Codzienne jeżdżenie zatłoczonymi tramwajami z Grochowa na Ochotę, tak zniechęciło mnie do Warszawy, że zaraz po ukończeniu studiów ku zdumieniu urzędniczki wymeldowałem się z niej.
Z przyczyn rodzinnych i mieszkaniowych szybko opuściłem wybrany po Warszawie Wrocław, by trochę dorobić się i przetrwać trudne chwile w życzliwym Gryfowie Śląskim, a konkretnie w tamtejszych Fosforach, gdzie oprócz dobrego stanowiska otrzymałem mieszkanie.
Miała to być przejściowa praca, ale po pewnym czasie zmieniłem zdanie, ponieważ spotkałem nie tylko ciekawą pracę, ale także interesujących ludzi, budzących u mnie większą ciekawość niż zabytki, na których znam się słabo.
Przez Gryfowską Fabrykę Nawozów Fosforowych przewinęło się wielu inżynierów z Politechniki Wrocławskiej i Gdańskiej, często z nakazu pracy. Chyba ten nakaz powodował, że pozostawiali po sobie niezbyt pochlebną opinię z powodu trudnych do opisania szopek, robionych po pijanemu. Początkowo nie mogłem zrozumieć, dlaczego próbowano mnie przeprosić, gdy jakiś miejscowy odezwał się do mnie kąśliwie „panie inżynierze” i nie chodziło o to, że jestem magistrem. Zrozumiałem też dlaczego tutaj tak kąśliwie interpretuje się skrót mgr inż. – „Można g… robić i nieźle żyć”. Szybko udało mi się znaleźć zrozumienie, a nawet pewne uznanie niemal u wszystkich.
Szczególnie ceniłem dobre układy z nieufnym kierownikiem oddziału superfosfatu – p. Tomczykiem, którego kilkakrotnie skrzywdzili moi poprzednicy. Był to niezwykle uzdolniony i trzeźwo myślący człowiek, od którego wiele się nauczyłem, chociaż on skończył tylko zawodówkę.
Nie mogę zapomnieć pouczającej i mądrej rady na temat obniżki norm zużycia surowców, do której zachęcała uchwała rządowa.
Tomczyk powiedział, że popełniam duży błąd wprowadzając zbyt szybką obniżkę norm, co może doprowadzić do niebezpiecznych i krzywdzących nas zaleceń Zjednoczenia, które ustala normy zużycia biorąc pod uwagę wykonanie poprzedniego roku. Nie analizuje ich z teoretycznym zużyciem, poniżej którego może być tylko blef. Tę obniżkę, czyli brodę, trzeba obniżać powoli. Mówił, że zbyt gwałtowne ścięcie może doprowadzić do tego, że nie będziemy mogli wykazać postępu i zajdzie konieczność podcięcia gardła.
Przewidywania Tomczyka potwierdziły się i kiedy na jednej z narad z udziałem Ministra Chemii przytoczyłem przykład z brodą, Minister nie mógł uwierzyć, że funkcjonują takie nonsensy i nakazał przedstawicielom Zjednoczenia szybkie ich wyeliminowanie oraz rewizję w tym zakresie. Kiedyś Tomczyk powiedział: „Pan chce zrobić szybko dużo dobrego, niech Pan powie co trzeba by było lepiej”. Odpowiedziałem tak, aby ze mnie nie żartował: “Sam pan wie, że zależy to od wielu czynników.”
Odpowiedział: “To tylko się tak wydaje panu, a w samej rzeczy najpierw musi być źle.”
I dał mi na to wiele przykładów, których nie mogłem obalić. Tomczyk na archaicznej instalacji potrafił uzyskiwać doskonały superfosfat i rekordowy odzysk fluoru (SiF4), który był produktem ubocznym. Czterofluorek krzemu przetwarzał na doskonałej jakości fluorokrzemian sodowy lub potasowy, który był eksportowany do Niemiec i USA, często bez potrzeby badań przez Polcargo. Wyprodukował też pewną ilość fluorku amonowego, który miał służyć jako tani i bezwonny impregnat do drewna. Poza tym przy tej produkcji nie było szkodliwych ścieków oraz istniała możliwość uzyskania aktywnej krzemionki.
Trudno pominąć przyjaźń ze sprytnym piecowym — Rysiem, który przesiedział 5 lat w więzieniu za udział w tajnej organizacji szkolnej. Rysio wzorowo obsługiwał prototypowy piec do spalania siarki wyprodukowanej w Doświadczalnych Zakładach Górniczych w Ogorzelcu z rudy Odkrywkowej Kopalni Siarki w Piasecznie.
W Ogorzelcu bowiem, kiedyś towarzysze radzieccy wzbogacali rudę uranową. Rysio słynął z umiejętności opowiadania kawałów — przeważnie politycznych — oraz z dużej krzepy, przez co miał mir u miejscowych.
Do dzisiaj pamiętam dobrze kawał, który opowiedział wkrótce po wizycie Generalnego Sekretarza KPZR — tow. N . Chruszczowa w USA. Wiadomym było, że dobrze wykształcona żona Nina miała służyć mężowi radą w sprawach savoir vivre-u. Gdy podano rybę, Nikita zastanawiał się jak to jeść i wówczas Nina mówi: „Nikita, nożom”, a ten pyta: „kawo”?
