Wszyscy ludzie są równi. Ale są też posłanki i posłowie. Weźmy posła Nitrasa Sławomira. Któremu rok 2020. rozpoczął się raczej niefartownie.

Drugiego stycznia mianowicie poseł zasłabł. W samolocie. Z Warszawy do Szczecina. “Konieczna była interwencja służb ambulatoryjnych. Później pasażer miał trafić do lotniskowego ambulatorium, stamtąd do szpitala w Warszawie” – tak nadwiślańskie prasa, radio i telewizja cytowały przedstawiciela lotniska imienia Chopina. No i świetnie. Rzecz w tym, iż zrządzeniem losu ja też zasłabłem 2. stycznia. Nie w samolocia, lecz w moim przypadku również okazała się niezbędna interwencja służb ambulatoryjnych. Dalej mogę mówić tylko o różnicach. Mówię więc.

NICZYM METEORY

Więc interwencja. Zastrzyk przeciwbólowy. Parę godzin później druga interwencja i drugi zastrzyk przeciwbólowy (“teraz na pewno przestanie pana boleć”). Nie przestało. Nocny bus dowozi mnie w pobliże szpitala. Wlokę się na szpitalny oddział ratunkowy. Dowlokłem, teraz godzina na korytarzu, z obustronnym podparciem, w kącie, dziękuję wam, ściany, z emitowanymi gardłowo nieustannie prośbami o pomoc. Adresowanymi do ignorujących każdą ze wspomnianych próśb, czerwonych kubraków i białych fartuchów, przemykających zręcznie między kandydatami na pacjentów szybciej bodaj, niż meteory po sierpniowym niebie. Wreszcie kolorowa opaska na przegub, jakieś kolejne, z bólu niepoliczalne, godziny, na niewygodnym krześle, w towarzystwie tłumu Polek i Polaków, podobnie jak ja pomrukujących i pojękujących. Oraz, inaczej niż ja, choć w realiach nadwiślańskiego systemu ochrony zdrowia to żadna nowość – wulgaryzujących. Dość obficie, zauważam, co wcale mnie nie zdziwiło. Naprawdę. Wszyscy święci mieliby trudności.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Proszę dołożyć do tego jakże stresujące oczekiwanie, by nic złego nie stało się posłowi Nitrasowi. By wielogodzinne wypatrywanie interwencji, na niewygodnym krześle, w holu szpitalnego oddziału ratunkowego, by to oczekiwanie chociaż dla Nitrasa Sławomira skończyło się dobrze. I żeby żadnego z obecnych wraz ze mną na szpitalnym korytarzu nie wpychano do karetek i nie odsyłano do Warszawy, do szpitala o wyższym stopniu referencji. Bo chyba pana posła nie odwożono do placówki o referencji niższej? Do stolicy? Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym? Czy może jednak?

SREŻYSERKA

Przepraszam za powyższą prywatę na samym początku roku, ale to naprawdę jest dobrze – to znaczy dobrze wiedzieć, na co ze strony państwa możemy liczyć, gdy oczekujemy pomocy od państwa.

I podsumowując kontekst: wskażcie mi winnych tego stanu rzeczy… (to tylko figura retoryczna, winni stanu rzeczy są znani doskonale), więc wskażcie mi winnych, powtarzam, a zastanowię się, czy nie wymienić paru uwag ze znajomym, pozostającym z kolei w odpowiedniej komitywie z tak zwanymi “ludźmi z przedmieścia”. Z Sołncewa mianowicie. Prawdę powiedziawszy, nie widzę innych rozwiązań, w każdym razie nie widzę rozwiązań skutecznych niż krótka acz treściwa utarczka mafii przeciwko mafii.

Aha, byłbym zapomniał. Poseł Nitras dzień później: “Wszystkich, którzy się martwią, piszą, dzwonią, spieszę poinformować, że jestem pod świetną opieką w szpitalu”. No konus bezrozumny. Konus i kreatura. Zatem puenta w tym wątku niech wybrzmi szczególnie mocno: nawet to, co złe, nad Wisłą działa perfekcyjnie, jeśli dotyczy ludzi równiejszych od innych. Bo, co prawda, wszyscy wiemy, że wszyscy ludzie są równi, ale wiemy, też wszyscy, że niektórzy ludzie z tych wszystkich równiejsi są od innych. I tak dalej, i tak dalej.

A propos kreatur. “Jędraszewski to wyjątkowa kreatura” – publicznie pokiwała palcem niejaka Holland Agnieszka. Co tam pokiwała, pogroziła. Co tam palcem, pięścią. Czy tam jednym i drugim. Palec można by ewentualnie odpuścić, ale pięść? Cały świat niezwłocznie pojął, że był to przejaw tak zwanego “nawoływania do troski”. Inaczej było być nie mogło. Gdyby cały świat nie pojął, zaraz światu kwestię wytłumaczyłyby wszystko rozumiejące media. Co innego, gdybym ja odwarknął, że, powiedzmy: “sreżyserka Agnieszka Holland zasługuje na wielowymiarowe bęcki, albowiem bzdurzenie publiczne powinno być karane dekapitacją na pniu”, niechybnie moje słowa potraktowano by tak jak należy, ewidencjonując kolejny z mojej strony przejaw mowy nienawiści. Ktoś chce się o to ze mną założyć? Stawiam głowę.



JEDYNA DROGA

– Widzisz? Sam przyznajesz, że to jest mowa nienawiści.

