Wiadomość podana na pierwszej stronie Gońca #20, o „rozluźnieniu“ restrykcji wobec Kościoła, zbulwersowała mnie, jako, że Chrystusa Eucharystycznego‼, w bluźnierczy sposób potraktowano, w Albercie, jako… przekąskę. Nie przemawia do mnie rządowych paragrafów racja, bo w imię wirusa nastąpiła profanacyjna degradacja i to uderzająca ingerencją w sedno: Wiary i wolności oraz tolerancji religijnej.
Podsumuję tu rozwój sytuacji „dla dobra ludu” lakonicznie:
Znane z życia i zarzadzeń są obrazki,
że ktoś w masce, choć nie nosi maski.
Do tego dołącza się prastara śpiewka:
o kiju i nań osiołkowi podana marchewka.
Małgorzata K.
P.S.
Zaczęło się zaś od „niewinnego” usuwania Wody Świeconej – a od kiedy żyję, nigdy nikt i ja również, z kropielnicy jej nie piję. Ciekawe, czy już są gotowe „wytyczne”: kiedy i przed „kim/czym” mamy klękać „spontanicznie”.
Od redakcji: Tak nas szanują jak na to pozwalamy
•••
Dotyczy felietonu Andrzeja Kumora pt. „Dzięki nauce spłaszczyliśmy krzywą?” z ostatniego numeru „Gońca”
Anna Mazurkiewicz: Ma Pan coś lepszego do zaproponowania? Tylko naukowcy są w stanie odkryć, jak wirus się rozpowszechnia, jak „zachowuje się” w organizmie, i ustalić ja można go zneutralizować. Niestety badania trzeba przeprowadzać przez dłuższy okres niż parę miesięcy. W międzyczasie, lepiej być zbyt ostrożnym niż ryzykować zarażenia.
Od redakcji: Andrzej Kumor Tak mam. Myślę, że:
A. należało jak najwcześniej ograniczyć podróże z rejonów objętych wirusem – nie zrobiono tego, uważano chińską reakcję – zamknięcia Wuhan za przesadną.
B. W tym czasie należało przygotować własną służbę zdrowia – szpitale prowizoryczne (wtedy kiedy widzieliśmy jak Chińczycy jej budują – był czas, środki ochrony, testy tak by móc nie zamykać służby zdrowia i szpitali.
C. – Należało w momencie wystąpienia zakażeń społecznych wprowadzić ograniczenia w postaci dystansowania społecznego i inne jakie mamy dzisiaj i nie zamykać gospodarki oraz ludzi w domach.
Wiedzieliśmy już w tym czasie wystarczającą wiele, by w ten sposób reagować.
Niestety politycy boją się podejmować decyzje samodzielnie i włączyli autopilota w postaci dr Tam i jej pochodnych.
I druga rzecz. o której był ten felieton, to, że nie tłumaczy się nam merytorycznie tych decyzji tylko steruje emocjonalnie. Bo jeśli mamy spłaszczać krzywą to najważniejszą informacją jest liczba hospitalizowanych chorych na Covid; liczba chorych na intensywnej terapii i liczba zmarłych na Covid bez schorzeń towarzyszących.
Tymczasem epatuje się nas liczbą zakażeń, która wciąż jest niepełna, bo zależy od liczby przeprowadzanych testów;
i liczbą zgonów, które obejmują zwykle ludzi w bardzo podeszłym wieku albo z chorobami współistniejącymi, jak rak.
Myślę, że bardzo pouczające byłoby porównanie hospitalizacji, zgonów liczby osób na intensywnej terapii z okresami silnej grypy, podczas których nikt niczego nie zamykał, ani nawet nie mówił o noszeniu masek czy dystansowaniu społecznym. Pouczające jest również porównanie liczby zgonów w poszczególnych latach na 100 tys. osób.
Czy pandemia przyczyniła się do ich wzrostu, i jak to uzasadnia ponoszone przez nas koszty społeczne…
Zna Pani te dane? A chyba nie trzeba być “naukowcem”, by takie rzeczy ogarniać 🙂
•••
Dotyczy felietonu Andrzeja Kumora o kolejce do banku, w której pytano ludzi o numer, telefonu, imię i cel wizyty w banku…
Anna Mazurkiewicz: Nie widzę problemu. W czasach “przedpotopowych” w książce telefonicznej były publikowane, imię, nazwisko, adres i numer telefonu i nikt się specjalnie nie przejmował. Poinformowaniem pracownika banku że chce się dokonać transakcję u „teller”, nie ujawniamy niczego, co można by uważać za poufne.
