Problemy językowe. Każdy z nas w Kanadzie w swoim życiu emigracyjnym się z takimi zetknął i może jak z rękawa sypać przykładami śmiesznych, a także mniej śmiesznych, pomyłek językowych. Tych wynikających z kiepskiej znajomości języka naszego kraju osiedlenia, mylnego rozumienia i nieprawidłowej wymowy a także tych wynikających z błędnej interpretacji słów, bądź składni zdaniowej.
Przykład z mojego wczesnego życia w Toronto. Podchodzi do mnie facet i prosi ‘could you please keep an eye on my backpack ?’ Hmm. Niby rozumiem każde słowo, ale sensu to nie ma. Bo co mam sobie wydłubać oko, żeby położyć na jego plecak? A niech poprosi kogoś innego, żeby sobie oko wydłubał trzymał na jego plecaku. Ha, ha, ha! Zrozumiałam dopiero jak się zaczęłam uczyć angielskich idiomów, że to o chwilowe popilnowanie jego plecaka chodziło. Inny przykład, to ‘car pool’. Kupiliśmy sobie pierwsze w życiu autko, i jedziemy na przejażdżkę. I nagle widzę napis ‘car pool’. Co do jasnej angielki? Nawet baseny dla samochodów są w tym kraju? A to jedynie o bezpłatny zajazd parkingowy chodziło – taki dla odpoczynku w dłuższej jeździe. Inny przykład to słynne w pewnych grupach powiedzenie, że pójdziesz do pracy to się nauczysz angielskiego. Naprawdę? Wątpię. Nauczysz się, ale tylko porozumiewać na poziomie bardzo podstawowym, takim przynieś, podaj, pozamiataj. To z takiego przyuczonego w pracy angielskiego pewna pani prosiła moją koleżankę po anglistyce, żeby jej pomogła napisać podanie w sprawie mandatu. A zaczęła tak:
– Napisz pani, że dostałam kara za kara.
– Nie mogła pani dostać kary za karę – perswaduje ta koleżanka pisząca podanie.
– Jakże to nie? Przecież wyraźnie mówię, że dostałam ‘ticket’ za kara’ .
Dopiero wtedy zaskoczyła moja koleżanka, że to jest ‘kara za cara’, czyli mandat za przekroczenie jakiegoś przepisu samochodowego. Więc napisała jej ładne podanie wyjaśniające o co chodzi po angielsku, ale najpierw dopytała się – po polsku i na migi – o co chodziło. I nie dziwcie się, programów adaptacji nowo przybyłych do Kanady kiedyś nie było. Często nasi rodacy sami siebie uczyli angielskiego. Obecnie każdy nowo przybyły ma prawo do kursów angielskiego. Ilu się z nich nauczy, to już inna sprawa, tym bardziej że w tej samej klasie mogą być ledwo piśmienne osoby, jak i takie z wykształceniem wyższym. Ale trudno dostosować program dla wszystkich. Poza tym pamiętajmy do czego porównujemy. Jest dobrze w porównaniu do niczego, i do tego jak było kiedyś bez ogólnie dostępnych programów adaptacyjnych. A lepiej zawsze może być – tylko to kosztuje.
Nie zapominajmy również, że ciągle wielu Polaków – potomków wywiezionych do nieludzkiego ziemi przez Sowietów – dalej jest porozrzucana po Syberii, Kazachstanie, Kurdystanie, Tadżykistanie. Niemcy dawno wywieźli swoich, to samo Ukraińcy, a rząd polski się ciągle zasłania czymś tam, albo zwala na gminy, które mają się tym zająć, i zaprosić. Ta akcja potrzebuje całościowego programu i pomocy w adaptacji. Widać tamci potomkowie zesłanych są już niepotrzebni. Podobnie jak i my. Mówi się dużo i deklaruje szumnie aby powracać. Ale na tym się kończy. Większość moich znajomych, którzy chcieli jesień życia spędzić w Polsce, wróciło do Kanady – szybciej niż się ktokolwiek spodziewał. Też takie nieporozumienie językowe na innym szczeblu. Wracajcie. Tylko jak to się robi, to przekonajcie się na własnej skórze.