Moim sportem jest lekka atletyka.
Sport prosty: mierzy się czas czy odległość lub wysokość i ten który jest szybszym skacze dalej lub wyżej lub rzuca dalej – wygrywa.
Proste, niby …
Zwykle były dwie kategorie: mężczyźni i kobiety. Też niby proste.
Już w czasach, kiedy brałem udział w zawodach, najpierw krajowych a potem międzynarodowych mieliśmy do czynienia z „plotkami”.
Dotyczyły one głównie sportu kobiecego.
W latach 50-tych i na początku 60-tych Związek Radziecki postanowił wykorzystywać sport jako narzędzie propagandy. Zasada była prosta: wygrywamy, stajemy na najwyższym stopniu podium, grają nasz hymn narodowy i automatycznie przekazujemy całemu światu, że jesteśmy najlepsi.
Oczywiście, w nie najszerzej otwartych głowach ludzi z Zachodu rodzi się pytanie: jak to jest możliwe?
Ano – nasz system jest lepszy niż wasz i przejdźcie na naszą stronę!
Nauka o sporcie wyczynowym w Związku Radzieckim stała na najwyższym światowym poziomie.
Naukowcy bardzo szybko znaleźli najprostszy model „zwycięskiej sportsmenki”.
Im bliżej do mężczyzny w typie genetycznym i chromosomowym – tym lepiej.
Zaczęto poszukiwania i selekcje w odpowiednim kierunku i – voila – wyniki przyszły bardzo szybko.
Dalej trzymam się tej lekkiej atletyki, gdzie zwycięzcę jest bardzo łatwo wyłonić.
ZSRR brylował w konkurencjach, gdzie wymagana była przede wszystkim siła i wytrzymałość.
Trudno było pokonać amerykańskie gwiazdy sprintu czy ze sprintem podwiązanych – skoków, ale biegi średnie i długie oraz rzuty – to już domena dobrze zorganizowanego zaplecza sportowego … i selekcji.
Z uwagi na wysoką pozycję społeczna sportowych gwiazd – popularność sportu w „komunie” była ogromna.
Do sportu garnęli się wszyscy, utalentowani czy też nie, ale selekcja trenerska była okrutna: przede wszystkim „babochłopy”.
Nie od dzisiaj wiemy, że zarówno kobiety jak i mężczyźni reprezentują ogromne spektrum różnych typów anatomiczno- fizjologiczno-biologicznych oraz psychologicznie zróżnicowanych.
Głównym celem jest znalezienie osoby o odpowiedniej strukturze anatomicznej i … agresywnej.
Rosjanie znaleźli ich całą masę, a NRD-owski system doprowadził taką selekcję wręcz do perfekcji.
Przebywałem w tych czasach w tamtych „obozach” i nie skłamię, gdy powiem, że większość czołowych lekkoatletek przypominała mi bardziej mężczyzn niż kobiety.
„Zachód” próbował się bronić, więc wprowadzono badania płci.
Sama technologia była w powijakach, prowadziła często do złych wyników i związanych z tym orzeczeń, czego najlepszym dowodem i przypadkiem była polska sprinterka Ewa Kłobukowska.
W 1989 roku czas zimnej wojny tak w zbrojeniach jak i w sporcie dobiegł końca i rozpoczął się nowy rozdział.
Nowy?
Uczestniczyłem w Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie, pierwszych po zakończeniu zimnej wojny i, do dziś uznaję ten okres jako najlepszy w moim sportowym życiu.
Nagle „zwycięstwo” nie było politycznie ważne. Zawodnicy i zawodniczki zaczęli wygrywać „dla siebie”, indywidualnie.
A przecież o to chodzi, prawda?
Niekoniecznie.
Zawsze jest jakiś podtekst polityczny w sporcie, w tej działalności ludzkiej, którą na bieżąco ogląda cały świat.
Tym razem przyszedł czas na biologiczno-fizjologiczne dewiacje, skutkiem czego polityka światowa, a w szczególności zachodnia, toleruje mężczyzn startujących w wraz kobietami.
Co tu dużo mówić: do sportu w takich czasach już nie wróciłabym jako trener z całą pewnością.
Trochę rozsądku potrzeba …
Have a Great Day!
Bogdan