Wprawdzie nadal obowiązuje rozkaz, że Ukraina musi odnieść ostateczne zwycięstwo nad Rosją, ale na razie sytuacja się komplikuje. Oto czytamy, że “Rosja wyparła Ukrainę w Afryce”, a jednocześnie – że zajęła kilka kolejnych punktów w obwodzie donieckim – ale za to – jak zapewnia prezydent Zełeński – w obwodzie kurskim Ukraina “trzyma linię”. Prezydent Zełeński podczas szczytu w Chorwacji zademonstrował kolejną, bodaj już dziewiątą “koncepcję” ostatecznego zwycięstwa, co stopniowo upodabnia go do Kukuńka, któremu “koncepcje” lęgną się w głowie na podobieństwo królików – ale z drugiej strony, “dopiero wkrótce” przedstawi Ukraińcom rozwiązanie, które wcześniej przedstawił tylko trójce swoich rzeczywistych i potencjalnych mocodawców: prezydentowi Józiowi Bidenowi, pani Kamali Harris i Donaldowi Trumpowi. Skoro nawet Ukraińcy są utrzymywani w nieświadomości, to cóż dopiero my, którzy – jak cała Polska – jesteśmy tylko “sługami narodu ukraińskiego”?

Ale w tych ciemnościach pojawiło się światełko w postaci deklaracji naszej Jabłoneczki, czyli małżonki Księcia-Małżonka, to znaczy – pani Anny Applebaum. Ogłosiła ona, że wie, w jaki sposób zapewnić Ukrainie ostateczne zwycięstwo. Skoro pani Anna tak twierdzi, to oczywiście nie wypada zaprzeczać, tylko rozebrać sobie z uwagą, co to mogą być za sposoby.

Wydaje się, że pierwszym krokiem w kierunku ostatecznego zwycięstwa Ukrainy byłoby wysunięcie kandydatury Księcia-Małżonka na prezydenta Polski w przyszłorocznych wyborach. Wprawdzie obóz zdrady i zaprzaństwa jeszcze się oficjalnie w tej sprawie nie wypowiedział, ale sam Książę-Małżonek ujawnił, że wypowie się po ujawnieniu kandydata wystawionego przez Polską Zjednoczoną Partię… – to znaczy – Prawo i Sprawiedliwość, które ostatnio, na kolejnym zjeździe, zlało się z Suwerenną Polską. Otóż – jak powiedział pan Mariusz Błaszczak – PiS ujawni swego kandydata 11 listopada – zaraz po tym, jak się wyjaśni, kto wygrał wybory prezydenckie w Ameryce. Wtedy również obóz zdrady i zaprzaństwa będzie lepiej wiedział, na czym stoi i ujawni swojego faworyta. Na razie, według fałszywych pogłosek, kandydatów jest trzech: Donald Tusk, Rafał Trzaskowski i Książę-Małżonek.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Donald Tusk ostatnio postanowił przelicytować Jarosława Kaczyńskiego w radykalizmie i ogłosił, że “zawiesi” prawo azylu dla imigrantów, a w ogóle, to nie przyjmie ani jednego. Ta deklaracja wywołała zdziwienie w obozie zdrady i zaprzaństwa, bo Donald Tusk, jak się wydaje, nie konsultował tego pomysłu nie tylko z koalicjantami, ale nawet ze ścisłym kierownictwem Volksdeutsche Partei.

Toteż zaraz pojawiły sie głosy krytyczne, między innymi ze strony Wielce Czcigodnej Anny Marii Żydowskiej, to jest – pardon – oczywiście Żukowskiej – że “praw człowieka” nie można “zawiesić” i w ogóle. Ale myślę, że Donald Tusk ani przez chwilę nie traktował swego pomysłu poważnie, bo nie minęły trzy dni, kiedy Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen natarła mu uszu oświadczając, że w tych sprawach – jak zresztą we wszystkich innych – Polska musi słuchać Komisji Europejskiej. Od razu wszystko się wyjaśniło – że Donald Tusk nie miał najmniejszego zamiaru “zawieszać” prawa azylu, a tylko zamarkować zarówno swoim wyznawcom, jak i wyznawcom Jarosława Kaczyńskiego, że oto dobrze chciał, ale Niemcy mu nie pozwolili. – ”Niemcy mnie biją! – krzyczał w samolocie Jan Maria Rokita, z którego doświadczeń Donald Tusk najwyraźniej zapragnął skorzystać w swojej kampanii prezydenckiej.

