Na wyjazd do Warszawy zdecydowałem się odruchowo w momencie kiedy nadeszła wiadomość o zakazaniu Marszu Niepodległości. Gdy ktoś czegoś zakazuje, coś mi nakazuje żeby tam być, tak to mniej więcej było w skrócie, ale po prawdzie na Marsz jeżdżę od 11 lat. Dodatkowym bodźcem była wyprzedaż biletów LOT – można było kupić bilet w obie strony w cenie 800+ CAD. Samolot okazał się być wypełniony narodem po brzegi; a raczej kilkoma narodami; Polskie Linie Lotnicze od jakiegoś czasu oferują połączenie do New Delhi via Warszawa, lecieli więc nim Hindusi, którzy w Polsce mieli przesiadkę. Co ciekawe, za mną siedział rosły Sikh, a obok miał dwie Hinduski, którym gromkim głosem oznajmił po angielsku, że nie zna hindi. Kapitan mówił za to z silnym ukraińskim akcentem, a mój współpasażer z siedzenia obok wyłącznie po angielsku i rosyjsku.

Gdy byliśmy u brzegów Grenlandii okazało się podczas nocnego leżakowania, że jeden z pasażerów nie reaguje na bodźce, bo jest nieprzytomny. Zrobiło się zamieszanie personel pokładowy zaczął szukać wśród pasażerów lekarza, ale wbrew obawom, że będziemy zawracać do Halifaxu, albo lecieć do Reykjaviku, mężczyzna ozdrowiał i w nagrodę został przeniesiony do lepszej klasy.

Z lotniska Chopina do centrum miasta, gdzie tuż obok starego rynku wynająłem małe mieszkanie przez Airbnb pojechałem autobusem miejskim linii 175, bilet można kupić w środku płacąc kartą kredytową. Jadąc przypomniałem sobie, że niedaleko na Nowogrodzkiej jest Radio Cafe Stasha Pruszyńskiego, brata zmarłego nie tak dawno Ola Pruszyńskiego, naszego korespondenta z Białorusi. Postanowiłem wpaść. Okazało się, że Stash siedzi przy stoliku. Tak więc przy herbacie mogliśmy sobie pogawędzić o Żydach i Palestyńczykach, czego efektem jest wywiad, jaki się wkrótce ukaże.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Stamtąd kolejnym autobusem pojechałem na plac Piłsudskiego, i perpedes doszedłem do mieszkania, gdzie doświadczyłem pozytywnego opadu szczęki, mieszkanie w odbudowanej wewnątrz, ale z zewnątrz nadal starej kamienicy, z wyjściami z klatki schodowej na czwartym piętrze i na parterze (kamienica jest na skarpie) w cenie dwóch trzecich najtańszego trzygwiazdkowego hotelu urządzone ze smakiem, ze wszystkimi wygodami, oczywiście bardzo małe, ale czegóż potrzeba więcej, jeśli jest prysznic, kuchenka, zlew, łóżko i internet. Polecam każdemu airbnb, bo można trafić właśnie takie perełki. Stamtąd miałem wszędzie blisko na nogach, pod bokiem Żabka, Biedronka i kościół św. Jacka gdzie na Mszy św. dające do myślenia kazanie o wdowim groszu, że jeśli dajemy to ważne jest to co nam zostaje. W tamtych czasach to, co w przekładzie jest tłumaczone jako „grosz” składało się z dwóch monet i ta ewangeliczna wdowa wrzuciła obie.

Warszawa w przeddzień Święta Niepodległości jakaś taka niezbyt oflagowana, Przed Zamkiem Królewskim olbrzymia kolejka, bo za darmo była udostępniona kolekcja Lanckorońskich i takoż darmo można było zwiedzić zamek. Pod kolumną Zygmunta tańczył wielki goryl, z którym można sobie było robić zdjęcia, a którego później spotkałem przed pałacem prezydenckim – to chyba jakiś omen.

Jeszcze w niedzielę zdążyłem na rozdanie nagrody Józefa Mackiewicza, a okazało się że na Foksal, gdzie to miało miejsce był także pokaz filmu Grzegorza Brauna, a można było ukłonić się autorowi.

Nagroda wiąże się w moim przypadku z tym, że wieki temu na rozdanie wziął mnie Cezary Michalski i tam poznałem Stanisława Michalkiewicza, przewodniczącego kapituły. Tak to się w życiu dziwnie plecie. Dziś Cezary Michalski w „Krytyce Politycznej”, ale wtedy…
Listę nagrodzonych pozycji można śmiało typować jako to co w Polsce warto czytać. W kapitule oprócz wspomnianego Stanisława Michalkiewicza są m.in. Rafał Ziemkiewicz i profesor Jacek Bartyzel. W kuluarach Paweł Zdziarski kwestował na produkcję filmu o księdzu Tadeuszu Isakowiczu-Zaleskim, a więc wszystko zogniskowało się pod jednym dachem. Zapraszam do obejrzenia relacji filmowych z mojego pobytu.

Andrzej Kumor