Chleb na zakwasie to swego rodzaju misterium. Zrobienie zakwasu od podstaw i potem wypiek chleba to minimum dzień, lub nawet dwa zabawy. Gdy jest się piekarzem i robi się to na co dzień, to rutyna i naturalnie zazębiające się kroki procedury. Jeśli robi się chleb od czasu do czasu to trzeba nagle zrobić miejsce w codzienności. Najdziwniejsze, że końcowy etap, czyli włożenie tego precjoza do pieca przypada zawsze około północy albo bladym świtem. U znajomej, która często wypieka własne pieczywo jest podobnie; chleb na urodzinowe uroczystości naszego wikarego Chrisa powędrował do pieca gdzieś koło drugiej nad ranem. Nie znam szczegółów, ale ponoć złożono interpelację rodzinną.
Dziś piekę dziś chleb w uprzednio nagrzanym rondlu żeliwnym i pod pokrywką. Ma to zapobiec jego zbytniemu wysychaniu w piecu. Wychodzą z tego piękne, małe bochenki.
Na Youtube jest sporo filmów, ale polecam poniższy link:
https://www.youtube.com/watch?v=cOK3nS4t7_Y
Film ma ponad 32 miliony wyświetleń. Japończyk z prowincji, Koki Ota wyjechał do Francji, aby nauczyć się sztuki wypiekania chleba od francuskich piekarzy. Niby dokument, ale widzę tym jakby echa stylu kina Kurosawy. Pasjonująca historia o tym jak zrobić zwykły – wydawałoby się – chleb.
***
Już trzeci raz jedziemy do sklepu rybnego „Diana”. Pani Basia, ze względu na lekką nadczynność tarczycy, musi być ostrożna z poziomem jodu w pożywieniu, więc bogate „Frutti di mare” odpada. Szukamy ryb słodkowodnych. Nie najgorsze, z tego punktu widzenia są też troć i łosoś. Kuszą jednak ostrygi. Więc jeśli kupujemy, to pół tuzina. Pani Basia zjada dwie, a ja resztę.
„Diana” to też restauracja podająca wykwintnie to co sprzedaje się w budynku z tyłu. Jedna lokalizacja na Scarborough, druga w Markham. Może kiedyś uda się odbudować tolerancję na jod i odwiedzimy któryś z tych lokali.
***
„Euthanasia Prevention Coalition” podsyła mi maile. W 2023 roku, miało miejsce w Kanadzie 15,343 uśmierceń. Oznacza to, że 4.7% zgonów to eutanazje. Szczegóły statystyk można sprawdzić on-line. Chwilowy trend to mniej-więcej podwojenie ilości eutanazji co trzy lata. My podpisujemy petycje, a rządy prowincjalne i ten federalny usprawniają przepisy. Wrodzony ludzki optymizm sprawia, że taka sytuacja wydaje się dotyczyć w pierwszym rzędzie innych, ale nie nas. Stąd już tylko krok do kompletnego braku rozeznania czy braku wcześniejszego przygotowania, aby wykluczyć zaskoczenie w przypadku choroby i kwestionowalnej decyzji otoczenia która, choć przerażająca, może okazać się realna i zgodna z obowiązującym prawem.
Zapalmy więc kaganek wiedzy i dowiedzmy się zawczasu jaki los mógłby nas spotkać? Najważniejszy, jest najgorszy scenariusz, bo taki właśnie może się przytrafić.
Standardowy mechanizm w postaci pełnomocnictwa prawnego (Power of Attorney) towarzyszący naszemu testamentowi może być niewystarczający, albo może okazać się wręcz niebezpieczny, szczególnie jeśli osoba, której daliśmy to uprawnienie może mieć inny niż my pogląd na te sprawy.
***
Od 14 go grudnia bez podatku HST!
Pani Basia przegląda website LCBO i robi listę, głównie szampanów, tych których cena jest w miarą rozsądna i w sobotnie popołudnie jedziemy na zakupy. W oko wpada też butelka portugalskiego wina „Agenda”. Bez podatku $13 ale według czasopisma „Vintages”ocenione aż na 95 punktów. Portugalskie wina są tu mało znane i mniej modne, a moda i renoma to jedne z głównych składników ceny.
Pewno spróbujemy gdzieś w okolicy Świąt i zobaczymy, czy wydatek był chybiony, czy bardzo dobry.
***
Sprężamy się i robimy pierwszą partię świątecznych pierogów. Ziemniaki organiczne z „Healthy Planet” są bez sińców i świetnie smakują. Do tego cheddar i może być trochę zrumienionej cebulki. Drugi składni to ciasto takie, aby było miękkie. Przepis z ciepłą wodą z kawałkiem rozpuszczonego masła, ale bez jajka i oczywiście z polskiej mąki, sprawdza się rewelacyjnie. Wkrada się minimalizm zdrowotny, bo to jednak czyste węglowodany, ale wszystkiego wystarcza na sto pierogów i jeszcze na trochę makaronowej krajanki. Na wigilię ma nas być dziesięcioro.
Do Świąt jest jeszcze ponad tydzień więc chyba jakoś wyrobimy się z uszkami i pierogami z kapusty z grzybami. Na próby zdrowotnego ograniczenia wigilijnego menu, Sebastian odpowie, że on czeka na to cały rok…
***
Ostatni tydzień przed Świętami to okres wyjątkowej pracy Sejmu. To wtedy ustala się najbardziej kontrowersyjne, żeby nie powiedzieć łajdackie ustawy. Wielu posłów nie ma, a oczy i umysły narodu zwrócone są w kierunku przygotowań świątecznych. Można przepchać przepisy, które w innym okresie czasu otrzymałyby więcej atencji i mogłyby przepaść w głosowaniu. Ten rok nie jest inny. Jak podaje Ordo Iuris, „Sejm właśnie pracuje nad projektem nowelizacji kodeksu karnego, który ma wprowadzić w Polsce przepisy podobne do tych, które w Niemczech były podstawą ścigania ks. prof. Dariusza Oko, a w Wielkiej Brytanii są podstawą zatrzymań i aresztowań użytkowników mediów społecznościowych”.
Właśnie zamknięto raciborskie RAFAKO, któremu Tusk rok wcześniej obiecał pomoc. Przysłowiowym gwoździem do trumny miał się okazać blok energetyczny 910 MW budowany w Jaworznie. Szereg przestojów eksploatacyjnych spowodowało milionowe roszczenia ze strony Taurona.
Poprzednio, do 2014, RAFAKO rządziła pani Wasilewska – Semail. Pani prezes ma imponujące, międzynarodowe CV. To jednak nie uchroniło RAFAKO od dojścia do skraju przepaści. Ostatnie wieści wskazują na to, że firma jeszcze się broni przed upadkiem, ale czas pokaże co będzie dalej? Wygląda na to, że Tauron, przynajmniej chwilowo wycofał się z roszczeń z tytułu przestojów feralnego bloku.
W międzyczasie pani Wasilewska – Semail wygrała konkurs i już prezesuje zarządowi PKP Cargo, Czy to dobrze wróży tej firmie, nie wiem? Jedni specjalizują się w rozwijaniu firm inni w ich zwijaniu. U pani prezes dominująca specjalizacja to bankowość. Co spółka Cargo chce zrobić? Póki co, w zeszłym roku zwolniono ponad trzy tysiące sześćset osób.
***
W środy o 6-tej rano, na Scarborough, odbywają się roraty. Cały kościół pięknie udekorowany lampionami. Pomimo tak wczesnej pory przybywa na nie sporo wiernych, także z dziećmi. Po mszy kawa i kakao oraz świeże croissanty ufundowane przez sklep Żabka. Po ostatnich roratach niespodzianka, czyli jajecznica zrobiona własnoręcznie przez księdza proboszcza.
Przypominam sobie czasy, gdy sam chodziłem z lampionem do św. Jacka w Bytomiu; mieszkaliśmy tuż obok. Potem bywaliśmy na roratach już tutaj, dziećmi.
***
Stowarzyszenie Marszu Niepodległości dzieli się wiadomością, że wygrali proces z urzędem miasta Warszawa, które usiłowało obciążyć Marsz odpowiedzialnością i 124-ma tysiącami złotych za spalenie tęczy na placu Zbawiciela w 2013 roku, w czasie, gdy obok przechodził Marsz. Według naocznych świadków osoby, które podpaliły tęczę nie dopuściły do niej strażaków. PAP dodał, że zostali oni obrzuceni kamieniami.
Niejaki pan Ryszard Kalisz miał skomentować na portalu społecznościowym, że „część tęczy powinna pozostać nieodbudowana, aby była powodem wstydu dla wszystkich organizatorów Marszu”. Pan Kalisz, widać od razu wiedział lepiej i w zasadzie sąd był zbędny. Teraz, kiedy niektórzy się odgrażają, że jeśli wybory prezydenckie wygra niewłaściwy kandydat to po prostu trzeba będzie je unieważnić, widać więc, że walka o praworządność postępuje we właściwym kierunku, a wygrana Marszu w sądzie Najwyższym, to prawie że nieporozumienie.
Mnie jednak chodzi o „pyrrusowy” efekt tego zwycięstwa, po jedenastu latach. Pani HGW, która przewodziła wtedy miastu stołecznemu, przebywa obecnie na zesłaniu w Brukseli, mogę założyć, że za wszelakie zasługi na polu walki właśnie o praworządność.
Pan Trzaskowski, który widać, ma dla Marszu podobny poziom sympatii próbował go przecież zdelegalizować. Gdyby, przez przypadek, pan Trzaskowski wygrał w maju nadchodzące wybory prezydenckie, zarządzanie miastem przejdzie najprawdopodobniej w równie godne ręce i jego następca będzie darzyć Marsz podobnym afektem.
I tu rewelacyjny (dla mnie) komentarz Pana Jakubiaka, który niedawno usłyszałem na temat, dlaczego wówczas wygrał Trzaskowski a nie Pan Patryk Jaki? Według Pana Jakubiaka, Patryk Jaki przeprowadził tak dobrą kampanię, że zmobilizował wyborców, ale nie swoich, tylko lewicowej opozycji. Przekonał ich mianowicie, że jest serio, i że zrobi w stolicy porządek. Przeraził tym rządzący obóz, który zrozumiał, że jeśli ten facet wygra wybory to z nimi koniec. I lewica, jak widać, zorganizowała się.
***
Zabrało mi jakieś trzy miesiące, aby przeczytać Ewangelie. Zmobilizował mnie sam Generał Zakonu św. JPII-go mecenas Wąsowski gdy w niedzielne, gorące popołudnie, gdzieś w połowie września siedzieliśmy w „La Strada” na Żoliborzu – to tuż obok kościoła św. Stanisława Kostki, niegdyś miejsca posługi błogosławionego ks. Jerzego.
Brat Generał wspomniał od niechcenia, że właśnie czyta Ewangelie i daje radę jedną pochłonąć w niedzielne popołudnie. Odezwało się we mnie pomieszanie ambicji z wyrzutem sumienia, bo ostatnio w czytaniu Pisma Świętego nie robiłem wielkich postępów. Tydzień później, w pierwszym podejściu, padłem po sześciu rozdziałach. Nie wiem, jak to robi Brat Generał, ale za jednym razem mogę przebrnąć przez kilka rozdziałów, potem moja głowa przestaje efektywnie absorbować tekst?
Kiedyś zabierałem Pismo Święte w delegacje i tak dojechałem gdzieś do połowy Starego Testamentu. Na emeryturze delegacje odpadły i jak widać, zabrało mi trochę czasu na wynalezienie nowej formuły. Obecnie traktuję to jako rodzaj „Jutrzni”. Budzę się i odczytuję dwa, trzy rozdziały „Listów”.
***
Ostatnia partia pierogowych przygotowań do Świąt to uszka z grzybami. Pani Basia nie chce ich zamrażać, więc kleimy je w poniedziałek przed Wigilią. Trzy godziny na ciasto, sklejanie tych tyciuchnych pierożków, gotowanie i obsuszenie na talerzach. Jest jeszcze czas na trochę pierogów z mięsem – pozostałością po rosole. Sebastian pomaga w gotowaniu, przyjechała też jego narzeczona, więc w kuchni jest tłum. Trochę uszek i pierogów znika w ramach kontroli jakości, ale na wigilijnych talerzach ich nie braknie.
Resztki ciasta są rozwałkowywane na cienko i po podsuszeniu pocięte na makaron.
Posyłam zdjęcia talerzy z uszkami znajomym.
***
Przy okazji Świąt wszystkie media starają się wspomnieć coś co zahacza o chrześcijaństwo i to wielkie, w dziejach i chrześcijaństwa i świata wydarzenie, jakim są narodziny Jezusa. Gazeta Wyborcza nie pozostaje tu w tyle. Wydaje się propagować rodzaj świąt eklektycznych, bo dla wszystkich i wszystkiego jest miejsce na łamach. I dla babci co słucha Radia Maryja i dla wnuczki z błyskawicą i dla – wydaje się- ulubieńca Gazety, – arcybiskupa Jędraszewskiego. Zahaczamy też o cuda, gdy np. pan Harari, wymieniany jest jako konserwatysta, ale chyba tylko trochę, bo tekst zaraz przyrównuje liberalizm do religii! Uff – coś się redaktorom pomieszało.
Trudno się jednak nie zgodzić, że stół wigilijny jakoś, prawie magicznie, łagodzi obyczaje, wyznania, czy wręcz ich brak i w ten wieczór wszyscy zdają się zawierać pokój.
***
Jakoś przychodzi mi ochota na narty. Ostatni raz jeździliśmy z sześć lat temu. Dzięki uprzejmości znajomego, który wówczas był właścicielem „condo” z widokiem na Mont Tremblant, zaliczyliśmy kilka dni na tamtejszych trasach. Pani Basia trochę obawia się potencjalnych upadków, a ja myślę, że może dalibyśmy radę spędzić po kilka godzin w pobliskich, niezbyt wymagających ośrodkach jak Lakerigde. Trzeba wpierw odkurzyć sprzęt i zobaczyć, czy się nadaje do jazdy? Oglądam harmonogramy i ceny w najbliższych miejscach, czyli w Dagmar i Lakeridge. Kiedyś można było kupić tam bilet nawet na dwie godziny – w sam raz dla dziadka – ale ta wersja znikła, najtańszy bilet to cztery godziny, a w Lakeridge jeszcze specialny bilet dla seniorów od środy do piątku.
Jeszcze przed Świętami zacząłem spoglądać na website sprzętowy Völkl.
Różowa burżuazja jeździła na takich nartach, na Rossignolach czy Atomicach, gdy ja miałem drewniane, polskie, pokryte plastikiem. W końcu Szaflary wyprodukowały znośne narty metalowe. Moje umiejętności magicznie podskoczyły o kilka stopni w górę i mogłem nagle jeździć, gdzie i jak chciałem. Potem jednak zamknięto Szaflary, tak jak zamknięto Żerań i inne podmioty, aby ministerialne głowy mogły z dumą oznajmiać, że jesteśmy głównym partnerem handlowym kraju z prawej strony mapy.
Prawie nikt jednak nie wie, że to w Szaflarach w 1981 wymyślono narty carvingowe, siedem lat przed firmą Elan, ale nie wprowadzono ich do produkcji. Elan je opatentował, a Polsport w Szaflarach ugiął się pod konkurencją zagraniczną i zniknął. Dzisiaj jeżdżą na nich praktycznie wszyscy.
Ciekawe też, że technologia produkcji nart poszła do przodu w takim kierunku, że najlepsze Völkl mają cały środek z jesionu i innych gatunków drewna. Jest więc podobnie jak kiedyś, tyle, że jest w tym dużo więcej „know how”, ale podczas gdy fabryki w Szaflarach już nie ma, wytwórnia w Straubing, w Bawarii produkuje setki tysięcy fantastycznych nart i jest jedną z najbardziej zaawansowanych tego rodzaju wytwórni na świecie.
Leszek Dacko