W końcu ukazał się nasz tomik wierszy. Po sto egzemplarzy powędrowało pocztą do współautorów, Pani Kasi Banaszak i Krzysia Kaweckiego w Toronto. Chochlik drukarski i tak nas nie ominął, i to na stronie tytułowej; Pan Krzysio uzyskał kolejny pseudonim literacki – Krysiek. Niestety, na poprawkę było za późno.
Rozdaję te książeczki, gdzie się da. Jedna pojedzie z nami do kuzynostwa w Ropczycach i kilka tygodni później dostanę niespodziewaną wiadomość od Ojca Hieronima, zakonnika od Duchaczy, który jest byłym kolegą licealnym Pani Alutki. „Hirkowi” zadedykowałem kiedyś wiersz, a było to po naszej krótkiej wizycie u zakonników w lutym 21-go roku. Byliśmy wtedy, w środku covida, na zamkniętych rekolekcjach w Krynicy, skąd udało się na kilka godzin wpaść do Hirka do Zbyszyc koło Nowego Sącza. Opiekuje się tamtejszym XV wiecznym kościołem z obrazem Matki Boskiej Zwycięskiej nad ołtarzem.
Zobaczył wiersz dopiero wizytując Ropczyce kilka tygodni temu i poprosił o tomik. Posłałem mu trzy i otrzymałem piękną pocztówkę z podziękowaniem.
To jednak nie koniec przyjemnych zdarzeń związanych z wierszopisaniem. Brat Generał poprosił o egzemplarz z dedykacją dla księdza Olszewskiego, którego on odwiedza systematycznie w areszcie. Zwrotnie przyszedł gryps z podziękowaniem od kapłana.
***
Kanclerz Olaf Scholz z Premierem Donaldem Tuskiem oszacowali nas na 140 milionów Euro. Tyle za „zlikwidowanie” 22% narodu w latach ostatniej wojny. Na każdy 1000 mieszkańców, według Google, Polska straciła 220 osób, podczas gdy np. Holandia 22, Francja 15, zaś Belgia 10. Tyle za pół miliona zrabowanych dzieł sztuki, za zniszczoną w 80% Warszawę i Wrocław i inne miasta, za zniszczony i ograbiony przemysł, banki, za bezmiar nieszczęść i cierpienia i tak dalej, i tak dalej.
W 2022 roku, rząd PiS-u domagał się od rządu w Berlinie m.in. odszkodowania za straty materialne i niematerialne w wysokości 6 bln 220 mld 609 mln zł. Domagał się też podjęcia przez Republikę Federalną Niemiec systemowych działań prowadzących do zwrotu dóbr kultury zagrabionych z Polski, które znajdują się na terytorium Niemiec czy zwrócenia zrabowanych przez państwo niemieckie w latach 1939–1945 aktywów i pasywów polskich banków państwowych i instytucji kredytowych.
Widać, że mamy zdecydowane postępy negocjacyjne w duchu wzajemnego zrozumienia, bo przecież o to głównie chodzi.
***
8 lipca. Wygląda na to, że w zasadzie wypowiedzieliśmy wojnę Rosji, a raczej pan Tusk za zgodą Prezydenta Dudy. Niby co? Ano na terenie Polski mogą stacjonować wojska ukraińskie i odwrotnie. Na dodatek, mamy ponoć strzelać do rosyjskich rakiet nad terenem Ukrainy. Coś jest nie tak! Wiemy też, że umowa jest w zasadzie utajniona. W tym kontekście, czas świetnie dobrany, bo wszyscy właśnie skupieni jesteśmy na poparciu dla księdza Olszewskiego. Czy to przypadek, czy przypadek kontrolowany? Podobne pytanie dotyczy wszystkich innych spraw, które w jakich sposób angażują serca nas, Polaków.
