Norwegia należy do potęg narciarskich od lat.
Narciarstwo klasyczne – to u nich normalka. Biegi narciarskie, skoki, kombinacja norweska – ponad 10 letnie tradycje. W końcu żyją w „wiecznych śniegach”.
Nie dość tego, także i norwescy narciarze alpejscy odgrywają przednią rolę.
Przypomnę kilka nazwisk: Aksel Lund Svindal, mistrz olimpijski z Pjongczangu w zjeździe, Lucas Braathen czy Aleksander Aamodt Kilde, triumfator klasyfikacji generalnej PŚ i medalista olimpijski.
Skoczkowie narciarscy podobnie, od wielu lat, należą do czołówki światowej.
Czy jednak uczciwie?
Niedawno wybuchła bomba.
Kilka tygodni temu, podczas Mistrzostw Świata w Trondheim wykryto nieprawidłowości w strojach norweskich skoczków. W związku z tym zawieszono Mariusa Lindvika oraz Johanna Andre Forfanga.
Nie dość tego – podczas konferencji prasowej FIS przekazano nowe informacje. I znów dotyczyły manipulacji w strojach Norwegów, co spowodowało kolejne zawieszenia.
Tym razem ukarani zostali Kristoffer Eriksen Sundal, Robin Pedersen i Robert Johansson.
Co się okazało?
Okazało się to, że oprócz kombinacji norweskiej, Norwegowie kombinowali z kombinezonami do skakania.
Dziwne sygnały o tym, że Norwegowie manipuluje ze swoim sprzętem, docierały do prasy od dawna.
Nie bez powody więc swoje cenne kombinezony zakrywali przed wzrokiem ciekawskich, narzucając na nie pelerynki. (Żeby być fair dodam, że podobne podejrzenia można snuć w stosunku do przedstawicieli innych nacji.)
Po tym jednak, gdy na światło dzienne wypłynęły oszustwa norweskiej kadry podczas mistrzostw świata w Trondheim, głos zabrało trzech byłych czołowych skoczków z tego kraju.
Otwarcie przyznali się do tego, że w przeszłości brali udział w podobnym procederze.
Ciekawostka: wśród nich znalazł się Johan Remen Evensen, na którego wyznanie natychmiast zareagowała norweska telewizja, gdzie pełnił funkcję eksperta. Zdecydowano, że brązowy medalista olimpijski nie będzie już pojawiał się na antenie.
Wygląda na to, że mówienie prawdy szkodzi na całym świecie.
Kilka dni temu trzech innych Norwegów, którzy już zakończyli swoje kariery, przyznało natomiast, że w trakcie ich trwania również oszukiwało. Poza wspomnianym Evensenem byli to Daniel-Andre Tande oraz Anders Jacobsen.
Nie tak dawno pasjonowaliśmy się biegami Justyny Kowalczyk, która jako jedyna Polka była w stanie stawić czoła całemu światu z norweskimi biegaczkami w tej szpicy.
Jej największymi konkurentkami w tamtych czasach były Marit Bjoergen i Therese Johaug.
Marit była znana z tego, że używała leki przeciwko astmie.
Te rozszerzają pęcherzyki płucne i ułatwiają pobieranie większej ilości tlenu. To zwykle oszustwo w tym sporcie.
Bjoergen nie była tam jedyną „astmatyczką”. Cała norweska czołówka miała podobne „kłopoty zdrowotne”.
Johaug poszła dalej i wpadła na dopingu.
Test przeprowadzony 19 września 2016 wykazał obecność clesotobolu czyli sterydu anabolicznego, środka zabronionego do stosowania przez sportowców.
Zawodniczka jak i lekarz kadry tłumaczyli, że niedozwolona substancja znalazła się w organizmie Johaug ze względu na stosowanie maści Trofodermin, przy pomocy której miało być leczone oparzenie słoneczne wargi.
Lekarz kadry kobiet wziął na siebie pełną odpowiedzialność za podanie zawodniczce leku zawierającego zabroniony steryd.
Nic nowego. Nazwiska lekarza nie znamy i nie on byłby zdyskwalifikowany.
Dlaczego o tym piszę?
Okazuje się, że te manipulacje mogą doprowadzić do całkowitego rozwiązania norweskiego komitetu sportowego i byłaby to piękna okazja do spojrzenia wewnątrz sportów zimowych na całym świecie.
Have a Great Day!
Bogdan