No i stało się. W myśl oskarżeń miotanych na PiS przez Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, Państwowa Komisja Wyborcza, po przedłużających się naradach, postanowiła odrzucić sprawozdanie finansowe PiS z ostatniej kampanii wyborczej. Okazało się – trochę chyba ku zawodowi najżarliwszych oskarżycieli – że nieprawidłowości dotyczyły kwoty 3,6 mln złotych. To oznacza, że partia będzie musiała te 3,6 mln zł oddać Skarbowi Państwa, ale na tym nie koniec, bo PKW może obciąć jej wysokość subwencji o trzykrotną wielkość zakwestionowanej sumy, czyli ponad 10 mln zł. Ale to dopiero początek, bo PKW może jeszcze nadal prześwietlać finanse PiS i jeśli padnie rozkaz, by pozbawić je całości subwencji, to ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego może stracić nawet ponad 77 mln złotych.

Wobec takiej perspektywy prezes Kaczyński nie tylko uznał, ze to może być “koniec demokracji” w Polsce, ale swoim zwyczajem postawił pod ścianą wszystkich patriotów: “Nikt, kto jest Polakiem, nawet takim letnim patriotą, na to nie może się zgodzić”. Krótko mówiąc, każdy, kto uważa się za patriotę, niechby nawet “letniego”, powinien zacząć PiS wspierać. Apel okazał się skuteczny, bo w ciągu 24 godzin zebrano 1,5 mln złotych – ale na jak długo wystarczy zapału? Może wystarczy go wystarczająco, bo PiS w czasach swoich rządów nie zjadał wszystkiego sam, jak poprzedni rząd Donalda Tuska, którego wicepremier i minister finansów, poddany brytyjski z korzeniami, Jacek “Vincent” Rostowski tłumaczył gawiedzi, że “piniędzy nie ma – i nie będzie”, tylko dzielił się z obywatelami okruszkami ze stołu pańskiego – ale z drugiej strony wiadomo, że ludzie bywają niewdzięcznikami tym bardziej, że obecny vaginet Donalda Tuska też mami opinię publiczną jakimś przekupywaniem obywateli ich własnymi pieniędzmi.

Wprawdzie PiS może jeszcze ratować demokrację w Polsce odwołując się do Sądu Najwyższego, ale nawet gdyby Sąd Najwyższy uznał racje PiS i decyzję PKW uchylił, to niezależne media głównego nurtu już zawczasu nie mają najmniejszej wątpliwości, że orzeczenie SN zostanie “zignorowane”. Na tym właśnie polega “przywracanie praworządności” w Polsce pod egidą komisarz UE pani Very Jurovej, która w tych sprawach ma pewne doświadczenie, jako, że i we własnym życiorysie ma epizod kryminalny, chociaż została zeń oczyszczona tak dokładnie, jakby ją ktoś skropił hyzopem. Podejrzewam, że pierwszorzędni fachowcy z BND surowo przykazali Donaldu Tusku i jego kompanii, by doprowadził do całkowitej anarchizacji państwa polskiego, jak to robili jego poprzednicy w wieku XVIII, dzięki czemu, kiedy już w Republice Federalnej Niemiec władzę przejmie Alternatywa dla Niemiec, to nie będzie miała najmniejszych problemów z dokończeniem procesu zjednoczenia kraju. Na razie jeszcze nie wiemy, czy “Niemcy Wschodnie” mają rozciągać się na zachód od granicy z 1914 roku, czy na zachód od granicy z roku 1937 – ale w odpowiednim momencie i to zostanie nam objawione.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Co prawda byłby jeszcze jeden sposób na ratowanie demokracji w Polsce, ale chyba jest trudno wykonalny. Pomysł przyszedł mi do głowy po przeczytaniu wiadomości, że przywracający praworządność w naszym bantustanie bodnarowcy wystosowali europejski nakaz aresztowania pana Michała Kuczmierowskiego, byłego szefa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych – tej samej, co to wysyłała na Ukrainę prądotwórcze agregaty. Pan Kuczmierowski, który za chlebem wyjechał do Anglii, obawiał się czy może w Polsce liczyć na uczciwy proces – ale Angielczyków chyba te rozterki nie obeszły, zapakowali go do pudła i tylko patrzeć, jak go reżymowi Tuska wydadzą. Gdyby pan Kuczmierowski był Żydem, to miałby spore szanse na uniknięcie ekstradycji. Uważam tak na podstawie przypadku Fajgi Mindli Danielak, znanej bardziej jako “Helena Wolińska”. Kiedy Polska wystąpiła o jej ekstradycję pod zarzutem licznych zbrodni komunistycznych, pani Fajga powiedziała, że to “cyrk”, bo na żaden uczciwy proces w Polsce, jako kraju antysemickim liczyć ona nie może. Ten zaporowy argument natychmiast Angielczyków przekonał i pani Fajga zakończyła swój zbrodniczy żywot w Zjednoczonym Królestwie przez nikogo nie niepokojona, a nawet ciesząca się przyjaźnią samego prof. Leszka Kołakowskiego, który w czasach stalinowskich też nieźle dokazywał.