Dla kontrastu, Prezydent Chorwacji nie wyraża zgody na udział swoich żołnierzy w misji wspierania Ukrainy. Chroni w ten sposób Chorwację przed udziałem w konflikcie, któremu potencjalnie nie widać końca.
***
Może ktoś pamięta moje wspominki o naszej Governor General? Teraz, dzięki Rebel News dowiedziałem się o Catherine Stewart, byłej kanadyjskiej ambasador d. s. zmian klimatu, która wydała ponad ćwierć miliona dolarów na podróże. W ramach ochrony zasobów klimatycznych podróżowała daleko, ochoczo i często i to samolotami zamiast, dając nam przykład, rowerem lub na piechotę. Zakładam, że działa tu argumentacja pana Gatesa, którą już dawno podzielił się nią z szerszym ogółem. No i racja, czyż nasza ambasadorka ma się czegoś wstydzić. Nie ma nic gorszego niż nieuzasadnione kompleksy!
***
Pamiętam, kilka lat temu odwiedził nas w Toronto Pan Krzysio na stałe mieszkający tuż koło placu Bastylii. Jedną z pierwszych różnic, którą zauważył to możliwość poruszania się w mieście z prędkością 60 km/h, podczas gdy w Paryżu i w większości innych tamtejszych miast istniało ograniczenie do 50 km/h. Nawet sławny Peripherique, którym dwadzieścia pięć lat temu jeździłem ponad sto na godzinę, przesuwa się żółwim tempem pięćdziesiątki naszpikowany kamerami i policją.
Teraz w Toronto trendy są też wyraźnie zniżkujące. Szereg głównych arterii – jak trzypasmowa Lawrence Avenue – obniżyły prędkość przejazdu do 50 km/h zapewne ku satysfakcji miejskich rajców przebierających nogami, aby tworzyć historię.
Ale to wszystko pikuś – najnowsza mantra to 30 km/h. Wybrano podejście „pseudo-naukowe” – bo jak się udaje ogłupić masy w zakresie pięćdziesięciu płci, to dlaczego nie spróbować na temat prędkości? Wygląda na to, że bojowego zadania podjął się niemiecki matematyk Prof. Dr. Niels Benedikter z uniwersytetu w Mediolanie publikując artykuł “How to Reduce Congestion. The Optimal Speed Limit for Urban Traffic” (Wszystko jest On-line). I okazuje się, że biorąc pod uwagę model zbudowany przez pana profesora, magiczna prędkość to 31 km na godzinę. Pewno rozpisują się o tym inni. Ja wyczytałem te rewelacje w 28-mym numerze „Do Rzeczy”, którego autorzy wskazują na szereg ograniczeń tego modelu, które redukują jego wartość. Najważniejsza jest jednak idea. Bo już pojawiają się pomysły „Stref Tempo 30”, łącznie z projektem warszawskim, który sparaliżuje śródmieście. No, nie wszystkim, bo przyjaciele królika będą zapewne jeździć na niebieskich kogutach, śmiejąc się z reszty pospólstwa. Sam pan profesor jest ponoć-głęboko zaangażowany w sprawy klimatu. Ale żeby aż takie numery pod nosem Lamborghini i Ferrari?
***
12 lipca. Ustawa o „dekryminalizacji aborcji” odrzucona 218 do 215 – czyli trzema głosami uratowaliśmy normalność. Jeszcze tym razem. Może obudzi to jakieś poczucie jedności w tych co głosowali przeciw? Póki co, poszkodowane wyzwolicielki kobiet oświadczają, że będą składały projekt ustawy ponownie, aż do skutku. Pani Basia twierdzi, że tak samo stało się w Irlandii.
***
Jedziemy na weekend, aby odwiedzić nasze kuzynostwo w Ropczycach. Mamy też nadzieję na jakiś wypad turystyczny. W styczniu poprzedniego roku wybraliśmy się razem do Sandomierza i pozostał apetyt na więcej. Inny powód to odsłonięcie pomnika wołyńskiego w Domostawie, gdzie planujemy udać się w niedzielę. Reportaż z tej uroczystości już się ukazał.