Od redakcji, Andrzej Kumor:
Ja widzę problem, bo w czasach przedpotopowych, nikt nie wprowadzał danych do systemu czyli np kojarzył numeru telefonu z nazwiskiem (a co jeśli posługuję się innym i chcę ukryć jego tracking). Do tego nie wiadomo komu te dane o sobie ujawniamy i kto je przetwarza (bank?, firma ochroniarska?, trzeci podmiot, który je opracowuje i sprzedaje?)
Taka prosta operacja potwierdza (kojarzy) osobę, miejsce i telefon w danym dniu – to dla zwykłego człowieka są bezużyteczne informacje ale dla handlarzy danymi nie są. I druga prosta rzecz nie znajdujemy się na terenie banku, a więc jeśli mam przy sobie – załóżmy torbę z 20 tysiącami dolarów gotówki i mówią miłej panience chciałbym zrobić depozyt – to jaka to jest poufność transakcji? A może stojący przede mną menel, który idzie do banku po dwa złote zaraz mi ją wyrwie? 🙂 Problem właśnie jest w tym, że wielu ludzi – podobnie jak Pani – nie widzi problemu. Zostaliśmy już odpowiednio urobieni do tego by swoją prywatność i dane sprzedawać za bezcen. A świat się zmienił zasadniczo: Dzisiaj dane, handel danymi obróbka danych analiza danych to jest największy biznes.
***
Inny komentarz do tego samego felietonu:
Magdalena Joanna von Biehler A w RBC jest jeszcze weselej, pani “na bramce” za plastikową ochroną przeprowadza interrogację przy obecności 4 klientów, którzy już zostali przesłuchani, pomieszczenie małe, 3 bankomaty, każdy z ciekawością przysłuchuje się wykrętnym odpowiedziom klientów próbujących zasłużyć na wejście do RBC, gdzie usiłują dokonać jakiejkolwiek prywatnej transakcji. Niestety, nie jest to takie proste, pani za plastikiem zadaje podchwytliwe pytania, odsyła do maszyny, decyduje czy możesz wpłacić czy wypłacić własne pieniądze. Jak ktoś protestuje, jest wyprowadzony. Dzieje się jak w czeskim filmie, tłum reaguje pomrukiem, komentarzem w stylu”, a po co mu tyle pieniędzy, $20 mu dać, wystarczy. Pani za plastikiem stoi z rękoma założonymi za siebie, w rozkroku i mówi kto jej się podoba, a kto nie, I nie będzie dopuszczony do zaszczytnego przywileju prywatnej transakcji przy okienku. Komedia czy dramat?
Odp. redakcji – dramat, kabarety, które krwawo się kończą systemami totalitarnymi.
•••
I jeszcze jeden komentarz do tego samego felietonu:
Jolanta Gryc: Mam takie samo doświadczenie z mojego TD banku w Vaughan, z tą różnicą, że kolejka składała się z dwóch osób. Jedna była w środku i ja, jako ta druga na zewnątrz. Naturalnie nie podałam ani imienia, ani numeru komórki, a tym bardziej powodu dla którego tu jestem. Historia ma ciąg dalszy …
Kiedy podeszłam do okienka pani zapytała mnie o imię, podałam. Ona na to, że nie ma mnie na liście i jak ja w ogóle weszłam do banku. Odpowiedziałam grzecznie, ledwo powstrzymując śmiech, że tak zwyczajnie , otworzyłam drzwi i weszłam. Była niepocieszona, stwierdziła, że w drodze wyjątku mnie obsłuży, ale następnym razem ma obowiązek wpisania się na listę…
Cóż, z każdym dniem tego niekończącego się chaosu, więcej cudacznych przepisów, utrudnień, obostrzeń dla szaraków. Ci z wyższej półki spokojnie grają w golfa i nota bene, mają gdzie zaparkować samochód.
Od redakcji: Zgroza