Jak ktoś się boi interakcji ze światem, to najchętniej kryje się. Może być za słupem, w rogu, albo pod pierzyną. Byle tylko nie być spostrzeżonym i byle tylko się nie wychylić,,
To tyle tytułem wstępu.
Co byście zrobili?
Dam wam zadanie. Zadanie dotyczy dużej grupy ludzi. Ludzie ci są nieźle zorganizowani. Dorobili się sporo. Ale przeszkadzają nam w naszych interesach. Dobrze by także było, aby ich przekabacić na naszą stronę po to, aby zająć ich dobra. Jak byście to najlepiej zrobili?
Jest na to kilka sposobów.
Można wywołać wojnę oskarżając ich o coś, i w wojnie pozabijać. Wtedy się ich ograbi, i przejmie ich majątek, ale jak się wszystkich pozabija, to kto będzie robił? Ciężko i wytrwale, bo do rządzenie i leniuchowania to nie oni, tylko my. Więc trzeba uważać. Najlepiej wymordować tych co tą grupą kierują, czyli najprężniejszych, najlepiej wykształconych, najbogatszych.
A resztę, tych od czarnej roboty zostawić, do roboty czarnej. Można im jeszcze trochę dodać, żeby się nie stawiali. Dodać, nie koniecznie znaczy dodać materialnie. Można ich przekonać, że żyją w lepszym, bardziej uporządkowanym świecie, a tym samym podnieśli się cywilizacyjnie i należą do lepszej grupy. To, że jako siła robocza do prac, których nikt z tych lepszych nie chce robić zostanie skrzętnie przemilczane.
Zabijanie po masowych morderstwach przeciwko ludzkości z wieku 19 i 20-go stało się niewygodne, więc zamiast tego, należy ich wysiedlić z ich terenów, obiecując lepsze marchewki tam gdzie wyjadą.
Tego że wyjeżdżają jako tania siła robocza, głównie do posługi, ci wyjeżdżający jeszcze nie wiedzą. Wydaje im się to jak wygrana na loterii, bo sobie polepszą i swoim w starym miejscu pomogą. Tym samym skazują swoją grupę na upadek. Drastycznym przykładem tutaj jest Mołdowia.
Z 10 milionów zostały 3. Jak myślicie, kto został?
Można także sięgnąć po bardziej wyrafinowane techniki manipulacji, i spowodować, aby ta grupa sama się wykończyła, tylko należy jej w tym wykończeniu pomóc. Najlepiej nasłać w ich struktury swoich, żeby drążyli w kierunku osiągnięcia naszych celów. A jak już się wykrwawią walkami, podjazdami, pomówieniami i procesami, to przyjdziemy do nich jako rozjemcy i przyjaciele niosący pomoc i wyssiemy z nich resztę życia. I przyjmą to z ochotą, bo będą bardzo, ale to bardzo zmęczeni, i osłabieni.
Zatracą swoją godność i hardość, i zgubią świadomość tego co było w nich dobre. A my im powiemy (nie wprost oczywiście), że byli, są i będą tacy do niczego.
I najlepiej im będzie pod naszą kuratelą, bo będą jako służba u nas mieli lepiej niż było u nich. A jak się będą stawić, to powtórzymy cykl osłabiania z zastosowaniem nowych metod wirtualnego nacisku.
Znacie to?
Powinniście łatwo rozpoznać te wzorce i z Polski, i z Polonii.
Ponad milionowa Polonia w Kanadzie powinna być zorganizowana niezależnie i silnie. A nie jest.
Stoi za słupem. Czeka, co jej powiedzą z Polski co ma robić w sprawie ustawy 477 JUST, albo czeka, że kongres amerykański nas popchnie.
Nie mogę uwierzyć, w to co przeczytałam w wypowiedzi prezesa Zarządu Głównego Kongresu Polonii Kanadyjskiej pana Janusza Tomczaka. Czekamy, nie mamy stanowiska.
Czy mnie to dziwi? Nie. Czego można oczekiwać po wydmuszce organizacyjnej?
I czego można oczekiwać po innych, równie słynnych wypowiedziach tego organu, jak np. oświadczenie w sprawie Powstania Warszawskiego (ale w getcie), czy wypowiedzi pewnej prezeski ogólnokanadyjskiej organizacji, która twierdziła, że to co w Polsce to jej nie obchodzi, bo ona jest Kanadyjką (choć przewodziła organizacji Polek), czy też innej prezeski, która twierdziła, że kłopoty dzieci urodzonych w Kanadzie w uzyskaniu paszportu polskiego jej nie dotyczą, bo ona urodziła się w Londynie (ha!), czy jeszcze innego, który twierdził, że do polityki kanadyjskiej to dopiero w następnym pokoleniu się stara, czy też jeszcze innego, który przekonywał mnie, że nie powinnam głosować w wyborach w Polsce, bo tam nie płacę podatków. Mogę mnożyć te wypowiadane bzdety i głupoty.
A wszystko to jest spowodowane słabością naszej grupy. Rozbitej, rozkradzionej, roztrwonionej – a przede wszystkim manipulowanej, i nie mającej swojej własnej wizji, a co za tym idzie strategii.
Więc możemy pozwalać tym co mają nas reprezentować siedzieć ze strachu za słupem i czekać, albo możemy się obudzić. Przepraszam, a czego się ten facet za tym słupem w Kanadzie boi? A jeśli nie ma swojego zdania i nie potrafi przewodzić, i wytyczyć strategii, to niech reprezentuje siebie samego i swoich klakierów do ustawiania się do zdjęć z politykami (i kanadyjskimi i polskimi). To tyle działalności dla Polonii – na nic innego ich nie stać.
Alicja Farmus
PS. Pan Tomczak nazwał list protestujący w sprawie wielomiliardowych roszczeń organizacji żydowskich napisamy przez prezesa największego okręgu w Kanadzie – okręgu Kongresu Polonii Kanadyjskiej w Toronto, Bartłomieja Habrowskiego, jako jego list prywatny. Wie pan co, panie Januszu Tomczak?
Pan Habrowski przynajmniej kogoś reprezentuje, i nie staje za słupem, i nie czeka, aż go ktoś poszturcha z Polski, albo ze Stanów do zajęcia stanowiska w sprawie obrony interesów Polaków i Polonii.
Jestem za nim.