Tymczasem pan Kuczmierowski żadnym Żydem nie jest – ale o tym albo powinien myśleć wcześniej, albo nie jechać do Wielkiej Brytanii, gdzie w dodatku rządzi Partia Pracy. Wprawdzie za życia prezydenta Lecha Kaczyńskiego krążyły po mieście fałszywe pogłoski, że jeden z braci Kaczyńskich jest Żydem – ale nie wiadomo który – jednak w obliczu determinacji BND, by wykorzystać czas darowany przez amerykańskiego prezydenta Józia Bidena, co to pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, obawiam się, że te pogłoski nie będą miały żadnego znaczenia. Więc jeśli nawet obawy pana Kuczmierowskiego co do uczciwego procesu są całkowicie uzasadnione, bo nie tylko on, ale NIKT nie może w Polsce liczyć na uczciwy proces, to nic mu z tego nie przyjdzie. Nie tylko bowiem Niemcy, ale i Angielczykowie nie mają nic przeciwko anarchizacji państwa polskiego, podobnie jak wszystkich innych państw, bo wtedy łatwiej je wydymać.
Tymczasem w Polsce, gdzie właśnie feministra w vaginecie Donalda Tuska, pani Nowacka Barbara postanowiła “zignorować” tymczasowe postanowienie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie redukcji nauki religii w szkołach, a banda jednych sędziów nie tylko podważa legalność innej bandy sędziów, ale co gorliwsi nawet nawołują, żeby orzeczenia przez nich wydane pounieważniać, nikt na żaden uczciwy proces liczyć nie może, bo wszystko zależy od tego, na którego członka której bandy się popadnie.

Toteż na spędzie zwanym “Campus Polska Przyszłości”, który pan prezydent Trzaskowski cyklicznie organizuje za pieniądze niemieckiej Fundacji Adenauera, co to prawie wszystkie środki, jakimi dysponuje, czerpie z subwencji rządu niemieckiego, zaproszony na spotkanie ukraiński minister spraw zagranicznych Kułeba, porównując rzeź wołyńską do operacji “Wisła” zwrócił uwagę, że przesiedlenia dokonane w ramach tej ostatniej odbyły się “z terytorium ukraińskiego” Powtórzył w ten sposób tezę zawartą w odezwie, jaką Światowy Związek Ukraińców w Toronto wystosował w grudniu 2006 r. do prezydenta Wiktora Juszczenki – żeby rok 2007 proklamował rokiem upamiętnienia operacji “Wisła” i żeby główne uroczystości upamiętniające odbywały się na “ukraińskim terytorium etnicznym”, czyli – w województwie podkarpackim, części województwa małopolskiego i części województwa lubelskiego.

Oczywiście nie wpływa to na dozgonną przyjaźń polsko-ukraińską, w ramach której Książę-Małżonek, czyli minister spraw zagranicznych w vaginecie premiera Tuska wpadł właśnie na pomysł, by Polska “zestrzeliwała” nadlatujące nad Ukrainę ruskie rakiety.
Ciekawe, czy w takiej sytuacji NATO uzna, że Polska padła ofiarą “zbrojnej napaści”, czy że sama taką napaść wykonała, a w tej sytuacji żadne procedury sojusznicze z art. 5 traktatu waszyngtońskiego nie miałyby zastosowania?

Stanisław Michalkiewicz