Rysio pomógł mi i moim kolegom z innych zakładów gryfowskich „Azbestu i Odzieżówki” zaprowadzić ład w utworzonym ekskluzywnym klubie, gdzie można było pograć w brydża oraz wypić szklankę dobrego wina lub winiaku.
Ku zaskoczeniu wielu, znane świrusy gryfowskie przychodziły do klubu wzorowo ubrani i zachowywali się bardzo poprawnie. Przez trzy lata pracy w gryfowskich Fosforach, często odnosiłem wrażenie, że uczestniczę w kabaretowych przedstawieniach. A mój nowy dyrektor (były menedżer z gliwickiego POCh-u) i wspaniały sąsiad mówi do mnie: “Wawrzuś, Ty jesteś tutaj już dwa lata. Powiedz mi, czy oni na tym zebraniu przed 1 Maja zgrywali się przede mną, bo jestem nowy?”
Mówię: “Ma pan zbyt duże wyobrażenie o sobie. Oni byli po prostu sobą, a o sekretarzu Kierpeciu krążą tutaj różne legendy. Powiedzenie, że zbiórka na pochód „trzy ćwiartki na dziewiątą” i to, że „najpierw pójdzie Stalin i Lenin oraz ja z dyrekcją”, to normalna mowa tego wybitnego działacza partyjnego.
Natomiast oburzający pana rozdział nagród i publiczne mówienie, że trzeba kupić ileś kierpeciówek z czerwoną etykietką, to wypróbowana praktyka zapewnienia niemal 100% frekwencji na pochodzie, po którym każdy pracownik otrzymywał ćwiartówkę wódki z czerwoną etykietką.
Nieprzyznanie nagrody temu i owemu wynikało z tego, że kiedyś zabrał pieniądze i nie chciał odpalić wyznaczonej kwoty na zakup kierpeciówek.
Niektóre powiedzonka Sekretarza przeszły do miejscowej gwary, np. „światła nylonowe” i „szelesty miejskie”, których uruchomienia domagał się na sesji miejskiej.
Sekretarz mówi do swojego kolegi sekretarza: “Wiesz, otrzymałem tak nieczytelną depeszę poufną, że będę musiał poprosić aptekarza, aby mi ją przeczytał. Chyba będzie dobrze jak mu zatkam uszy.”
Albo „Prześlij mi Wilisa, bo moja Skoda się rozkraczyła”. Nic też dziwnego, że na egzaminie szkoleniowym z części politycznej zapytany przez sekretarza dowcipniś o to, jak mamy w Polsce ustrój i do jakiego dążymy, Odpowiedział: “Zręby socjalizmu, a chyba będzie kapitalizm.” Zapytany dlaczego odpowiedział: “A co? Nie mówi się wszędzie, że Bolesław Bierut buduje sobie dużą hutę koło Częstochowy?”
Kiedy, wspominam Gryfów Śląski, zawsze przychodzi mi do głowy przygoda, jaką przeżyłem w pobliskim Wleniu, gdzie na prośbę znajomych podjąłem się odżelazienia wina i moszczu. Po wstępnych i obiecujących próbkach z żelazocyjankiem potasowym, podjąłem się tego szalonego zadania, spisując stosowne umowy. Kiedy po pierwszych próbach w dużej skali rozpoczęła się wtórna fermentacja w dwóch kadziach po 5000 litrów, znajomi kierownicy winiarni zachorowali, a ja musiałem wziąć urlop i przenieść się na 10 dni do Wlenia.
Przy pomocy laborantki i kilku sprytnych kupażowych udało się zatrzymać wtórną fermentację oraz dobrać tani koagulant występujący w nadmiarze w gryfowskich Fosforach, których zastąpił drogi i importowany agar-agar, stosowany normalnie w takich sytuacjach, kiedy wytrącony osad nie chce opadać na dno.
W kadziach z wtórną fermentację po niezbędnym naparowaniu dało się odczuć zapach i smak migdałków, taki jak dają cyjanki. Pozostawiłem jednak większy próg zawartości żelaza niż pozwalała norma i wtedy byłem pewny, że wino jest bezpieczne przy spożyciu. A mimo tego trochę się bałem i nikt nie chciał być świadkiem przy moich próbach. Migdałowe wino stanowiło – jak się później okazało – doskonały dodatek do innych win przy tzw. kupażowaniu. Na odbiorze odżelazionego wina przez Sanepid i przedstawiciela Zjednoczenia Winiarskiego, nie chciałem zdradzić jak to zrobiłem. Za informację i moją technologię żądałem zapłaty i na tym się skończyło.
Po pomyślnym zakończeniu prac spotkałem się z żoną i kolegą z Fosforów na uroczym rynku Wlenia, gdzie usłyszeliśmy kłótnie dwóch kobiet. Początkowo myśleliśmy, że kręcą film. Jedna krzyczy do drugiej: „Ty chciałabyś, bym na ciebie powiedziała k…, ale ja nie powiem, bo podasz mnie do sądu”. A druga do pierwszej „Ty elano”. Dopiero dziewczyny uświadomiły mnie, że to oznacza szmatę nie do zdarcia. Wkrótce po przygodzie wleńskiej, podjąłem z żoną decyzję przeniesienia się do Tarnobrzegu, konkretnie KiZPS, gdzie rozkręcała się wielka budowa kombinatu siarkowego i nawozów fosforowych, których produkcję poznałem w Gryfowie Śląskim.