Oj, dzieje się, nam dzieje…
Dzieje się tak wiele, że nie wiem od czego zacząć, no ale może od naszego tutaj swojskiego podwórka, bo w ubiegłym tygodniu organizacja żydowska B’nai Brith skierowała na policję doniesienie oskarżające o szerzenie nienawiści – antysemityzm – polonijną gazetę „Głos” kierowaną przez Wiesława Magierę. Rzecz dotyczy artykułów przedrukowywanych w tym tygodniku kilka miesięcy temu.
Nie wiem czy jest w tym jakaś numerologia, ale nastąpiło to dokładnie rok po tym, gdy oskarżenie o szerzenie mowy nienawiści zostało przez tę samą organizację zgłoszone na policję pod moim adresem. Miało to miejsce również w sierpniu, a komunikat opublikowano również w czwartek. Może to jakaś reguła?
Dziwi się temu nawet posiadająca na ten temat wiadomości z pierwszej ręki pani Małgorzata Bonikowska z portalu GazetaGazeta komentując sentencjonalnie informację prasową B’nai Brith o „Głosie” słowami: „Why did it take so long?”.
Przy okazji, w komunikatach prasowych oraz w artykule, który ujrzał światło dzienne na pierwszej stronie konserwatywnej kanadyjskiej gazety „National Post” przypomniano właśnie śledztwo przeciwko „Gońcowi” pomijając najistotniejszą rzecz, a mianowicie to, że jak to ustalił Ron Csillag (dawniej z Canadian Jewish News), śledztwo policji oraz prokuratury generalnej prowincji Ontario wykazało, iż wskazane materiały nie przekroczyły progu mowy nienawiści (In cases like this, Investigators consult and work in conjunction with the Attorney General’s office to determine, on a case-by-case basis, if an offence meets the threshold for charges to be laid under the criminal code offence of Willful Promotion of Hatred. It was determined that the threshold was not met in this incident to allow for further prosecution of this offence. As such, Kumor was cautioned in relation to the above noted offence.). Rozumiem, więc, że jestem antysemitą „podprogowym”…
Publikacja w „National Post” wyzwoliła szereg rasistowskich, antypolskich komentarzy na portalu tego pisma, w rodzaju: „polskie ku..y trzeba zapalić piec na was”.
Gazeta – było nie było mainstreamowa potraktowała na dodatek „Głos” p. Magiery, jako tożsamy z nieistniejącą już gazetą „Głos Polski”, będącą kiedyś organem Związku Narodowego Polskiego, by odpryskowo dołożyć tej organizacji, jednocześnie ilustrując tekst zdjęciem z „Głosu Polskiego” z Harcerskiej Akcji Letniej na Kaszubach w 2015 r.
Porównując, więc mój przypadek – kłaniam się nisko Ronowi Csillagowi, który jednak wykonał pracę dziennikarską – zaimejlował, zadzwonił, porozmawiał i choć nie przedstawił wszystkiego, o czym mówiłem (pominął sprawę tzw. mienia bezdziedzicznego i ustawy 447), to jednak dużą część.
•••
Zamieszki na Białorusi to burza blisko domu i to nie tylko polskiego; w dzisiejszym numerze nie ma tekstu Aleksandra Pruszyńskiego, który normalnie pisze do nas z Grodna.
Otrzymałem tylko telefon z Warszawy, że ponoć dzwonił, jest na wolności, mówił, że „sytuacja jest podbramkowa”. Z tego wnosić należy, iż w minimalnym znaczeniu tego zwrotu „ma się dobrze”.
Czekamy na teksty, a z doniesień agencyjnych wiemy że w Mińsku i innych miastach ograniczono dostęp do Internetu, prawdopodobnie jest to przyczyna, dla której „Olo przestał nadawać”.
To, co się dzieje na Białorusi jest smutne, bo świadczy o braku samodzielności polskiej dyplomacji.
Polska od dawna powinna otworzyć dla Łukaszenki możliwość spokojnej westernizacji kraju, wspierając polskie inwestycje na tych ziemiach, przy jednoczesnym poszanowaniu tamtejszych układów władzy. Tymczasem pod polskim bokiem, na Białorusi uruchomiono wariant kolorowej rewolucji. Dla Polski o tyle niebezpieczny, że w jej rezultacie polski sąsiad może się stać terenem otwartych zmagań z Rosją.
Łukaszenko usiłował przepłynąć Białorusią między Scyllą a Charybdą i nie jest do końca pewne czy mu się to uda bez jakiejś Kirke. W dzisiejszych czasach zachowanie niezależności małego państwa bez supermocarstwowej kryszy, w strefach zgniotu, jest praktycznie niemożliwe. Być może były kierownik sowchozu liczył na obronną rękę Chińskiej Republiki Ludowej i zostało mu to wybite z głowy przy pomocy zewnętrznie sterowanego buntu.
Z Białorusią Polska nie ma żadnych konfliktów terytorialnych ani historycznych, a stabilizacja w tym kraju ma dla Warszawy fundamentalne znaczenie. Zdestabilizowana Białoruś to uchodźcy i wiele biedy. Słowem, Białoruś mogłaby z Warszawą stworzyć sensowne małżeństwo z rozsądku, nawet Białoruś pod Łukaszenką, bo w końcu nie jest to żaden krwawy dyktator, lecz po gospodarsku dbający o ludzi i kraj kierownik. Jak to jednak w życiu bywa; gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem; gdyby w Warszawie był narodowy rząd prowadzący wielowektorową własną polską politykę zagraniczną, to moglibyśmy sobie o takich rzeczach rozprawiać, a tak to politykę wobec Białorusi prowadzą wszystkie inne państwa poważne… zaś polityka polska jest „ na telefon z ambasady”.
Andrzej Kumor