Dotarła do nas niedawno, drogą morską, paczka z Gdańska, a w niej kilka egzemplarzy nowo wydanej książki “ Rodzina Marynowskich. Gałąź Sandomierska w XIX/ XX wieku”, autorstwa Jana S. Jaworskiego i Iwony Łaptaszyńskiej. Jan Jaworski to emerytowany profesor Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, autor bardzo cenionej przez znawców przedmiotu książki “ Prawdziwe oblicze Boga- Całun Turyński w świetle najnowszych badań naukowych “ (Fronda 2020). Jest on pasjonatem historii, badającym i opisującym dzieje rodziny od końca XVIII wieku, rodziny, której jestem potomkinią w prostej, wielopokoleniowej linii. Iwona Łaptaszyńska to wieloletnia prezes Towarzystwa Genealogicznego Centralnej Polski, szczególną uwagę poświęcająca Kresom.
Mottem tej książki mogą być słowa profesora Andrzeja Nowaka z ostatniego tomu jego Historii Polski o “ spuściźnie pamięci, z której czerpią ci, którzy wybrali polskość jako przygodę swego życia “. Cytuję za autorami książki:
“ Dzieje Marynowskich przebiegały drogą typową dla szlacheckich rodzin polskich. Związani w XIX wieku z Ziemią Sandomierską, tradycyjnie zajmowali się zarządzaniem majątkami ziemskimi, zasilając tworzącą się warstwę ziemiaństwa. Stopniowo przynajmniej część synów z wielodzietnych najczęściej rodzin, zdobywała wyższe wykształcenie i wrastała w pierwsze pokolenie inteligencji, szukając posad w administracji na różnych szczeblach, podejmując zawody prawników, lekarzy, farmaceutów, inżynierów, dziennikarzy, dyplomatów czy artystów. A przy tym angażując się w działalność społeczną. Jednocześnie wraz z postępującą degradacją Sandomierza, który stał się miastem prowincjonalnym na granicy Królestwa Polskiego, zwłaszcza po upadku Powstania Styczniowego, przenieśli się Marynowscy do większych ośrodków, przede wszystkim stołecznej Warszawy czy gwałtownie rozwijającej się Łodzi, a niekiedy także do Galicji. Stawali się cenionymi fachowcami, a często i pionierami w krańcowo różnych dziedzinach: wymienić tu można budowę mostów i dróg, bankowość i ubezpieczenia, radiofonię, czy obronę przeciwlotniczo- gazową.
W dużej mierze pozostali jednak wierni tradycyjnemu dla szlachty rzemiosłu wojennemu i w kolejnych generacjach, jako zawodowi żołnierze lub ochotnicy, włączali się do walki o niepodległość. Już samo wymienienie operacji wojskowych, w których uczestniczyli Marynowscy na przestrzeni XIX i XX wieku budzi ogromny podziw: Powstanie Listopadowe i Styczniowe, walki o Lwów w 1918 roku, wojna z bolszewikami 1919- 1920, Powstanie Śląskie, kampania wrześniowa w 1939 roku, Powstanie Warszawskie w 1944 roku, a nawet powstanie słowackie. A przecież dochodzi do tego szeroki udział w konspiracji, także kobiet, które były sanitariuszkami w I i II wojnie światowej. I równie wymowne byłoby wyliczenie ran i kontuzji, które odnosili, śmierci poniesionych na polu chwały i w niemieckich obozach koncentracyjnych.”
Książka jest rezultatem benedyktyńskiej pracy dwojga autorów, przekopujących archiwa i urzędy z masą dokumentów, zdjęć, relacji i świadectw, co zaowocowało wieloma biogramami, licznymi ilustracjami i cytatami z oryginalnych druków. Może ona służyć jako złoty standard dociekliwości historycznej i genealogicznej; jest dostępna w Polsce w bibliotekach wojewódzkich, n.p. w bibliotece miasta stołecznego Warszawy przy ul. Koszykowej i w Bibliotece Narodowej w Al. Niepodległości.
Niestety, książka uznana za godną umieszczenia w zbiorach Biblioteki Narodowej, nie znalazła uznania w oczach osoby kwalifikującej nowe pozycje do działu literatury polskiej non- fiction w Torontońskiej Bibliotece Publicznej. Postanowiłam więc przyjrzeć się ostatnim nabytkom tej biblioteki tj. polskim książkom w TPL 2024- 2025. Ponad połowa pozycji ( 63 ze 120 ) to przekłady z języków obcych; w dodatku poza kilkoma klasykami są to dzieła pisarzy trzeciorzędnych. Wśród pozycji polskojęzycznych dominują taśmowo produkowane kryminały, poradniki jak żyć długo i szczęśliwie oraz tzw. romansidła. Analizy polityczne i socjologiczne przyznane zostały twórcom spod znaku “ Gazety Wyborczej “, a zakup jednej książki profesora Andrzeja Nowaka w niczym tej sytuacji nie może poprawić. W sumie może dobrze się stało, że książka “ Rodzina Marynowskich “ nie znalazła się w owym towarzystwie!

