Bez wielkiego echa przeszło spotkanie wicemarszałka sejmu Krzysztofa Bosaka z amerykańskim „doświadczonym dyplomatą” Danielem Friedem. Młodsi czytelnicy pewnie nie kojarzą tego nazwiska, tymczasem jest to postać kluczowa dla procesu polskiej transformacji ustrojowej. Daniel Fried studiował w Moskwie, a Polską zajmował się już w późnych latach 80.; w latach 87-89 był oddelegowany do spraw polskich (Polish desk) w Departamencie Stanu, będąc częstym gościem w Warszawie. W latach 90 – 93 był doradcą politycznym w ambasadzie USA w Warszawie, a następnie ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Polsce; był akuszerem polskiej „transformacji” i szeroko współpracował z ówczesną polską opozycją i rządami tworzonymi następnie już po „upadku” komunizmu.
Daniel Fried jest po 40 latach służby w Departamencie Stanu od 2017 roku jest na emeryturze i pełni wiele różnych ciekawych funkcji, a jedną z nich jest zasiadanie w radzie National Endowment for Democracy czyli założonej w 1983 roku przybudówki CIA, która przejęła część zadań agencji, a przez wielu uważana jest za jedno z głównych narzędzi do przeprowadzania operacji zmiany rządu w krajach będących w zainteresowaniu amerykańskiej polityki.
Niestety nie dotarłem do jakichkolwiek notatek ze spotkania z wicemarszałkiem Krzysztofem Bosakiem, zaś ten ograniczył się jedynie do lakonicznego stwierdzenia na X i Facebooku, że „spotkanie z doświadczonym dyplomatą stanowiło okazję do wymiany poglądów w wyjątkowym momencie jakim jest początek prezydentury Donalda Trumpa”.
„Konfederacja” od dawna wzbudza zainteresowanie „ośrodków zagranicznych”, a to dlatego że wychowała całe środowisko sprawnych i wykształconych polityków.
Czy w obecnej sytuacji Konfederacja 2.0 po odpaleniu środowiska Grzegorza Brauna może być czarnym koniem, na którego Amerykanie postawią w polskim życiu publicznym?
Jeszcze do niedawna coś takiego wydawałoby się wyssane z brudnego palca, jednak czasy się zmieniają, wiadomo że następuje zmiana pokoleniowa, a Konfederacja stanowi jedyne sprawne, autentyczne środowisko polityczne, zrzeszające rzutkich ludzi w średnim wieku, które pokazało, że jest zdolne działać nawet w niesprzyjających okolicznościach.
Reszta polskiego „narybku” to produkty i półprodukty organizacji pozarządowych kreowane za zagraniczne pieniądze i infantylne w swym politycznym wymiarze. Można się o tym przekonać choćby słuchając wynurzeń różnych minister i ministrów obecnego rządu.
Czy zatem odłączenie Konfederacji Korony Polskiej kojarzonej za granicą z antysemityzmem podczas naprędce zwołanego, choć opóźnionego Kongresu, było warunkiem wstępnym do wejścia w buty amerykańskich plenipotentów?
Nie jest to wykluczone. Wściek nawet takich mediów jak Gazeta Wyborcza wobec neo-konfederacji dziwnie opadł.
Tymczasem Grzegorz Braun został zarejestrowany jako oficjalny kandydat na prezydenta Polski, odpowiednie władze uznały ważność złożonych 200 000 podpisów. Fakt szybkiego zebrania wymaganej liczby, dziwi, gdyż wcześniej ostrzegano, iż jego środowisko nie dysponuje sprawnością administracyjną i środkami. Okazało się że jest inaczej, co daje do myślenia w świetle sondaży, które Grzegorzowi Braunowi przyznają jedynie marginalne, o ile nie zerowe poparcie. Czy marginalne poparcie może się przekładać na szybkie zebranie 200 000 podpisów?
Jest to tym bardziej znaczące, że kandydat PiSu jeszcze podpisów nie złożył. Nadchodzi czas politycznych trzęsień ziemi. Układ musi się przeformatować.
Kierunek widać w Rumunii, gdzie wykluczono właśnie z głosowania najbardziej popularnego kandydata.
Niezależnie od tego czy Amerykanie postawią na Neokonfederację, ciekawe będzie ich zachowanie w naszej części świata zwłaszcza, że szykuje się bardzo poważne przebiegunowanie
Andrzej Kumor