Na proste pytanie: dlaczego zawodnicy używają środków dopingujących, zgrabnie nazywanych po polsku środkami wspomagającymi, odpowiedź jest w miarę złożona.
Najprościej można byłoby to ująć jako potrzebę zwyciężania, ale to stwierdzenie również ma ileś tam „twarzy”.
Osobiście spędziłem sporo czasu w ZSRR i NRD w celu zapoznania się, a raczej szpiegowania ich systemów szkoleniowych w jak najszerszym tego słowa znaczeniu.
Prosty wniosek polegał na tym, że najważniejszym elementem treningu jest prawidłowa i jak najszybsza regeneracja po wysiłku, aby zapobiegać przetrenowaniu.
Do tego służyły również substancje farmaceutyczne, popularnie zwane steroidami, choć to nie w pełni prawidłowe uzasadnienie.
Do tego dodano substancje bezpośrednio wspomagające wynik sportowy (środki uspokajające np. w strzelaniu, czy w łucznictwie) środki pobudzające – prawie we wszystkich innych sportach, środki podnoszące wydolność organizmu w czasie danego wysiłku/wyścigu/zawodów (układy naczyniowy i oddechowy) i tak dalej.
Wszyscy czołowi zawodnicy i zawodniczki używają środków wspomagających. Bez wyjątków. Tych na liście zakazanych lub innych – jeszcze nie zakazanych.
Bez wyjątków? Tak, bo nawet popularne witaminy mogą być do nich zaliczane, proteiny, środki nasenne, elektrostymulacja, mnóstwo innych.
Jedyna różnica jest w tym, co i kiedy znajduje się na liście środków zabronionych.
Przykładem może to być rosyjska tenisistka Maria Szarapowa, która przez 10 lat używała środka nasercowego o nazwie meldonium.
Pierwotnie lek opracowany był w celu leczenia chorób serca i układu krążenia, takich jak niedokrwistość, niewydolność serca i choroby naczyń krwionośnych. Przez długi czas stosowany był w krajach wschodnioeuropejskich w celach medycznych, bez większego zainteresowania ze strony innych rejonów świata do czasu pojawienia się doniesień o nadużywaniu leku przez sportowców.
Od 1 stycznia 2016 meldonium znalazło się na liście środków zakazanych, a Maria Szarapowa została złapana na jego używaniu zaledwie 10 dni później.
Na nic zdały się tłumaczenia, że sztab zawalił i nie uaktualnił sytuacji. Dostała 2 lata dyskwalifikacji, które później zmniejszono do 15 miesięcy.
Dlaczego o tym mówię?
Dlatego, że Iga Światek została przyłapana na używaniu podobnego środka nasercowego.
Jego nazwa to trimetazidine lub po polsku trimetazyna.
Trimetazyna, jako środek metaboliczny, optymalizuje wykorzystanie energii przez komórki serca, co przyczynia się do poprawy jego funkcjonowania w warunkach niedotlenienia. Ponadto reguluje pracę błędnika oraz przywraca równowagę elektrolitową w sercu.
Jednakże jest zakazana w sporcie, ponieważ należy do kategorii “modulatorów hormonów i metabolizmu”.
Krótko więc: tak meldonium jak i trimetazyna działają w podobny sposób, podwyższając efektywność działania układu krwionośnego, przez co dostarczanie tlenu do organizmy jest ulepszone i zdolności startowe zawodnika – podwyższone.
Oczywiście – Iga Świątek jest dla Polaków, przynajmniej sporej ich większości, świętością. W końcu taka zawodniczka trafia się raz na stulecia. Do tego jej zachowanie i prezentacja na korcie i poza nie budzi najmniejszej wątpliwości, że mamy do czynienia z kobieta pełnej klasy.
Zostaje jednak pytanie naukowe: dlaczego akurat trimetazyna i dlaczego akurat pomieszana z ze środkami nasennymi o nazwie melatonin? To będzie budzić wątpliwości nawet wśród tych prawdziwie stojących po jej stronie.
Ja też swego czasu sporo jeździłem po świecie i też zażywałem melatonin, chociaż, tak naprawdę, niewiele mi on pomagał. Sam mam wątpliwości co do całej sytuacji. Do tego dziwna decyzja trenera Wiktorowskiego…
Podsumowując: zawirowanie wokół Igi jest wielkie i tak szybko nie zniknie. W końcu odbyła karę, czyli przyznała się do winy.
Kara odbyta, nowe otwarcie i pozostaje mi tylko życzyć jej, jak Polak – Polce, powodzenia i spokoju.
A przede wszystkim sportowej ulicznej mądrości.
Bogdan