Sari Stein od marca nie spotkała się ze swoją matką. Nie mogła też ze swoją rodzina obchodzić trzech największych świąt żydowskich: Rosz Haszana, Jom Kippur i Paschy. Po raz pierwszy w życiu nie poszła w święta do synagogi. Stein dodaje, że przez COVID-19 straciła kilka możliwości zobaczenia swojej rodziny. Gdy w czwartek rząd Quebecu ogłosił, że mieszkańcy prowincji będą się mogli spotykać w Boże Narodzenie, mimo że mamy pandemię, poczuła się jak obywatel gorszej kategorii. “Moja rodzina mieszka tu od czterech czy pięciu pokoleń, ale dla rządu premiera Legaulta liczą się tylko chrześcijanie”, mówi rozgoryczona Stein.
Legault pytany w czwartek, co jego rząd ma do powiedzenia wyznawcom innych religii, stwierdził, że starał się zadowolić najwięcej osób, jak tylko się dało. “Myślę, że możemy sobie pozwolić na dopuszczenie zgromadzeń przez cztery dni. Pytanie więc, kiedy te dni wyznaczyć. Wiem, że niektórzy woleliby np. Nowy Rok niż Boże Narodzenie”, mówił Legault.
Dyrektor prowincyjnej agencji zdrowia publicznego, dr Horacio Arruda, wyjaśnił, że rząd rozważał rozłożenie zezwolenia na gromadzenie się na dwa dni Chanuki i dwa dni Bożego Narodzenia, ale ostatecznie stwierdzono, że logistycznie lepiej, by były to cztery kolejne dni. Mieszkańcy Quebecu mają się poddawać siedmiodniowej kwarantannie przed spotkaniami i po powrocie.
Stein dodaje, że w decyzji rządu widzi hipokryzję – Legault decyduje się na łamanie zasad bezpieczeństwa w czasie świąt religijnych, podczas gdy wcześniej jego rząd uchwalił ustawę o sekularyzmie zabraniającą pracownikom sektora publicznego noszenia symboli religijnych w pracy.