Dawno temu (gdzieś na przełomie wieków) jechałam z siostrą cioteczną przez Londyn (w UK nie ten w Ontario). Było kilka pilnych spraw do załatwienia w kilku miejscach Londynu, więc siostra cioteczna zdecydowała podjeżdżać samochodem, tym bardziej, że to był jakiś jej dzień na wjechanie i parkowanie. Wyobrażacie to sobie? Mieszkasz w dzielnicy Londynu, ale nie możesz do miasta wjechać kiedy ci się chce, i zapłacić słono za parking (którego nie możesz znaleźć), ale możesz wjechać tylko wtedy kiedy Ci pozwolą na podstawie twojej daty urodzenia. Bardzo były te tłumaczenia, kiedy i kto może wjechać do Londynu, zawiłe. Tak zawiłe, że ich nie zrozumiałam wtedy (a co dopiero dzisiaj?) to i nie zapamiętałam. Bo i po co? Ale chodzi mi o coś innego, tak jeżdżąc po tym Londynie z miejsca na miejsce, moja siostra cioteczna (piękność w młodości) pokazywała mi przy okazji miejsca swoich byłych chłopaków, kandydatów na chłopaków, narzeczonych, kolegów z pracy, itp. Nic w tym dziwnego, tylko. Ona była ode mnie sporo starsza i nawet na przełomie wieków już na emeryturze. I tak pokazując te miejsca gdzie spędzała swoją młodość z różnymi panami, dodawała co się z nim stało, kiedy który i jak umarł, gdzie jest pochowany, kogo zostawił. Wtedy wydawało mi się to dziwne.
– Tak to wszystko dobrze pamiętasz! – wyraziłam swój podziw
– No wiesz, trzymam taką listę, co roku do niej dopisuję tych nowych, którzy odeszli, żeby nie zapomnieć na Zaduszki, i za każdego się pomodlić.
Dziwne mi się to wtedy wydawało. Ot, dziwactwo starej panny – pomyślałam.
Do przodu ćwierć wieku.
Ja też się dorobiłam takiej listy. Co prawda na mojej są nie tylko moi chłopcy i mężczyźni, bo wtedy w moim wypadku lista byłaby bardzo mizerna, ale osoby, które przeszły przez moje życie, inspirowały mnie, i jakoś się tam dobrze zapisały. Spisuję. Po to aby w Dzień Zaduszny zapalić świecę i się za spokój ich duszy pomodlić. Co prawda nie wszyscy są katolikami, ale przecież nie będę się tylko z tego powodu uczyć modlitw w innych językach, i innych obrządkach.
Kiedyś dotknięta losowo, co było widać po mnie gołym okiem, podszedł do mnie w pracy członek mojego zespołu, i zapytał, czy nie mam nic przeciwko temu, żeby się jego grupa pomodliła w mojej intencji? Byłam mu bardzo wdzięczna. Nieszczęścia są tak uniwersalne jak i nasz świat, a modlitwa, nawet z rytu innej religii pomaga. A nam, którzyśmy w drodze, pokazuje, że jest ktoś kto się troszczy i chce pomóc tak jak umie. To znacznie lepsze niż milczenie tych, którzy udają, że nic się nie dzieje. Liczy się życzliwość. Liczy się życzliwa pamięć.
Dlatego też ostatnio zaczęłam do listy dopisywać tych, którzy znów tak mili i dobrzy dla mnie nie byli. Tych złych w stosunku do mnie też wpisuję, zgodnie z regułą wybaczania. No cóż, modlę się codziennie i proszę mojego Pana Boga o odpuszczenie moich win, jako i ja odpuszczam moim winowajcom. No to odpuszczam także tym, którzy czasem nawet z premedytacją byli nieżyczliwi, czy wręcz źli, i wpisuję ich na moją listę. Przebaczam im, a potem modlę się za nich. Tak mnie nauczono, Tego wymagają ode mnie. Tego wymagam od siebie. Czyż mam wybór?
Michalinka, Toronto, 3 listopada, 2024