Po zanurzeniu się w historii wracam do współczesności. A cóż bardziej współczesnego niż Aleja Graffiti w torontońskiej Dzielnicy Mody, biegnąca równolegle do Queen Street West, na przestrzeni kilkuset metrów (pomiędzy Spadina i Portland St ). Jest to jedyne miejsce w mieście, gdzie graffiti jest legalne. Od lat 1980/1990 aleja ta znana jest jako hotspot miejskiej sztuki ulicznej i często jest tłem sesji zdjęciowych, a nawet celem wycieczek zaciekawionych turystów. Obejrzenie tej serii murali, w ich obecnej postaci ( są bowiem zamalowywane po pewnym czasie, aby dać miejsce następnym ) zasugerował mi Pan Mąż. Pan Mąż fotografował je jako swój projekt dla kursu Photoshop w George Brown College. Kurs ten jako antidotum na ewentualne zramolenie emerytalne zafundował mu syn i trafił tym prezentem w komputerowy gust Pana Męża jak znalazł! Graffiti najczęściej malowane są sprayem lub pędzlem i sprayem, przez szablon. W Toronto pracują nad nimi artyści tacy jak ELICSER, Uber5000 i Duo the Third, ale sławę światową ma tylko brytyjski graficiarz Banksy, częściowo anonimowy artysta uliczny z okolic Bristolu.Najbardziej znane jego prace to Dziewczynka z balonikiem i Miłość wisi w powietrzu, które przetworzone w serię printów osiągają na aukcjach sumy kilkudziesięciu tysięcy dolarów za egzemplarz.
W wykonaniu naszych torontońskich malarzy ulicznych, granica między wandalizmem i sztuką jest bardzo cienka. Wątpię jednak, czy zastanawiają się nad tym graficiarze ozdabiający sprayem ściany i drzwi garaży w naszej okolicy..

 

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Bardzo współczesnym pomysłem jest też idea 15 minutowego miasta, gdzie ludzie mogą mieszkać, pracować i robić zakupy, docierając wszędzie pieszo w przeciągu kilkunastu minut. Prototypem takiego miejsca jest The Well, nowo otwarty kompleks zabudowań w rejonie Front St.- Spadina- Wellington, zaprojektowany przez biuro architektoniczne Hariri- Pontarini, a sfinansowany przez dwa wielkie fundusze inwestycyjne: Rio Can i Allied Properties. Idziemy więc z Panem Mężem przekonać się naocznie co czeka mieszkańców wielkich miast w nie tak odległej przyszłości. Nowoczesne rozwiązania architektoniczne robią na nas dobre wrażenie- przez połączenie odzyskanych z dawniej tu stojących budynków fragmentów ceglanych murów i belek z daglezji ( Douglas fir ) ze szkłem, stalą i terakotą. Samochody pozostawiane są na sześciu kondygnacjach podziemnych garaży; europejską zabudowę centrum miasta ma przypominać centralny skwer, jakby atrium na wolnym powietrzu. Są tu trzy piętra powierzchni handlowej, przykryte dachem z zawieszonej nad nimi szklanej kopuły, ale bez ścian bocznych oraz masa restauracji, barów itp. Wszystko to pięknie wygląda w ciepłej porze roku, ale może się nie sprawdzić w długiej, kanadyjskiej zimie. Sklepy są raczej ekskluzywne i luksusowe a idea mieszkania na miejscu może się rozbijać o ceny wynajmu w kilku budynkach apartamentowych należących do tego kompleksu. Mieszkanie trzysypialniowe kosztuje tu ponad 8 tys.$ miesięcznie; tak więc 15 minut spacerkiem do biura mają tu chyba głównie pracownicy pobliskiego Dystryktu Finansowego..

