Dlaczego nazywam globalistów bolszewikami? Otóż, bolszewizm czyli podejście na skróty, jest dzisiaj podobnie rozpowszechnione, jak za czasów obalania rządu Kiereńskiego.
Klasyczni marksiści wierzyli w dziejowy determinizm; uważali, że byt kształtuje świadomość i klasa robotnicza uzyska rewolucyjną dojrzałość w naturalny sposób za sprawą stosunków pracy obowiązujących w kapitalizmie, rewolucja zrodzi się niczym dziecko z brzemiennej kobiety, bo nie będzie miała innego wyjścia, słowem, wszystko nastąpi niemal „z automatu”.
Rosyjscy bolszewicy uważali, że tak to może będzie wyglądało w Niemczech albo innych krajach zaawansowanego kapitalizmu, natomiast Rosja jest zacofana, chłopska, ale skoro wiemy do czego rewolucja nieubłaganie doprowadzi (bo taka jest konieczność historyczna), to możemy już dzisiaj wziąć władzę w państwie i korzystając z jego siły uprzemysłowić kraj, uświadomić masy i zgnieść wszystkich, którzy stoją na drodze postępu. Metoda jest prosta.
Aby przeprowadzić tak dramatyczną zmianę konieczne było zerwanie z ograniczeniami starej mentalności i moralności – która i tak jako rezultat niesprawiedliwych stosunków klasowych wymagała odrzucenia – i wprowadzenia nowej moralności rewolucyjnej – dobre jest to, co dobre dla rewolucji, a to co dobre dla rewolucji określa partia.
Bolszewicy, choć promowali demokrację „socjalistyczną” i rady robotnicze, podkreślali, że rewolucja „musi wygrać”. A więc demokracja służyła jedynie do uświadomienia i przyklepania nieuchronnego.
Przeciwnicy rewolucji to nie byli demokratyczni interlokutorzy, lecz wróg klasowy, czyli ludzie uprzywilejowani przez niesprawiedliwe stosunki społeczne lub ogłupieni i nieuświadomieni, bo okłamani przez system kapitalistyczny, jego szkoły i instytucje takie jak Kościół. Tych pierwszych należało zlikwidować, tych drugich reedukować.
Czyż nie jest to prosta i rozumna wizja świata?
Tę kliszę powiela się dzisiaj toczka w toczkę. Mamy do czynienia z rewolucyjnymi globalistami, którzy wierzą, że przyszłość jest zdeterminowana przez procesy wynikające z konieczności technologicznej. „Wiedząc”, dokąd dojdziemy, chcą zawiadywać tymi procesami i kierować ludzkością. Ludzie wszak są niewolnikami starego myślenia, dlatego należy ich tak zmanipulować, by mogli „przejrzeć na oczy”. Słowem, nowy bolszewizm, podobnie jak stary, wierzy w całkowite przenicowanie zasad i instytucji „starego świata”.
Podobnie też relatywizuje wartości zachodniej cywilizacji i jak kiedyś bolszewicki marksizm tłumaczy, że to jest dobre, co przyspiesza nowy, wspaniały porządek świata – czyli powszechne szczęście i postęp ludzkości. Słowem, jeszcze tylko jedna wojna i zaraz zapanuje szczęście i pokój. Jak wiadomo, Armia Czerwona walczyła o pokój do ostatniego naboju, co dla współczesnych bolszewików wcale nie brzmi absurdalnie. Oni też usprawiedliwią zbrodnię, o ile jest dobra dla postępu. Takim nastawieniem indoktrynują swoich wyznawców. Dlatego ludzie starego świata, przedstawiani się nie tyle, jako polityczni przeciwnicy, co wróg, z którym toczy się walkę na śmierć i życie.
Dlatego były już trzy zamachy na prezydenta Trumpa, zaś Elon Musk dorobił się okładki Spiegla, jako „Wróg numer 2”. Z wrogiem nie wystarczy wygrać; trzeba go zniszczyć.
W ten właśnie sposób marksistowski bolszewizm Rosji odrodził się jako neomarksistowski bolszewizm globalizmu i jego pomocnicze wyznania klimatyzmu i genderyzmu. Trzeba to rozumieć, aby wiedzieć z kim mamy do czynienia.
Andrzej Kumor