Jednowyrazowa definicja USA? “Możliwości”. Tako rzecze prezydent. Ten nowy, czterdziesty szósty. Prezydent Joe Biden.
W sumie to jeszcze nie wiadomo czy na pewno. Prezydent “de facto” to on ci jeszcze nie jest, “de iure” podobnie. Może “intus semoto” (w zasięgu ręki)? Ewentualnie “ad interim” (w międzyczasie)? “In vicem” (w zamian)? I tak dalej, i tak dalej. Z drugiej strony: mniejsza z tym, niech tam zbiórka dzielnych elektorów ichniejszych rozstrzyga, kto wygrał. Czy tam elektorzy i Sąd Najwyższy.
SKRZYDŁA Z CYNFOLII
Nie przyzwoitość zatem definiuje USA, nie. Odpowiedzialność też nie. I nie solidarność. Tym jednym słowem, które według Bidena poprawnie definiuje USA, jest termin “możliwości”. Możliwości na skrzydłach orłów. Możliwości owinięte taką masą kolorowej, błyszczącej, szeleszczącej cynfolii słów pierzastych, że żaden orzeł nie uniesie, mowy nie ma. Nic to, skoro na skrzydłach. Przecież powiedział. Biden. Osobiście.
Nie, nasz świat nie ma już przed sobą przyszłości, USA nie wyłączając. Winter is coming. Przepraszam, Chiny. Tylko kto ma powiedzieć o tym maluczkim? Ci wielcy? Tak być powinno. Tak byłoby przyzwoicie, odpowiedzialnie, solidarnie. Chwilami odnosiłem wrażenie, że Trump przynajmniej próbował mówić w tym kierunku. Biden natomiast próbować nawet nie zacznie. Za to gadankę pisać mu będą najlepsi. Serio, serio. Najlepsi w gadankach, na wyrywki, jeden przez drugiego. Joe posłucha, a przeczyta tak, że wzruszenie głos nam odbierze. Co ja gadam, głos. Ze wzruszenia spłaczą się nam skarpetki, rajstopy, kalosze. O to nawet nie warto się zakładać.
I dość o tym. W tak zwanym temacie tyle ode mnie. Wracajmy za Atlantyk, do europejskiego grajdołka i kurnika nadwiślańskiego. Tu bryluje niejaki Onet. “Koronawirus zamyka Europę. Jeden wyjątek” – donosi ów portal, przystępując dzielnie do nawijania na uszy.
JEDEN WYJĄTEK
Ale zaraz, zaraz. Co Onet mianowicie nawija? Komu nawija? Dlaczego nawija? Odpowiem, że czytelnikom. Odpowiem, że makaron. To drugie by palców nie utytłać, wskazując coś absolutnie niejadalnego. Odpowiem wreszcie, że Onet inaczej nie potrafi, jak przez nawijanie na uszy.
Jeszcze raz: “Koronawirus zamyka Europę. Jeden wyjątek” – donosi Onet, po czym uzupełnia: Irlandia zamknięta. Zamyka się Szkocja. Jednego otwartego pubu w Anglii nie uświadczysz. Niemalże bieg wód Loary wstrzymuje Francja, a Niemcy szlabanami zastawiają autostrady od Kolonii na północy Szlezwik-Holsztynu, po Garmisch-Partenkirchen na południu Bawarii. I tak dalej, i tak dalej: lockdown, panie i panowie, lockdown. Ale spokojnie, cichnie wzmiankowany portal, nie jest w Europie aż tak źle, jak źle mogłoby być. Co to, to nie.
I teraz na stół wjeżdża nasz kochany, hm, makaron. Weźta i bierta, nakładajta se, ludziska, ile kto tam ma chęć, na uszy nawijajta, keczapem se maziajta: koronawirus zamyka Europę, a jednym z niewielu krajów, który zaczyna stopniowo luzować restrykcje, jest Izrael. Brawo, Europo. Dla Onetu owacje. Prędko, prędko. Wstajemy, klaszczemy, potupujemy radośnie. A niech tam: coraz sobie głośniej.
Albo nie. Cofam owacje. Oklaski też cofam. Ewentualnie dopuszczam jedno nieśmiałe tupnięcie. Albowiem rozgryzłem oto decydentów onetowskich. Drogą tak zwanego olśnienia. O czym niżej.
OBOROWYCH PYTAJCIE
Procesy myślowe zachodzą u nich tą drogą mianowicie: kiedy już zamienimy czytelników w stado baranów, czy tam w tłum bałwanów, wtedy zaraz mniej będziemy musieli płacić jednemu z drugim bałwanowi-redaktorowi. Co za oszczędności. Może nawet taki pojedynczy bałwan, czy tam baran, w ogóle nam wystarczy? Oni tak myślą, naprawdę. A gdyby mnie ktoś zapytał, dodałbym, że osiągnięcie obu wspomnianych wyżej etapów odfajkowano jakiś czasu temu.
Ale kontynuujmy. Źle, że zamykają – więc psioczą. Dobrze, że zamykają – więc chwalą. Rozmawiajcie ze sobą, rozmawiajcie – apelują. Pytajcie ekonomistów co i jak, postulują. Nie tylko medycy, ekonomiści też powinni wypowiadać się na temat koronawirusa. A co, a jak. Tak zwana nowoczesność, tak zwany postęp, tak zwana cała reszta. Może o przygotowanie strategii walki z Covid-19 poprosić szewców? O deklarację z Great Barrington zapytać stolarzy? Panów oborowych od taczek z gnojem chwilowo oderwać, niechże omówią między sobą metody barowania się z koronawirusem, niech wnioskami podzielą się z nami i światem całym? Kpina, owszem, choć gorzka nie do wytrzymania.
Tymczasem tak zwana większość drży i milczy. O siebie boi się, drży o zdrowie i życie najbliższych. Nie ma pojęcia wskazana większość, co myśleć, więc tylko przemyka się pod ścianami kamienic. Co innego mniejszość. Mniejszość nie przemyka, mniejszość protestuje. I już nie na piechotę. Teraz innych możliwości mniejszość szuka, inne opcje testuje.
INNE OPCJE
Trąbić głośno zamierzają. Samochodami będą jeździć, grożą. Motocyklami huczeć obiecują. Na hulajnogach przemieszczać się będą. Deskorolkami. Czy tam rowerami. Nie uściślają przy tym, czy kościoły, kaplice, klasztory, bazyliki, sanktuaria, również zamierzają hulajnogami masowo nawiedzać? Na rolkach przed ołtarze się pchać? Wdzierać na wrotkach do krucht? Bo kościoły, kaplice, klasztory, bazyliki oraz sanktuaria, wiadomo: od lat wdzierają się do ich domów, pod spódnice im zaglądają, łóżka kontrolują. Tak w każdym razie powiedziała im Płatek Monika. Czy tam Senyszyn Joanna. Czy Nowacka Barbara. Bo Gretkowska Manuela to chyba pojechała już sobie precz i tylko z oddali głupoty może wygadywać? Tak, że ten, tego, ciekawym bardzo. Innymi słowy: protestujcie, protestujcie. Cóż innego ludziom przyzwoitym miałyby do zaproponowania protestutki?
Jakby tego było mało, ichniejsza tak zwana liderka, zapowiedziała, że aktywistki tegoż ruchu wraz z nią samą, rozpoczną spotkania w sprawie organizacji w Polsce strajku generalnego. Trzeba więc przyznać: albo wysoko mierzą, mażąc po ścianach flamastrami grubszymi niż najgrubsze uda, bo same takie głupie (wyrachowanie głupotę maskuje, nie negliżuje, proszę zauważyć), albo podparcia solidnego z zewnątrz na tyle są pewne, by pewnie trwać w uporze. Ale.
ZAPIEKARKA DO ŚRUBUNKU
Ale akcja rodzi reakcję, działania mają swoje konsekwencje, i tak dalej, choć nie przyjdzie do łbów we własnej bezrozumności bardziej zapiekłych niż największa śruba w zapiekarce do śrubunku, do głów trwale z głupotą zespawanych nie trafi, że zapowiadane konsekwencje mogą też ludziom lempartopodobnym odpowiedzieć – fangą w nosy, dajmy na to. Czyli wrogo. Bezpośrednio w dziąsła ogłupionym fanom, a i samej pani Lempart. Bo akcja akcją, reakcja reakcją, ale zasada wzajemności, bywa, głupca przemienia niekiedy w mędrca. Czy tam durnia w myśliciela. Łeb tęgi też może zmądrzeć, choćby damski był. i choćby po upraniu w koncentracie postępu z nowoczesnością.
To znaczy, gdy u niegdysiejszego durnia pojemnik z mózgiem dojdzie do siebie po wymierzonych razach. Kiedy już guzy na łbie zanikną, pośladki z ulgą po klapsach odetchną, opuchlizna pod oczami osłabnie, a wargi wydobrzeją. Nie wcześniej. Przez co opowiadam, że radziłbym przyzwoitości dostosowywać czyny swe do wyzwań, z jakimi dziś przychodzi się jej mierzyć.
Niby jak, ktoś mnie pyta? Pyta mnie ktoś, co robić? Już wyjaśniam: wyłapywać takie owakie (i takich owakich) w kościelnych przedsionkach, nim wtargną siłą głębiej, to jest tam, gdzie w żadnym razie przebywać nie powinny, a następnie siłą wyprowadzać na zewnątrz.
OGOLIĆ, WYBATOŻYĆ
Tam publicznie trzeba golić im łepetyny, święconą wodą mocząc obficie ostrza brzytew. Czy tam nożyczek. A dalej: batożyć, batożyć i raz jeszcze batożyć. Tak trzeba. Batożyć, w trakcie zabiegu wyjaśniając precyzyjnie, czego Polkom i Polakom w Polsce czynić nie wolno, zarazem przypominając, dlaczego nie wolno, i wskazując, że to właśnie czyniąc, tym samym plują na polskość. “Plują” tylko dlatego mówimy, podkreślajmy koniecznie, żeby nie odwoływać się publicznie i nie używać przy innych, adekwatnego do sytuacji terminu z obszaru przynależnego defekacji, to jest terminu “srać”.
Dalej, to jest wybatożywszy należycie, wyjaśnić powtórnie należy, czego Polkom i Polakom w Polsce czynić nie wolno, a co czyniąc, automatycznie wypisują się z polskości. Z kolei wybatożyć dla przypomnienia, palcem pogrozić i powtórkę obiecać w razie recydywy. Następnie oddać rodzicom, najlepiej w obecności matek.
Nie, nie najlepiej. Wróć. Koniecznie w ich obecności. To ostatnie, ponieważ poziom samoświadomości polskich kobiet, wciąż w to wierzę, wystarcza dla zachowania polskości, a widoczne na ulicach protestutki w takim samym stopniu są polskie, co niektóre wersy Koranu tłumaczeniem Kazania na górze, a łakome krwi miecze islamistów kwintesencją przesłania płynącego z nauk rabina Jehudy Aarona. Czy tam z nauk innego mędrca żydowskiego.
EMANACJA SKRETYNIENIA
Kobieta ma prawo decydować o swoim ciele, powiadają. I co? I że w konsekwencji przez się samo się rozumie, że tym bardziej ma prawo kobieta decydować o życiu i śmierci tego drugiego człowieka, który w niej dojrzewa? Że dojrzewa, że rośnie, no i co z tego? Że podrośnie sobie, potem rosnąć przestanie i nie dorośnie, i aj, waj, o co ten krzyk? Że gdy kobieta dużo słodyczy spożywa, czy tam ziemniaków, to brzuch też jej przecież urośnie, i co z tego niby?
Że niby tu brzuch od czekolad, od krówek, od eklerów, czy tam od innych placków ziemniaczanych, a z tej strony ciąża? No przypadek i tyle. Się poślizgnęło kobiecie przypadkiem, przypadkiem grawitacja uda kobiecie rozchyliła, stało się przypadkiem to i owo, ale żeby od tego zaraz wałkować kobietę o przyzwoitość? O wiarygodność kobietę indagować złośliwie? Rozumności od kobiety wymagać? Gdzie odpowiedzialność zasmarkaną schowała, dopytywać? A sami sobie odpowiadajcie, sami pytajcie, sami wymagajcie, wy faszysty takie owakie jeden z drugim. Poszli won od kobiety wolnej. Wyp(piii…)ć! Wolność! Równość! Aborcja!
Wskazaną wyżej emanację skretynienia zwę skarleniem. Skarleniem dwuwymiarowym: aksjologicznym oraz intelektualnym. Coraz więcej dookoła takich otumaniałych postaci i person, nie wiedzieć z jakiej przyczyny ciągle nazywających siebie kobietami. Potem dziwią się, że chłop taką “kobietę” może i poprzekłada sobie z boku na bok, raz czy drugi, może i w zaułek sobie z taką by tak rzec: wspaceruje, ale żeby wiązać się na stałe, ani przez myśl mu nie przejdzie.
***
Dotknijmy jeszcze wątku pożerającej Polskę pandemii. Koniecznie. Oto bowiem człowiek zawodowo parający się analizą statystyczną danych, w kontekście rozwoju Covid-19 nad Wisłą, powiada, że zdążamy w kierunku ściany. Po czym uściśla, że: “Z bardzo dużą prędkością”. Bo celują w nas zderzaki “ciężarówek z Bergamo”, a do “czołówki” zostało ledwie sto czy dwieście metrów. W przeliczeniu parę sekund. Tak brzmią opinie wielu innych specjalistów. Z kolei o tunelu i światełku nadziei, mdłym z początku, a coraz szybciej przekształcającym w latarnię czołową pędzącego ku nam parowozu, już nawet najgłupsi z fachowców nie wspominają, żeby nie wystraszyć nas do końca. I bez tego strachu śmierć puka kosą do naszych drzwi. I zabiera, zabiera, zabiera. Jakby nadążyć ze zleceniami nie mogła. Jakby jej sprężyna blokująca pękła. Jakby automatyzmu jakiegoś dostała. Czy jakoś podobnie.
Tymczasem rządzący Polską deklarują, że “nie zamierzają zamykać gospodarki”, ale zrobią wszystko “byśmy mogli żyć”. Jeśli słowa dotrzymają w tym pierwszym (to drugie to absolutne pustosłowie, władza w Polsce nie może już nic), efekt będzie taki, że gospodarka nadwiślańska mocno weźmie po łbie, a Polacy i tak umierać będą masowo. Jak wyżej wspomniałem: już umierają.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl