Po wstrzymaniu amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy przez prezydenta Trumpa, obejmującej również informacje wywiadowcze, Sztab Generalny niezwyciężonej Ukraińskiej Powstańczej Armii zacząć ćwierkać z innego klucza, niż do tej pory. Do tej pory był to klucz triumfalny, że tylko godziny dzielą nas od ostatecznego zwycięstwa nad Rosją, podczas gdy teraz zaczyna dominować ton katastroficzny. Toteż, jak za panią matką, w ton katastroficzny uderzają również niezależne media głównego nurtu i to ponad podziałami. Oczywiście pewne różnice dają się zauważyć, bo o ile TVP i TVN dostrajają się do Volksdeutsche Partei, która z kolei dostraja się do swojej mocodawczyni, Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, którą nadwiślańscy złośliwcy przechrzcili na “Urszulę Wodęleje” i oprócz zwyczajowego pomstowania na Putina, zaczynają pomstować również na prezydenta Trumpa, to telewizja “Republika” nadal stoi w rozkroku, bo chociaż od pomstowania na prezydenta Trumpa na razie się powstrzymuje, to – żeby za bardzo nie odstawać od głównego nurtu – zaczyna dostrajać się do “Europy”, czyli do Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje – to na Putina pomstuje po staremu. Natomiast ponad podziałami obowiązuje rozkaz obywatela Tuska Donalda, że “każdy człowiek przyzwoity” stoi murem za Ukrainą, aż do końca. A co potem? A potem, to już nic nie będzie – jak mawiał zmarły właśnie pan Kononowicz.
Tymczasem ukraiński prezydent Zełeński nie tylko przestępuje z nogi na nogę z niecierpliwości przed zapowiedzianymi rozmowami z USA w Rijadzie, ale nawet stawia twarde warunki – żeby nie wypaść z kabaretowej roli “sługi narodu”. Gotów jest mianowicie na “częściowy” rozejm z Rosją, ale tylko wtedy, gdy Ameryka wznowi pomoc wojskową dla Ukrainy. Nie wiem, jak na te mocarstwowe deklaracje zareaguje prezydent Trump – ale jeśli akurat będzie w niezbyt dobrym nastroju, to może zapytać prezydenta Zełeńskiego, czy te objawy, to ma od dawna i na tym rozmowy zakończyć. Chodzi o to, że pojawiły się niedawno fałszywe pogłoski, że te złoża metali ziem rzadkich, na których prezydent Trump chce położyć rękę, prezydent Zełeński wespół z tamtejszymi oligarchami, sprzedał już wcześniej nie tylko Anglikom, którzy dlatego zawarli z Ukrainą układ na całe 100 lat, ale również Niemcom, które od czasów Hitlera traktują Ukrainę jako swoje “Indie”.
Ten buńczuczny nastrój ukraińskiego prezydenta udzielił się też obywatelu Tusku Donaldu, który przemawiając w Sejmie zapowiedział militaryzację naszego nieszczęśliwego kraju, co prawda w formie nieco groteskowej, ale nic innego zrobić przecież nie może. Konkretnie chodzi o powołanie Volkssturmu – bo tylko tak można rozumieć zapowiedź objęcia dobrowolnym przeszkoleniem “wszystkich mężczyzn”.
“Powstań narodzie, rozpętaj się burzo, niech rozpocznie się szturm!” – wołał Józef Goebbels w słynnym przemówieniu w berlińskim Sportpalast, kiedy proklamował “wojnę totalną”. Najwyraźniej obywatel Tusk Donald myśli podobnie – że ten Volkssturm samym swoim istnieniem sparaliżuje zimnego ruskiego czekistę Putina i w ten sposób osiągniemy, to znaczy – nie tyle “my”, co bezcenna Ukraina – ostateczne zwycięstwo. W tej sytuacji nikt już nie przechwala się słynnym “wałem Tuska”, bo nie chodzi już o to, by się bronić, tylko – o ostateczne zwycięstwo. Tak naprawdę zaś chodzi o przygotowanie do wysłania polskich żołnierzy, kiedy już nauczą się maszerować, salutować i wykonać komendę “ w czwórki w prawo zwrot!” – na Ukrainę, żeby z ramienia “Europy” nadzorowali rozejm. Na szczęście zimny ruski czekista Putin nie chce nawet słyszeć o obecności na Ukrainie żołnierzy z jakiegokolwiek państwa NATO, więc jest szansa, że uratuje on nas przed skutkami militarystycznego obłędu naszych Umiłowanych tak samo, jak w lutym 2022 roku uratował nas od epidemii zbrodniczego koronawirusa, która zakończyła się z dnia na dzień.
Ten militarystyczny obłęd naszych Milusińskich jest oczywiście tylko odbiciem próby realizacji francuskiego i niemieckiego marzenia. Pod pretekstem pęknięcia w stosunkach amerykańsko-europejskich, Francja chciałaby uwolnić się od nieznośnej amerykańskiej kurateli. Nieznośnej – bo w XX wieku Ameryka dwukrotnie widziała dumną Francję w sytuacji bez majtek, czego ta nie może Ameryce darować, podobnie jak przyłożenia ręki do likwidacji francuskiego imperium kolonialnego. Niemcy to co innego. Próbują wykorzystać sprzyjający im moment dziejowy, by stworzyć niezależne od NATO, z którego prawdopodobnym upadkiem chyba nawet się pogodziły, europejskie siły zbrojne, oczywiście pod egidą niemiecką. Drugie niemieckie marzenie jest też bliskie realizacji, bo taka wspólna armia stwarza szansę położenia również niemieckiego palca na francuskim atomowym cynglu – a właśnie prezydent Macron, przemawiając w Zgromadzeniu Narodowym zamiar rozszerzenia francuskiego parasola atomowego na “sojuszników” solennie potwierdził. Na których “sojuszników” – tego nie powiedział, toteż sojusznicy, między innymi pan prezydent Duda, jeden przez drugiego próbują się pod ten parasol wcisnąć. Słowem – jak zwykle chwytamy się brzytwy – bo rozciągnięciem swojego parasola nuklearnego kusi “sojuszników” również Wielka Brytania, więc droga do powtórki z roku 1939 zdaje się stać otworem.
Tymczasem w Sejmie przemawiał Pan Na Chobielinie, czyli Książę-Małżonek. Jak wiadomo, odkąd JE pan ambasador Tomasz Róża uznał go za “geniusza” i to nawet nie jakiegoś karpackiego, tylko geniusza całą gębą, Książę-Małżonek poczuł w gębie “siłę trzystu koni” i splantował PiS-owskiego posła Marcina Przydacza, żeby nie uczył go “putinosceptycyzmu” (to takie słowa są?), bo on był na wojnie z Rosją, gdy ten jeszcze “robił w pieluchy”. Najwyraźniej Książę-Małżonek też poddał się nastrojom wojowniczym, bo w przeciwnym razie eksponowałby jakieś – co prawda nie bardzo wiadomo jakie – sukcesy dyplomatyczne, a nie heroiczne epizody afgańskie. Ale dopóty dzban wodę nosi, dopóki sie ucho nie urwie. Z posłem Przydaczem poszło łatwo – ale kiedy Książę-Małżonek ofuknął Elona Muska, że jeśli wyłączy on Ukrainie Starlinki, to on – znaczy – Książę-Małżonek – poszuka sobie kogoś innego – Elon Musk poradził mu, żeby “siedział cicho”, a w dodatku nazwał go “małym człowieczkiem”. Takiej zniewagi Księcia-Małżonka nie mógł znieść pan marszałek Hołownia, który zażądał od Elona Muska, żeby zarówno Księcia-Małżonka, jak i “Rzeczpospolitą” przeprosił. Wskórał jednak tylko tyle, że sekretarz stanu USA Marco Rubio przestrzegł Księcia-Małżonka, żeby tak ostentacyjnie nie lekceważył Ameryki, zwracając uwagę, że gdyby nie amerykańska pomoc dla Ukrainy, to Polska miałaby już Rosję na wschodniej granicy. W tej sytuacji za ciosem poszedł poseł PiS, Wielce Czcigodny Michał Wojcik, stwierdzając, że “Polską rządzi niepoważny rząd”. To miód na moje serce, bo i ja uważam, ze obecna ekipa przy sterze jest najgłupsza od czasów Bolesława Chrobrego. Ale Książę-Małżonek otrzymał wsparcie z zupełnie nieoczekiwanej strony. Oto w jego obronie stanęła pani Marianna Schreiber. Wprawdzie najpierw stwierdziła, że Książę-Małżonek “się wygłupił” – ale widocznie wkrótce uczucia opiekuńcze, to znaczy – “litość i trwoga” – wzięły górę, bo powiedziała, że “nikt nie ma prawa rugać polskiego ministra (…) bo reprezentuje on Polskę”. Czy Elon Musk w obliczu takich auxiliów się zreflektuje i Księcia-Małżonka przeprosi – to nie jest pewne – natomiast przy tej okazji potwierdza się opinia Jacka Kaczmarskiego, który w jednej ze swoich piosenek włożył w usta Repnina opinię o tubylczych elitach, że “rozgrywka z nimi, to nie żadna polityka. To raczej wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse”.
Stanisław Michalkiewicz