– No i?

– Mowa nienawiści jest zła.

– Kto tak mówi?

– Mój ulubiony telewizor tak powiedział. Moje radio ukochane to powtórzyło. Moja ulubiona prasa codzienna napisała tak w poniedziałek. I we wtorek. I jeszcze we środę.

– Twój telewizor cię okłamuje. Radio twoje i twoja prasa również. Nieważne ile razy głupoty tej nie powtórzyłaby dzień po dniu. Okłamują cię, a precyzyjniej rzecz ujmując: okarmiają. Co prawda nie tym samym cię okarmiają co za PRL-u, bo dziś czynią to samo znacznie sprytniej, przez co i efektywniej, niż wtedy, ale okarmiają i okłamują cię dokładnie tak samo. I-den-tycz-nie. Wychodzi więc, że nienawiść to jedyna droga, którą wkrótce człowiek przyzwoity będzie mógł podążać.

Teraz inna para kaloszy, poza główną linią dialogową. Otóż tak sobie myślę, że gdyby paru ważnych ludzi nadwiślańskich wtrącić… ale nie tych ważnych przez to, że obecnych stale w telewizorni, czy tam że oto patrzcie, oto wielkie reżyserki oraz bardzo wielcy reżyserzy naszej upiornej rzeczywistości, sprawnie przekształcanej w horror, tylko takich naprawdę ważnych…

Marzenia, wiem. Ale co prawda, to prawda. Więc, gdyby paru rzeczywistych nadwiślańskich decydentów wtrącić bez wyroku do ciemnej piwnicy i przy świetle łuczywa z nimi porozmawiać, szczerze, czy tam przy innej jakiejś obrabiarce, zaraz o Polsce dowiedzielibyśmy się czegoś istotnego. Ho-ho, tak-tak. O to też nie warto się zakładać, że usłyszelibyśmy. Tymczasem bez tego właśnie jesteśmy niczym dzieci nieświadome zagrożenia, obtaczane do woli w bułce tartej i ciskane na patelnię przez byle odmieńca seksualnego. Czy tam przez innego pederastę.

POLITYKA I ZASÓB

Niestety, nie wrzucimy. Do piwnicy nie wrzucimy, imadłem nie potraktujemy, czy tam inną obrabiarką, a tym bardziej na patelni takich paru nie będziemy przypiekać. Ani jednego. My albowiem “som katoliki” i my wybaczamy naszym prześladowcom, a kiedy powodów do wybaczenia oprawcom naszym nie znajdujemy, zaraz oprawcy owi, i prześladowcy, i potomkowie ich, o konieczności wybaczenia nam przypomną. Ci i tamci, tamci i owamci, owamci i jeszcze inni, przypomną nam o świętym obowiązku. Naszym. Oni własne ekspiacje trzymają poniżej własnych pleców, głęboko we własnych odwłokach. Oni nie muszą przejmować się etyką czy moralnością. Czy tam aksjologią. “Aksjologia? Panie, daj pan spokój, nie mieszkaj pan do polityki zasobu leksykalnego, prostszych słów pan nie znasz? Jak się to w ogóle pisze, aksjo… co?”. I tak dalej. Oni nie muszą przepraszać za roztrzaskane czaszki naszych Bohaterów. Za ich połamane ręce, nogi, kręgosłupy. Za charaktery przetrącone raz na zawsze. Czy aby to właśnie nie jest główną przyczyną, że aż tak nachalnie zapytam, główną przyczyną czy to aby właśnie nie jest, z jakiej nasi prześladowcy mordowali nas, mordują i będą nas mordować? Powtórzmy sobie dla zapamiętania: nienawiść do zła to jedyna droga, którą człowiek przyzwoity powinien podążać.

– Gadanie. Kiedy niby nienawiść staje się powodem do samozadowolenia?

– Wyobraź sobie moment konfrontacji ze złem, choćby tym hołubionym przez panią wielką reżyser na H. Zresztą, do diabła z reżyserami, naprawdę mało ci takich samych chwil konfrontacji ze złem? Wszędzie dookoła? Przyzwoitość musi zakładać nienawiść do zła. A priori ją, tę nienawiść, powinna przyzwoitość brać na barki. Wersja przyzwoitości, która tego nie czyni, nieważne z jakich względów, natychmiast przestaje być przyzwoitością. Dlatego arcybiskup Jędraszewski ma rację, a Holland, pani wielka reżyser, ma powody do zapienienia się ze złości. Niechby i na zabój. Czy tam na samobój, bo cała ta hałastra coraz częściej strzela sobie po kolanach. Czy tam po stopach i kolanach. I całe szczęście. Jest nadzieja, że ci i owi zaczną w końcu strzelać samym sobie w usta, a nie nam w potylice.

***

O, proszę: właśnie dowiedziałem się, że Holland Agnieszka wzywa do czegoś, co można nazwać w przybliżeniu “skobieceniem Kościoła”. Na czym miałoby to polegać konkretnie? “Na tym, że pół ludzkości zaczęłoby wreszcie decydować, jaki ten Kościół ma być i jakie są najważniejsze wartości”.

Kobiety decydujące o najważniejszych wartościach. Świat idealny pani reżyserki Holland. Tylko czarnej parasolki brakuje nad jej łepetyną. No nie mogę inaczej: niby taka mądra, a jakaś taka durnowata.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl