I co teraz będzie? Trump zagroził Kanadzie i Meksykowi cłami, które praktycznie wyłożą kanadyjską gospodarkę, czy zatem idziemy na wojnę z Waszyngtonem? Też obłożymy cłem ich towary? Otworzymy się na chińskie inwestycje? Kanada od lat spokojnie „nie wadząc nikomu” po sąsiedzku „w jednym stała domu” z USA. Czasy się zmieniły.
Prezydentura Trumpa to jest last call Ameryki, w obliczu detronizacji, jaką zafundowały im Chiny; trzeba szybko spoważnieć i pozbyć się sabotażystów-lewaków, wariactwa wokizmu, cancel culture czy DEI. Trzeba zatrzymać wewnętrzny rozkład imperium.
I w Stanach Zjednoczonych to się dzieje. Wydziały DEI zlikwidował Boeing, niedawno Walmart, a inni są w kolejce . Bez merytokracji nie da rady. Mówi się też o reformie edukacji, bo dzieci są zakażane wokizmem w szkołach.
Zdroworozsądkowa reforma jest w Ameryce wspierana przez środowiska syjonistyczne, bo też jest oczywiste, że żaden ogon nie jest w stanie kręcić psem, kiedy pies jest zdechły. Można zauważyć ciekawą korelację, między większością ruchów sanacyjnych na Zachodzie, a wsparciem dla Izraela w prowadzonej przezeń kampanii pozyskiwania nowych terenów i kształtowania nowej przestrzeni poprzez czystki etniczne.
Tak czy owak, Ottawa ma problem, bo amerykańska administracja, najwyraźniej nie pozwoli już Kanadzie wozić się na Ameryce, domagając się będzie udziału w kosztach utrzymania imperium, i uzdrawiania Zachodu. Kuracja może bardzo boleć.
Nadchodzi Ameryka, z którą trzeba umieć twardo negocjować, Ameryka ignorująca dzieciuchów w stylu naszego premiera w kolorowych skarpetkach.
Skończył się czas bawidamków, idzie czas wojowników. Czy tego chcemy czy nie, jesteśmy uwikłani w wojny. Próba odnowienia Ameryki, może być dla Kanady szansą, ale jedynie wtedy, gdy skorelujemy z nią swoją politykę. Obecny kanadyjski rząd tego nie potrafi, dlatego zmiana w Ottawie konieczna jest od zaraz.
Tymczasem nasz ludzki pan, czyli premier Trudeau obiecał ulżyć ludowi na święta wprowadzając wakacje podatkowe m.in. od zakupu alkoholu i zapowiada bonus w wysokości 250 dol. Tu jednak pojawiły się niesnaski, bo pominięto emerytów, a wsparcie dostaną pracujący Kanadyjczycy zarabiający „poniżej 150 tys. dol. rocznie”. Nie wiem, kto wymyślił tę cezurę, ale z pewnością była to jedna z ottawskich urzędniczych świętych krów, która uważa, że 150 tys. to „przeciętne zarobki”.
Kraj jest zadłużony po uszy, obsługa długu kosztuje bodajże miliard tygodniowo i zamiast zmieniać politykę fiskalną, Ottawa funduje nam trochę łakoci na kartę kredytową, którą sami musimy spłacać. Ludzki pan z naszego premiera, dba o włościan…
Tymczasem obawiam się, że znów nam ktoś sięgnie do kieszeni. Jeśli zapowiedzi Trumpa o deportacji migrantów się zmaterializują, to już widzę kanadyjskich lewaków przebierających nogami, by tych eksmitowanych przyjąć do nas na azyl. Obecnie na mocy porozumień Amerykanie przeflancowują nam ok. 30 tys. własnych migrantów. Za azylantów płacimy ok. 80 tys. dol. rocznie na rękę i w postaci świadczeń. Całkowity koszt „obsługi” azylantów wynosi 10 mld dol. na rok. W grupie tej znajduje się też wielu „studentów” którzy wjeżdżają na wizę studencką, a następnie proszą o azyl dzięki czemu nie dość, że mają utrzymanie to jeszcze nie płacą za studia według stawek dla obcokrajowców, lecz według krajowych.
Wszystko to nasza wina, bo daliśmy lewakom przejść przez dwie najważniejsze instytucje – szkoły i sądy. Dzisiaj jakiekolwiek wykształcenie wiąże się z indoktrynacją, a na konstytucyjne wolności nie ma co się powoływać gdyż w sądach mamy aktywiszczów zamiast strażników rule of law. O nierządne to królestwo i zginienia bliskie…
Andrzej Kumor