W sobotę mała licytacja, dokąd wybrać się na pierwszą wycieczkę. Mnie pachną wina z sandomierskich winnic, ale ogół nie jest aż tak entuzjastyczny więc poddaję się przemocy demokracji i nagle okazuje się, że jedziemy do Krasiczyna. Tamtejszy zamek pamiętam z podręcznika szkolnego. Krasiczyn położony jest w malowniczej dolinie Sanu, tuż pod Przemyślem, również kilkanaście kilometrów od naszej obecnej wschodniej granicy.
Bryła zamku umieszczona w bogatym parku powala renesansowym rozmachem i geometrią czworoboku z narożnymi wieżami, z których każda ma nazwę stosowną do funkcji; Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka.
Olśniewająca jasność murów przywodzi na myśl florencki plac centralny z tamtymi budowlami, tak podobnymi w stylu.Zamek wznoszono etapami, od końca XVI wieku pod egidą rodziny Krasickich. W 1834 r. Krasiczyn wraz z innymi wsiami został zakupiony przez Leona Sapiehę i w ich rękach pozostał do 1939. Urodził się tu m.in. kardynał Adam Stefan Sapieha, z rąk którego, 1-go listopada 1946 r. otrzymał święcenia sam Karol Wojtyła.
Czarny rozdział historii zamku zaczął się w nocy z 19 na 20 września 1939 i skutki jego widoczne są do teraz i są praktycznie nieodwracalne. Dzisiaj wnętrze tej perły renesansu polskiego jest prawie puste. Przez ponad 1,5 tygodnia, na dziedzińcu płonęło ogromne ognisko, a w nim palono dokumenty, pamiątki, obrazy, książki i meble. Prawdopodobnie szukano złota i kosztowności.
Nie ostały się zbezczeszczone grobowce i trumny. Szczęśliwie wywieziono bibliotekę, która teraz mieści się na zamku w Pieskowej Skale i stanowi źródło wiedzy o tamtym Krasiczynie.
Ocalała kaplica i mały salonik myśliwski, który, jak wspomniał przewodnik, został zamurowany przez lokaja w noc przed nadejściem sowietów, którzy tej anomalii architektonicznej nie odkryli.
Wikipedia podaje, że zamek, na początku wojny został ograbiony przez żołnierzy sowieckich!
Po wizycie przejrzałem kilka portali wspominających Krasiczyn i wydaje się, że tylko” Polska Po Godzinach” zdała relację zgodną z tym co opowiedział nam przewodnik, wnuk pracującej dla rodziny Sapiehów klucznicy i pokojowej. Inne strony internetowe przeskakują temat, jakby miały do czynienia z czarną dziurą.
W czerwcu 2013 Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uwzględnił skargę Michała Sapiehy, który stara się o zwrot zamku w Krasiczynie. WSA uchylił decyzję ministra transportu, iż zamku nie można zwrócić z powodu „nieodwracalnych skutków prawnych”. Cytuję tą notatkę, ale nie wiem co to praktycznie znaczy.
Póki co, zamek jest zarządzany przez Agencję Rozwoju Przemysłu S.A., która prowadzi tu hotel, restaurację i centrum konferencyjne.
***
Nie ma nic gorszego niż przyzwyczajenie, szczególnie do lepszego. Do Ropczyc jechaliśmy trzy dni temu w pełni klimatyzowanym wagonie. Pani Basia zakupiła nawet pierwszą klasę. Nie należy się nam jednak zbyt wiele. Powrotny Intercity, ma klimatyzację przelotową, czyli otwarte wszystkie okna. Pani konduktor skwitowała, że to czeskie wagony. Może coś w tym jest? Gdy jechaliśmy w środku maja do Pragi, czeskie wagony miały klimatyzację. Widać, że nie wszyscy lubią poświęcać się dla innych, nawet Czesi. Siedzimy bez ruchu, aby nie wywoływać odruchów potnych. Poruszają się jedynie palce. Nic, tylko Steve Jobs i kilku innych facetów, którzy wymyślili komórki, musieli ten numer z klimatyzacją w czeskich pociągach przewidzieć całe lata wcześniej. Kinematografia czeska była jeszcze bardziej przewidująca i dawno, bo w 1966, uznała, że czeskie pociągi mogą jeździć tylko pod specjalnym nadzorem. Wtedy też musiało być parno i duszno.
