Właściciele sklepów pospiesznie przestawiają się na sprzedaż internetową, by jakoś przetrwać czas pandemii.
Theresa Ransom z Calgary od kilku lat myślała o rozszerzeniu działalności o sprzedaż przez intenret, ale ciągle brakowało jej na to czasu. Teraz nie miała wyboru. Mówi, że od marca nie kładzie się spać przed północą, ale w końcu, nie bez trudności, jej sklep Kala & Lime, z prezentami takimi jak świece, akcesoria do kąpieli, dekoracje domu czy biżuteria, ruszył w wersji online. Ransom, która ma troje dzieci w wieku poniżej 9 lat, mówi, że czas leci jak szalony. Jej mąż pracuje na cały etat, a ona musiała zamienić się w domową nauczycielkę. “Kilka pierwszych tygodni to był chaos, ale w końcu wysiłek zaczął się opłacać”, mówi Ransom, która chce dalej rozszerzać asortyment. Reakcja klientów była “niesamowita”.
Platforma Shopify z centralą w Ottawie, która służy przedsiębiorcom działającym w sieci, przed pandemią miała ponad milion subskrybentów. Firma nie może przedstawić danych dla samej Kanady, ale w skali całego świata liczba sklepów internetowych od początku marca wzrosła o 75 procent. Niewątpliwie jest to związane z przenoszeniem tradycyjnego handlu do sieci. Stworzenie sklepu internetowego często jest dużym wyzwaniem, nawet przy użyciu takiej platformy jak Shopify. Trzeba chociażby sfotografować produkty i je opisać. Wydaje się to pracą bez końca.
Od niektórych przedsiębiorców przeniesienie sprzedaży do sieci wymagało pewnej pomysłowości. Pół roku przed wybuchem pandemii Michelle Fentiman z Calgary otworzyła sklep Without Co., w którym sprzedawała takie produkty jak mydła w płynie, szampony, mleczka do ciała czy detergenty do prania na litry. Klienci przychodzili z własnymi pojemnikami do napełnienia. Działalność Fentiman miała nie produkować śmieci – a w takim duchu trudno działać on-line. Dlatego Fentiman przeszła na handel obwoźny. Swoje produkty ma w samochodzie i jeździ od klienta do klienta. Odbiera puste pojemniki spod drzwi klientów, dezynfekuje je, napełnia, ponownie odkaża i zostawia na wycieraczce. Fentiman przyznaje, że to ciężka fizyczna praca, która zajmuje dużo czasu, ale jej sprzedaż wzrosła o 15 proc.
Inna działka to restauracje, które mogą teraz działać tylko na wynos. Niektóre zaczęły nawet sprzedawać artykuły spożywcze, tak jak Community Flatbread Company z Cochrane. Właściciel Rob Firby wpadł na pomysł rozszerzenia oferty po rozmowie ze swoim dostawcą. Głównym celem było utrzymanie niskich cen żywności i zachęcenie jak największej liczby osób do pozostania w domach, a nie chodzenia do supermarketu.