zasadą, że po angielsku, to tylko on umie. Niemniej cieszył się tymi krzaczkami kupionymi po dobrej cenie. Kupił specjalną ziemię, podlewał, chyba nawet z nimi rozmawiał – tak przynajmniej wyglądało z okna. Dla świętego spokoju ani słowem nie pisnęłam, że krzaczki malin kupił na wyprzedaży, ale specjalnej ziemi dla nich, to już nie, czyli w sumie wcale to tak tanio nie wyszło. Ale co tam! Ważne, że spokój był w domu. A naturalnie stękający i narzekający facet miał jakąś radochę oprócz oglądania telewizji. No i doczekał się.
Rzeczywistość stanęła po mojej stronie (jak zwykle zresztą, bo prawda do mnie lgnie), i maliny okazały się nie jeżynami, tylko czarnymi malinami – z lekkim odcieniem granatu. Cóż, jeśli mogą być maliny różne, nie tylko czerwone, ale i pomarańczowe, i żółte, i owocujące całe lata na okrągło, to widać mogą być i maliny czarne. Rozdawaliśmy i maliny (bo owocowały obficie) i krzaczki znajomym, i za każdy, razem trzeba było tłumaczyć, że to nie jeżyny, tylko czarne maliny. Bo dla nich ‘blackberries’ to jeżyny, ale my mamy black raspberries! Nic to. Większość i tak wiedziała lepiej. A niech tam!
Kilka lat temu mój mąż zrobił się fanem nalewek. Robi różne, także i malinowe. Czerwone maliny dają czerwoną nalewkę, a czarne czarną. Podobnie było w tym roku, a że wiosna była wczesna, a potem było gorąco i deszczowo to i maliny dojrzały wyjątkowo wcześnie. Nalewka musi się przegryźć przez przynajmniej osiem tygodni, albo i dłużej – jak mówi mój mąż.
Wpadł do nas znajomy męża, jeden z tych uważających, że jak czarne maliny, to muszą być jeżyny. Miałam pilną robotę do wykończenia, więc zostawiłam ich w ogródku, ale słyszałam, że rozmowa zeszła na nalewkę z czarnych malin. No i znów! Ten gościu mówi z ‘jeżyn’, a mój mąż mówi z ‘czarnych malin’. Jest coraz głośniej. Zanim zamknęłam okno zerknęłam, i zgadnijcie co zobaczyłam na stoliku ogrodowym? Tak. Nalewkę. Czarną.
Nie wytrzymałam. Wyszłam do ogrodu.
– Nalewka nie jest dostatecznie przetrawiona. Dostaniecie biegunki i będą was boleć brzuchy. Nieważne czy nalewka jest na malinach czarnych, czy na jeżynach.
Popatrzeli na mnie błędnym okiem. Już wiedziałam, że niczego nie wskóram. Wróciłam do swojej pracy. Zamknęłam okno, ale widziałam, że długo jeszcze spierali się o coś, popijając coś, o co szła kłótnia. A niech im tam!

Michalinka. 24 sierpnia, 2024