Nośniki masowego przekazu zawsze były ważne. Obojętnie w jakich czasach, politycznych systemach i w jakim celu. Zawsze były wykorzystywane do przesady.
Pierwszym takim przykładem w XX wieku był Goebbelsowska propaganda III Rzeszy.
Oglądałem kilka tygodni temu na „Netflixie” film o Hitlerze i nie mogłem się nadziwić temu niemieckiemu rozmachowi wykorzystywania każdej najmniejszej nawet okazji do gloryfikowania Adolfa i 1000-letniej rzeszy.
Potem, przeżyłem na własnej skórze propagandę komunistyczną, której, zresztą całkiem nieświadomie, byłem członkiem – uczestnikiem – narzędziem. Grupa krajów „socjalistycznych zza żelaznej kurtyny wykorzystywała sport do celów propagandowych i to w bezwzględny sposób.
Prosto ujmując: wygrywamy z krajami kapitalistycznymi, grają nasz hymn, więc jesteśmy lepsi.
Zresztą Zachód też nie był świętoszkiem w tym zakresie.
Z najświeższej historii: prezydent USA Donald Trump dba o wizerunek propagandowy jak nikt inny z rządzących dba o swój medialny wizerunek do tego stopnia, że mamy z nim do czynienia praktycznie co godzinie w telewizji, gazetach, radio, mediach społecznych czy na lamach jego własnego „Truth Social”.
Chodzi o bycie widocznym. To są „clicki” i co się z tym łączy – szmal, siła przebicia, sława…
To samo jest ze sportowcami.
Im lepsze osiągnięcia, tym bardziej on czy ona są widoczni.
Trzymając się polskiego rynku – mamy do czynienia dwoma i połową osób: Robertem Lewandowskim, Igą Świątek i sędzią Szymonem Marciniakiem.
To Szymon właśnie „robi za połowę”, bo na świeczniku jest tylko wtedy, gdy sędziuje ważniejsze mecze.
Robert Lewandowski i Iga Świątek od mediów się opędzić nie mogą.
Problem leży w tym, że media należy umiejętnie wykorzystywać, jednak do tych samych mediów ma dostęp, co tu dużo mówić, najgorsza kibicowska (i nie tylko) hołota.
Piłka nożna jest najpopularniejszym sportem na świecie i od dawna wszystkim wiadomo, że ze kibole przychodzą na meczę odreagować swoje codzienne frustracji.
Piłka jest sportem klasy robotniczej, więc, nie ubliżając nikomu z robotników, poziom intelektualno-etyczny odbiega od tych najbardziej zaawansowanych.
Do czasów mediów społecznościowych ta „publika” tylko czytała wiadomości przygotowane przez lepiej lub gorzej „wyrobionych sportowo” dziennikarzy i tylko narzekała na świat po meczu, w pubie, przy którymś tam piwie.
W momencie, kiedy wspomniana publika uzyskała dostęp do komputera i klawiatury – chamstwo wyszło na zewnątrz z całą siłą. Umówmy się, że to chamstwo zawsze istniało, jednak nie miało możliwości wypełznięcia na powierzchnie dyskursów publicznych.
Oczywiście wszyscy znają się na piłce nożnej, więc najwięcej „clicków” otrzymują przy krytyce największych gwiazd.
W Polsce – to Robert Lewandowski. Ponoć chłopisko, według wielu, nawet nie potrafi kopnąć piłki do bramki!
Poza Robertem, o reszcie niewiele.
Iga z kolei, nawet jeśli wygra mecz 6:0, 6:1 będzie pod pręgierzem, bo dlaczego nie 6:0 i 6:0.
Robert jest dojrzałym mężczyzną i jakieś szaleńcze tweety go nie ruszają, jednak Iga jest bardziej delikatna i często się psychicznie rozpada.
Pierwszą tenisistką światowej sławy, która przerwała karierę właśnie z tego powodu była doskonała Japonka Naomi Osaka.
Wielu ludzi się jej dziwiło, jednak już po kilku latach prawie wszyscy rozumieją tę społecznościową zarazę.
Zachowań ludzkich sportowcy nie zmienią. Jedyne, co mogą zmienić to swoje podejście do tego zjawiska.
Trzeba jednak być ostrożnym, żeby nie wylać dziecka z kąpielą.
Have a Great Day!
Bogdan