Ale nie tylko Donald Tusk się do tej kampanii przymierza, bo drugim pretendentem jest Rafał Trzaskowski. Co z nim będzie – trudno powiedzieć, bo wprawdzie przed kilkoma laty rozmawiał w Ameryce z tamtejszymi ważnymi Żydami: Ronaldem Lauderem i młodym grandziarzem Sorosem – ale w międzyczasie zaktywizowała się Jabłoneczka, a za nią – również Książę-Małżonek. Toteż pan Rafał mógł w tej sytuacji otrzymać wiadomość treści następującej: wiecie, rozumiecie Czaskowski; wy lepiej nie kandydujcie na tego całego prezydenta, bo wy jesteście głupi goj. Lepiej, żeby na prezydenta kandydował Książę-Małżonek. – No dobrze, ale przecież Książę-Małżonek to też głupi goj – mógł na takie dictum odpowiedzieć pan Rafał. – On tak – usłyszałby w odpowiedzi – ale on jest małżonkiem Jabłoneczki, a wy? Wasza żona nie ma żadnych porządnych korzeni, więc z czym do gościa? A jak będzie Książę-Małżonek, to utrwali się nowa, świecka tradycja.
Więc trzecim pretendentem z ramienia obozu zdrady i zaprzaństwa jest właśnie Książę-Małżonek. I ta okoliczność rzuca snop światła na zagadkę ostatecznego zwycięstwa Ukrainy, o którym Jabłoneczka enigmatycznie wspominała. Gwoli osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa trzeba chwycić za rogi byka, czyli zimnego ruskiego czekisty Putina. A któż zrobi to lepiej, niż Książę-Małżonek? Tylko on może porazić go srogą miną, na widok której zimny czekista się zacuka, zawstydzi i bez wystrzału odda Ukrainie nie tylko anektowane obwody, ale i prastary Krym.

Co prawda, za poprzedniej kadencji Donalda Tuska Książę-Małżonek też próbował skonfundować zimnego ruskiego czekistę groźnymi minami, ale bez powodzenia, bo chociaż coraz bardziej się nasrażał, to zimnemu ruskiemu czekiście nawet brew nie drgnęła. Ale co Księciu-Małżonku szkodzi spróbować jeszcze raz? Może tym razem na Putinie któraś sroga mina zrobi wrażenie jeszcze większe, niż na Jabłoneczce tajne bronie ukraińskich inżynierów? Zresztą – powiedzmy sobie szczerze – nic innego zimnemu ruskiemu czekiście zrobić nie możemy – oczywiście poza groźnym kiwaniem palcem w bucie.
Tymczasem w Sejmie zebrała się po przewodnictwem krwiożerczej pani Sroki komisja śledcza do spraw złowrogiego Pegasusa, żeby przesłuchać byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Zirytowany szyderstwami byłego ministra Bartłomieja Sienkiewicza jakoby leżał w szpitalu jako symulant, Zbigniew Ziobro nie tyle może sobie wypruł, co pokazał opinii publicznej swoje wnętrzności. Przypomina mi to scenę z czasów praktyki studenckiej w lubelskim niezawisłym sądzie, kiedy to adwokat zaczął sobie dworować z opowieści swojego przeciwnika, że ten musiał usunąć sobie jedno płuco. Dotknięty do żywego podsądny błyskawicznie zdjął marynarkę i koszulę, a demonstrując bliznę po wyharatanym płucu krzyknął do pobladłego nagle szydercy: “patrz, ty łgarzu!” Tymczasem słychać, że krwiożercza pani Sroka, którą Donald Tusk musiał chyba obsztorcować za pobłażliwość, planuje sprowadzić Zbigniewa Ziobro na przesłuchanie razem ze szpitalnym łożem boleści. Ciekawe, czy w tej sytuacji pan Ziobro wykorzysta patent pana mecenasa Giertycha i nie tylko zemdleje, ale nawet wystawi w kierunku pani Sroki cztery litery, żeby mu do nich przemawiała? Jak pamiętamy, panu mecenasu Giertychu ten trick bardzo pomógł i teraz nie tylko resortowa Stokrotka uważa go za autorytet moralny, prawie na równi z panem generałem Dukaczewskim, ale w dodatku pan mecenas kompletuje sobie zespół “sygnalistów” na miejsce Młodzieży Wszechpolskiej.

Jakby tego było za mało, do Polski wrócił ze złowrogich Węgier pan Marcin Romanowski, deklarując, że skoro dostał wezwanie z Prokuratury Krajowej, to się tam zgłosi. No dobrze – ale do której Prokuratury? Co będzie, jak oleje faworyta pana ministra Bodnara, pana Dariusza Korneluka, tylko praworządnie zgłosi się do pana Dariusza Barskiego, który jego sprawę umorzy?

Stanisław Michalkiewicz