Wkrótce po rozpoczęciu prezydencji Węgier w Radzie Unii Europejskiej, (od 1 lipca 2024) węgierski premier Viktor Orbán wyruszył z misją pokojową do Rosji i Kijowa, aby zakończyć wojnę w Ukrainie. Kilka „głów państw” i Komisja Europejska skrytykowały jednostronne działania Węgier. Nazwano je „samozwańcze turnee” Podjęto decyzję o bojkocie węgierskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. O takim scenariuszu (możliwości odebrania Węgrom przewodnictwa) – była mowa (m.in. radiu „Rozmaitości”) przy okazji prezentacji nowopowstałej grupy na arenie Unii – „Patrioci dla Europy”. Wspomniano tam o ewentualnym suspendowaniu Węgier z tej funkcji i wymieniono zasady, według których można tego dokonać: zastosować artykuł 7 rozdział 1 regulaminu oraz wykorzystać vetowanie większości członków Rady – 20 z 27, podając uzasadnienie, że Orban „ nadużywa funkcji i wykazuje się brakiem lojalności wobec instytucji, którą reprezentuje”. Do tego wprawdzie (jeszcze) nie doszło, ale okazja do „ukarania” prezydującego Radzie Viktora Orbana wkrótce nadeszła. W pierwszych tygodniach swojej prezydencji odbył – przecież -„nieskoordynowaną”, jak komentowano w niemieckiej prasie – podróż dyplomatyczną, W ciągu zaledwie dziesięciu dni przeprowadził rozmowy ze stronami zaangażowanymi w konflikt na Ukrainie. Sam wprawdzie podkreślił, że nie odbyło się to w imieniu UE, a raczej w celu zebrania informacji dla UE i NATO na temat możliwego rozwiązania konfliktu, ale nie przekonało to unijnych dygnitarzy. Komisarze UE i kilku ministrów z państw członkowskich UE trzymało się z dala od spotkań zaplanowanych przez Orbana w Budapeszcie. Gdy na początku września miało się takie odbyć (na temat konkurencyjności i demografii) – zostało ono zbojkotowanie: przybyło na nie tylko 12 ministrów lub podsekretarzy stanu (Polska, która namawiała do bojkotu – w nim uczestniczyła). Pewien unijny dyplomata oświadczył: „ ten bojkot nieformalnych spotkań ministrów na Węgrzech zostanie utrzymany, bo nic się nie zmieniło” Dotychczas żaden z polskich ministrów nie wziął udziału w posiedzeniach dotyczących energii, zdrowia czy sprawiedliwości, a więc – „sztama” z poleceniem przewodniczącej Komisji Europejskiej Urszuli von der Leyen, która postanowiła właśnie w ten sposób odpowiedzieć na „misją pokojową” Viktora Orbana.
Wygląda na to, że aktualnie – punkt ciężkości „pracy” urzędników unijnych spoczywa na ogromnym wysiłku, skupionym na tym, jak ten bojkot rozwijać, organizować, jakie formy mu nadać. Dyplomaci zastanawiają się na przykład, co zrobić z nieformalnym szczytem UE, który zaplanowany jest na początek listopada i gdzie go zorganizować . Prawdopodobnie odbędzie się jednak nie w Brukseli lub Berlinie, lecz na Węgrzech, bo poprzedza go tam zaplanowane inne międzynarodowe spotkanie szefów państw i rządów krajów Europy i trudno byłoby przywódcom UE udać się zaraz po nim do Brukseli, tyko po to, żeby ukarać Węgry. Tym bardziej, że nie wszyscy w tym bojkocie uczestniczą; wyłamuje się między innymi Belgia … Ostateczna decyzja będzie należeć do szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela.
Natomiast Parlament – od początku września zajmuje się realizacją zaplanowanego program bojkotu.
13 września odbywało się w Budapeszcie posiedzenie ministrów finansów, które zdecydowali się zbojkotować – oprócz komisarzy UE take ministrowie wielu państw członkowskich, Jednym z punktów porządku obrad była kwestia finansowania przyszłych środków ochrony klimatu na poziomie UE, która jednak nie mogła być doprowadzona do skutku z powodu … nieobecności większości ministrów odpowiedzialnych za resort klimatu. Nie podjęto więc żadnego „ratunku” w formie finansowania przyszłych środków ochrony klimatu na szczeblu UE. Taki sam los spotkał długo oczekiwany raport na temat konkurencyjności Unii (wyniki budzące niepokój „unikantów”) – otrzeźwiającego sprawozdania finansowego Draghiego, również nie sfinalizowanego podjęciem jakichś decyzji w sprawie długu i planu – z powodu wyżej wymienionego.
A więc: Unici strzelili sobie sami w kolano. Ale – najważniejsze: ukarać Orbana.
Rodzaje i formy bojkotu przybierają na sile: Komisje europarlamentu nie zapraszają na przykład przedstawicieli węgierskiej prezydencji, żeby – jak jest w zwyczaju – przedstawiali swoje priorytety. Viktor Orban nie został też zaproszony na inauguracyjną sesję Parlamentu Europejskiego, która rozpoczęła się 16-go lipca, potraktowano go jako „persona non grata”. Umotywowano to jako „ konsekwencje nadużyć, których premier Węgier dopuścił się w ciągu niecałych trzech tygodni od startu węgierskiej prezydencji w UE”. Repertuar karania nieposłusznego Premiera Węgier rozszerza się coraz bardziej. Ostatnio (16 lipca) -jak poinformowało źródło „Politico”, ukazała się pisemna reprymenda od przewodniczącego Rady Europy Michela, w której ten „stanowczo” skarcił Orbana podkreślając, że reprezentowanie UE na arenie międzynarodowej to „nie jego rola”: „Sprawowanie rotacyjnej prezydencji w Radzie UE nie polega na reprezentowaniu Unii na scenie międzynarodowej, ani nie wynika z niej mandat do działania w imieniu UE” – napisał Michel w liście.
Z różnych stron ponownie słychać też pytanie o możliwość pozbawienia Węgier prawa głosu na forum Rady UE. Grupa 60 posłów zawnioskowała zastosowaniem wyżej wymienionego artykułu (numer 7 rozdział 1 traktatu UE) , argumentując, że : podczas międzynarodowych wizyt premier Węgier w nieuczciwy sposób prezentował swoje kompetencje wypływające z faktu sprawowania prezydencji i dodając, że niezbędne jest zastosowanie sankcji, bo „słowne upomnienia nic nie dają”. Pozostanie więc biczowanie, przekonanie do złożenia samokrytyki, albo … inna forma pozbycia sie niepokornego.
Ps. Do Trumpa dobierano się właśnie już drugi raz ….