Oj, czy zna, oj, czy wie,
Jak to z nami jest,
Oj, czy zna, oj, czy wie,
Czy nie zbłądzi gdzieś?
W czterech ścianach naszych chat,
Marzy nam się inny świat…
(Kabaret Tey)
Stanisława Gryz z domu Kłos skończyła w piątek 106 lat i mówi o Polsce: Moja Ojczyzna. I jest odrodzonej Rzeczypospolitej rówieśniczką.
Pani Stanisława urodziła się 2 listopada 1918 roku we wsi Skały obok Grzegorzowic w Kieleckiem. Miała czworo rodzeństwa.
A po drodze życie znane nam z historii najnowszej. Pani Stanisława należała do Batalionów Chłopskich, była sanitariuszką i łączniczką. Do rodzinnych sag przeszło zdarzenie, kiedy to niemieccy żołnierze podwozili saniami „Śnieżynkę” (pseudo konspiracyjne), „obłożoną” sowicie bibułą. Podobno, po dotarciu do domu rodzinnego wszystko było na niej mokre. Wszystko. O barwach walki można dużo, ale to już tak dawno.
Za mąż wyszła za Józefa w 1946 od tego czasu mieszkała w Ostrowcu Świętokrzyskim. Za Bolesława Bieruta ojciec Józef siedział w więzieniu. Dalej, jak w polskim filmie.
Jej dwie córki od ponad czterdziestu lat mieszkające w Kanadzie: dziś Anna Nawalny i dziś Barbara Zborowska, po raz kolejny goszczą mamusię na tym kontynencie. Prawda, dobro, piękno i te wszystkie konserwatywne przyzwyczajenia, które pani Stanisława wyniosła z domu rodzinnego, przekazała dzieciom. Rozumiem, że ów „łańcuszek” wędruje z pokolenia na pokolenie.
Córka Anna miała towarzyszyć mamusi w podróży. Jednak na lotnisku w Warszawie pani Stanisławy nie wpuszczono do samolotu. Przy odprawie okazało się, że w dokumentach podróży data urodzenia pasażera wskazywała na dziecko urodzone w 2018. W tzw. procesie weryfikacyjnym „poprawiono” datę, bo nikt nie spodziewał się ponad stuletniej pasażerki. Nie do pomyślenia, a w tle już widać urządzenia z AI, które będą wiedzieć najlepiej. Korekta zajęła coś tam dwa tygodnie, by można było wylecieć za Ocean.
Jak pani Stanisława czuje się w Kanadzie? Wiem, że pytano o to ją wielokrotnie. Wszak bywała tu wcześniej. Tutaj zresztą zmarł jej mąż. Na swoje setne urodziny powiedziała, że Kraj Klonowego Liścia bardzo się podoba, lecz najlepiej czuje się w Polsce. Jest u siebie i nie ma tej bariery językowej. Jest pomiędzy swoimi.
Umysł pani Stanisławy jest sprawny. Porusza się samodzielnie. Dopiero od niedawno posługuje się laską. A tak normalnie odbywa podróże bliższe i dalsze i spotyka się z ludźmi. Niedawno po zbieraniu śliwek węgierek w okolicach Collingwood, razem z córką Barbarą i zięciem Maćkiem zawitała w naszym domu. Pochwaliła nawet moją nalewkę wiśniową.
Pani Stanisława długo nie daje się prosić. Nienaganną polszczyzną, z pasją mówi o swym życiu. Bez zająknięcia recytuje wiersze. Mogą być frywolne, ale szczególnie lubi takie z cyklu o Tadeuszu Kościuszce, napisane przez Marię Konopnicką: Przysięga – który na Krakowskim Rynku… Może też deklamować Śmierć Kościuszki. Pamięta ze szkoły w II RP, nauczyciele też byli patriotami. Nie wiem, czy prezes Kazimierz Chrapka nie powinien ustanowić w swoim rozdzielniku szczególnej grupy laureatów konkursu recytatorskiego, po setce. Tu jakby licznik zaczynał od nowa, nieprawdaż?
Od ponad wieku pani Stanisława ogląda z pierwszego rzędu nieudaczników i ludzi na krótkiej smyczy prowadzących sprawy polskie. Może dlatego ten Tadeusz Kościuszko wciąż w duszy gra. Jej życie godziwe, którego można zazdrościć jest dla nas wielką inspiracją, bo to życie i Polki i Patriotki w samej rzeczy.
Życzenia zdrowia i spokoju i radości, bo jest dumna ze swojej rodziny i jej osiągnięć. Jest wszak matką, babcią, prababcią i przewodniczką. Tak, jest. Cieszy się z Ziemowita będącego biznesmenem. Michała, który jest chirurgiem naczyniowym, Kingi – kobiety w nieustannej akcji – choćby tu: inspiratorka takiej formy spotkania urodzinowego; cieszy się z prawnuków: Daniela, Natalii, Mateusza, Naomi, Leo, Isabelle.
A wieczór był przemiły i rodzinnie ciepły. Rodzina, ach, rodzina! Siostry z wnuczką Kingą – u której mieszka teraz babcia – zadbały o mamusię. Zorganizowały „spotkanie tematyczne” przypominające lata młodości pani Stanisławy. Goście także przynieśli różne gadżety, przedmioty antykwaryczne (radia, telefony, maszyna do pisania, książki, lampy naftowe, tarka do prania itp.) – które były pod ręką i dały się wwieźć na 36. piętro budynku w środku Mississaugi. No i oni sami biesiadnicy ubrani niczym na party u Wielkiego Gatsby’ego. Reprezentowane były różne klasy społeczne. Jeszcze nie walczyły między sobą. Co nieco do jedzenia i barista Natalia inteligentnie organizująca dobrostan biesiadników. Nastrój ciepłego ciepełka. Chciałoby się zakrzyknąć: Kochajmy się!
Kiedy jeszcze rozmawiam z Jubilatką, przygląda się mi uważnie. Po chwili wykonuje ruch jakby chciała nas wszystkich wokoło oddać pod opiekę bożą. Może widzi więcej niż inni. Mówi cichym głosem – Martwię się o was wszystkich.
WJD
PS: Anna Nawalny nie wie, jak to się stało, że zapomniano o redaktorze Andrzeju Kumorze. Przecież było to oczywiste, że będzie. W planach, bytność redaktora Gońca nie podlegała dyskusji. Okazało się, że Prawa Murphy’ego działają. Mogę być powołany na świadka.