 

Kupić, nie kupić ale zjeść można w The Well bardzo dobrze. I tak na tutejszym Wellington Market trafiamy do nowo otwartego, pierwszego w Kanadzie BHC Chicken, jednej z tysięcy lokalizacji tego łańcucha koreańskich restauracji na świecie. Wśród wielu serwowanych tu dań, danie popisowe to smażone kurczaki. 4, 8 lub 10 kawałków ( skrzydełka, udka bez kości lub fileciki ) marynowane są przez 15 godzin a następnie obtaczane w mące pszennej i ryżowej i smażone w oleju słonecznikowym. Są złociste i chrupiące, podawane z najrozmaitszymi sosam do wyboru lub oprószone przyprawami.
Wydaje się, że kuchnia koreańska stopniowo wypiera chińską z rynku konsumenckiego, coraz więcej knajpek koreańskich pojawia się w centrum miasta. A większość restauracji podających się za japońskie, jest w istocie prowadzona przez Koreańczyków.
Tu aż się prosi o ulubiony przepis syna Maćka na :
Galabii- żeberka po koreańsku
3 funty krótkich żeberek wołowych- kawałki z 2- 3 kostkami, bardzo dobre do kupienia np. w Walmart.
Marynata: najważniejsza w tym przepisie
Wymieszać ¾ kubka sosu sojowego, ¾ kubka wody, 3 łyżki octu, 2 łyżki oleju sezamowego, ½ posiekanej dużej cebuli, ¼ kubka posiekanego czosnku, ¼ kubka brązowego cukru, 1 łyżkę pieprzu. Trzymać żeberka w marynacie, w lodówce przez 7- 12 godzin, im dłużej tym lepiej,piec w lecie na grillu a w zimie w piecu w 550 F ( broil ).
Mój dodatek do tego dania to:
Dżem z czerwonej cebuli
Pół kilograma czerwonej cebuli pokrojonej w cienkie plasterki, zeszklic na 2 łyżkach oliwy, dodać 100 gramów brązowego cukru, 100 ml balsamicznego octu, sól i pieprz i smażyć do odparowania płynu. Jest to również bardzo dobry dodatek to rozmaitych serów.

Na zakończenie kącik zoologiczny. Toronto jest światową stolicą szopów praczy ( racoons ), których populacja w mieście obliczana jest na 60- 100 tysięcy. Mają one tu mnóstwo zadrzewionych terenów, parków, stawów i strumieni i oczywiście Jezioro Ontario oraz łatwy dostęp do resztek pokarmowych w pojemnikach na śmieci a i dokarmiających je ludzi. Dopiero co znaleźliśmy martwego szopa przed naszym garażem i Służby Miejskie ( tel 311) obiecały go usunąć w przeciągu 3 dni! Okazało się w rozmowie, że mają około 200 zgłoszeń dziennie w tej samej sprawie i że najczęściej szopy, oprócz przyczyn naturalnych ( żyją 3- 5 lat ) zdychają na nosówkę. Zwłoki szopa zniknęły w 24 godziny od zgłoszenia, ale w międzyczasie odkryłam na frontowym drzewie przed domem wielkie gniazdo szerszeni. I w tym kłopocie Miasto okazało się bezsilne, bo gniazdo wisi za wysoko a drabiny, które mają w swoim wyposażeniu sięgają tylko do 3 metrów. Czyli obywatelu radź sobie sam- wzywaj prywatną firmę dysponującą podnośnikiem hydraulicznym..Te dwa niemiłe spotkania z przyrodą wynagrodziło stado szpaków, które kilkakrotnie odwiedziło nasz balkon, opleciony dzikim winem.Wydziobały wszystkie, co do jednego, winogronka- dobre źródło uzupełnienia energii w ich migracji na tereny “ Złotej Podkowy “ czyli zachodniego końca wybrzeża Jeziora Ontario, od Oshawa do St. Catharines. Co najmniej połowa populacji szpaków z całej Kanady znajduje tutaj korzystne warunki do zimowania. A ja nie muszę czyścić balkonu z rozgniecionych winogron!