Już w poprzednim wydaniu przedstawiłem moje „nieuczesane” myśli na temat różnych plebiscytów sportowych. Chodziło mi zawsze o różnice między sformułowaniami: „najlepszy”. „najpopularniejszy” … i w czym (jakim sporcie) i przy czyjej pomocy.

Dzisiaj – z większym dystansem o tym skomplikowanym podmiocie.
Jak doskonale wiemy – sporty są wymierne lub niewymierne. Sporty są „niszowe” lub globalne.
Wymierne, to te proste, jeśli chodzi o wyłonienie zwycięzcy: kto pierwszy dobiegnie do mety, kto dalej rzuci lub skoczy – jest lepszy. Koniec. Kropka.
Czyli lekka atletyka jest właśnie tak wymierna? I tak i nie.
W lekkiej atletyce mamy do czynienia z chodem sportowy,

Ta konkurencja jest bacznie oceniania przez sędziów na trasie. Jeśli dojdą oni do wniosku, że ktoś z zawodników podbiega, po dwóch ostrzeżeniach zostanie zdyskwalifikowany.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Take sytuacje zdarzyły się najlepszym na świecie, z Robertem Korzeniowskim włącznie.

Sędziowie się mylą. Czasami jednak – celowo.

Piłka nożna: niby też prosty do oceny sport. Kto strzeli więcej goli, ten wygrywa.
Niby tak, ale teraz mamy do czynienia z VAR-em, gdzie grupa facetów decyduje, czy uznać gola, czy też nie. Jeden sędzia już nie wystarczy. Trzech też nie.
Gimnastyka, boks, podnoszeni ciężarów, szermierka – oto mała liczba sportów, w których ostateczna klasyfikacja zależy w wielkiej mierze od sędziów.

Jeden z moich kanadyjskich kolegów, trenerów boksu powiedział mi, że jedynym sposobem na pewne wygranie walki jest nokaut. Posyłanie przeciwnika na deski niekoniecznie kończy się sukcesem.
Jesteśmy w przededniu kolejnego „Wielkiego Szlema” w Australii.
Do globalnych sportów należy tenis. Sport wymyślony przez Anglików.

Wyłonienie zwycięzcy jest niby bardzo proste.
Wśród mężczyzn wystarczy wygrać 3 sety, a wśród kobiet – dwa (ta sama finansowa nagroda – tak dla wypomnienia „równości” w sporcie) i już.
Tak. Jednak sam sposób liczenia punktów jest iście angielski.

Można wygrywać gładko 2 sety i prowadzi w trzecim 5:0 i 40:0 … i przegrać cały mecz.

Tu nie ma wymiaru czasowego na długotrwałość meczu. Taka angielska przekora, aby trzymać widzów w niepewności.

Anglicy również wymyślili krykiet., a jedna z cech tego „szaleństwa” jest czas rozgrywania spotkania.
Są to mecze wielodniowe. Trzymają inną grupę społeczna w niepewności, koncentrując się na sporcie a nie na ich wyzyskiwaniu przez Imperium.
Dodam tu, że tradycyjna, najdłuższa forma gry, w której mecz trwa od 3 do 5 dni (ok. 6 godzin dziennie).
Jest to wbrew pozorem – sport globalny.
Do tych niszowych sportów należy zaliczyć wspinaczkę na ścianie.
Właśnie jedynym złotym olimpijskim medalem zdobytemu na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu był ten – na ścianie. Zdobyła go Aleksandra Mirosław, ale musiałem sprawdzić nazwisko w mediach, bo z nieznanego już wróciło … do nieznanego. Dodatkowo – ustanowiła nowy rekord świata … i nic.
Dlaczego? Dlatego, że popularność tego sportu jest zerowa.
Ludzkość od samego początku istnienia fascynowało współzawodnictwo, sława. Tak jest dalej.

Sport pokazuje najbardziej namacalne dowody dominowania jednych nad drugimi. Nie inaczej jest w końcu w tzw. normalnym życiu.
Przecież i tu jeden przez drugiego brutalnie przepycha się.

Stare amerykańskie powiedzenie: “Keeping up with the Joneses” jest idiomem nawiązującym do porównań sąsiadów, którzy celowo lub podświadomie chcą dorównać lub przewyższyć innych swoją sytuacją w na różnych polach działalności: w szkole, w statusie materialnych, pozycji społecznej itp.

W pewnym sensie jest to dobre – wystarczy przeanalizować sytuację gospodarcza Polski po latach komunizmu, jednak, jak we wszystkim – dominacja powinna mieć jakich moralny wskaźnik, aby nie przesadzać.

Zresztą – nie jest łatwo być zwycięzcą w sporcie … i jednocześnie być skromnym.

 

Have a Great Day!

Bogdan