***
Jest nowy wspólny wróg. Ks. Marko Rupnik, oskarżony kilka lat temu o molestowanie kobiet, w tym sióstr zakonnych, został wydalony z Towarzystwa Jezusowego w 2022 roku. Następnie przyjęty do diecezji koperskirej w Słowenii (pod koniec 2023 roku), na podstawie decyzji bp. Bizjaka. Hierarcha wskazał, że nie rozporządza on żadnym dokumentem dowodowym, który stwierdzałby oficjalnie, iż M. Rupnik został uznany przez sąd kościelny lub państwowy winnym popełnienia czynów, które mu zarzucano. Mozaiki autorstwa ks. Rupnika pokrywają ściany wielu świątyń, m. innymi w Sanktuarium Św. Jana Pawła II w Łagiewnikach.
Patrick Kelly, zwierzchnik Rycerzy Kolumba podjął decyzję o zasłonięciu mozaik ks. Rupnika w głównej siedzibie zakonu w Connecticut. Na razie zostaną one przykryte tkaniną, ale nie wyklucza się, że po wydaniu oficjalnego orzeczenia przez Dykasterię Nauki Wiary mozaiki te zostaną zakryte na trwałe tynkiem.
Wygląda na to, że nie ma jasnego orzeczenia w tej sprawie i tu widzę winę Kościoła. Czyż nie powinno być, tak, tak, nie, nie?
Inna sprawa, czy powinniśmy skuć ściany? Może powinniśmy! No, ale wtedy już tylko krok do kompletnego przeglądu „dorobku” kulturowego cywilizacji łacińskiej. Obawiam się, że istnieje cała rzesza tych, którzy tylko na taki happening czekają. Przedbiegi już się odbyły; np. nagonka na pomniki Konfederatów w Stanach.
***
Premier Orban świetnie sobie radzi na stanowisku szefa Europy. Wizyta w Rosji i na Ukrainie. Wygląda na to, że z Polską nie gada, bo i po co? Szkoda, bo był to chyba jedyny nasz realny sojusznik w tym regionie i to z głęboką tradycją. Może z pewnymi działaniami Orbana nie byłoby nam po drodze, ale czy w przyjaźni politycznej musimy zgadzać się we wszystkim, jak kumple przy kieliszku? Wystarczy mieć choć trochę ważnych wspólnych frontów, a tych byłoby sporo. W międzyczasie zdołano tą wspólną przestrzeń zaorać, takie przynajmniej mam wrażenie.
***
W Windsorze Ontaryjskim grasuje ponoć damsko-męski policjant, który ma wszelkie cechy kameleona. Otóż, gdy panienki wchodzą pod prysznic, nasz galant w pełni wczuwa się w sytuację i nazywa się Jane, choć nie wiem, czy podgląda przez dziurkę od klucza, czy też wchodzi w pełnym rynsztunku na pole walki. Jednak, gdy kolesie wchodzą na boisko baseballowe, nasz Jonathan przechodzi cudowną przemianę i może wreszcie chwycić kij w obie ręce.
Major Windsoru, Drew Dilkens, który równocześnie dowodzi windsorską policją  ponoć zaniemówił. No, nie dziwię się. Ja bym też się skrobał w głowę. A wszystkie te rewelacje pochodzą z Rebel News.
Leszek Dacko