Czy jest coś takiego jak psychologia tłumu? A pytanie bierze się stąd, że większe zbiorowiska ludzi, zebrane akurat w takim a nie innym momencie często zachowują się nie tak, jak zachowywaliby się indywidualni ludzie składający się na taki tłum. Jak? Ano są bardziej odważni, bardziej agresywni, oskarżycielscy, przedsiębiorczy. Często dokonują czynów, których nikt w pojedynkę by nie zrobił.
Potocznie psychologia tłumu to dziedzina psychologii społecznej zajmująca się funkcjonowaniem jednostek w dużych zbiorowiskach.
Psychologowie zaproponowali szereg teorii wyjaśniających zmianę sposobu zachowania ludzi w kontekście anonimowego tłumu. Często wystarczy przysłowiowa iskra, aby tłum ruszył. Nie trzeba sięgać daleko, aby to zaobserwować. Nie potrzebny jest, aż szturm Kapitolu w Waszyngtonie, aby się temu przyjrzeć. Wystarczy uczestniczyć w zebraniu grupowym, gdzie dyskutowane są tak zwane sprawy sporne, kiedy to reakcja sali dochodzi do wybuchu gejzera, choć nikt z takim zamiarem nie przybył.
Ci starsi zapewne pamiętają bardzo burzliwe doroczne zebrania akcjonariuszy naszej credit union, kiedy to grupka próbująca przejąć wszystkie aktywa podjudzała kogo się da do chamsko-agresywnych wystąpień. Oczerniano, obrażano, oskarżano. A wszystko po to, aby samemu dorwać się do koryta. Nie udało się, bo plan zrobił się zbyt jasny dla ogółu akcjonariuszy polskiej credit union w Toronto. Ale każdy, kto uczestniczył wtedy w zebraniach członków zapewne pamięta ten rejwach, te emocje, te oszczerstwa.
W pewnym sensie efekt został osiągnięty, bo chociaż frakcji esbeków i innych komunistycznych agentów i donosicieli spółki kredytowej przejąć się nie udało, to wierzytelność organizacji została bardzo podkopana i już do tamtej świetności sprzed tych wydarzeń nigdy nie wróciła.
To wszystko działo się w latach 90-tych zeszłego wieku. Czyli przegraliśmy, bo to o osłabienie naszej grupy polonijnej chodziło i chodzi. Podobnie jak i w większości procesów sądowych, w które uwikłane są nasze organizacje polonijne. A za pieniądze wydane na procesy moglibyśmy mieć prężnie działający instytut obrony dobrego imienia Polaka i Polski. Tylko wtedy bylibyśmy silni, a temu trzeba koniecznie zapobiec. Najczęściej przysłowiowa iskra zapalna, jest sprytnie podkładana pod przygotowane suche szczapy, samozapalne z kipiącego wewnętrznego gniewu.
Czy faktycznie jest potrzebna iskra zapałki, aby tłum ruszył? Niekoniecznie. Zjawisko to zostało po raz pierwszy opisane przez Francuza Gustava Le Brona na początku wieku 19-go. Gustave le Bron jako pierwszy opisywał tłum, koncentrując się na analizie zachowań zbiorowych okresu post napoleońskiego.
Zahipnotyzowały mnie sceny szturmu tłumu na Kapitol w Waszyngtonie. Ktoś ten spęd tłumu zaaranżował, ktoś go finansowo pokrył, i ktoś stworzył warunki do wtargnięcia na Kapitol. Każdy, kto chociaż raz był w Waszyngtonie, wie że obstawa jest prawie żelazna, i nawet Chinka się nie przeciśnie na schodek, żeby zrobić sobie selfie, nie mówiąc o fizycznym wtargnięciu do środka.
A tu proszę jak pokazywały zdjęcia, jeden strażnik po prostu otworzył drzwi bo ktoś pukał, nawet nie sprawdzając w judaszu (judasz to nie termin antysemicki, a po prostu wziernik w drzwiach), ani na kamerkach. A potem zaczął uciekać przed tłumem po schodach na górę. Co mnie zaciekawiło, to kto to filmował? Bo jak nic wychodziło, że ktoś z tyłu, z niezajętych jeszcze pomieszczeń Kapitolu. Klituś bajduś jeszcze raz. Niestety były ofiary śmiertelne. I co mnie zastanowiło, to że jakiś facet w bardzo poczytnym magazynie, użalał się, że ponieważ tłum był biały (przeważnie), to nie był tak brutalnie atakowany przez siły ochrony, jak BLM marsze latem zeszłego roku. No nie był, bo jakoś tak dziwnie się stało, że ochrony nie było.
Ponoć poszła obstawiać stacje metra. Tłum był po prostu najzwyczajniej wpuszczony (poza nielicznymi profesjonalnymi skoczkami ubranymi na czarno, którzy wdarli się zawodowo wdrapując na okna), jakby zdziwiony tym gdzie jest. Jego główną czynnością było robienie zdjęć wnętrza. A co mnie z kolei uderzyło, to że z tych 170-ciu, którzy wtargnęli, wszyscy już zostali zidentyfikowani, i przeciwko większości wytoczono sprawy kryminalne. Jak nic pójdą siedzieć. Za to za nic nie mogę znaleźć źródeł spraw karnych wytoczonych przeciwko tym co demolowali, rozkradali i niszczyli miasta, a także przewracali pomniki latem ubiegło roku. Tak, punkt widzenia zależy od punku siedzenia, ale ten punkt widzenia zaprzecza również równości i egalitaryzmowi. Ale to przecież nic nowego. Bo weźmy naszą Polskę. Ostatnio bardzo popularny stał się mini serial o Agnieszcze Osieckiej (bardzo dobry), która świetnie znała języki, bo przychodziła do niej prywatna nauczycielka. Skąd my to znamy? Większość tych wyjeżdżających na Sorbonę w 1968/69 roku także znało francuski. Zapewne ze szkoły? Widać chodziłam do złej szkoły, bo mnie nawet po rusku nie potrafiono nauczyć. Paszportu w 1968 też mi nie dano, no bo przecież nie znałam francuskiego. Logiczne, nie?
Francuskiego nauczyłam się dopiero w Kanadzie. Ale to już temat na inny felieton, jak i to, że prezydent Biden pierwszy cios zadał nam, czyli Kanadzie, wycofując się z umów w sprawie naftociągów z Alberty. Dla nas to nie pierwszy i nie ostatni cios, bo jako Polakom zapewne nam się wkrótce oberwie. Możemy oczekiwać powrotu do ery Baraka Obamy z miłością do Putina, i zwiększenia dotacji US na Izrael. Ach, zapomniałam, że te dotacje przejmie ustawa 477, która zapewne przygotowywana jest już do wdrażania.
A na weselszą nutę, obejrzałam fantastyczny film dokumentalny ‘Habit i zbroja’ z 2017 z reżyserii Pitery, o zakonie krzyżackim, od początku, jako rycerzy krucjaty w Palestynie, do końca, czyli do Hołdu Pruskiego w roku 1525, kiedy to ostatni komtur zakonu uznał prymat króla polskiego Zygmunta Starego.
My myśleliśmy, że to nasze zwycięstwo sprzed ponad wieku pod Grunwaldem (1410) zostało w końcu zwieńczone pokojem w roku 1525. Ależ nie. To wiatr reformacji Martina Lutra dotarł do Prus. Luter zalecił rozwiązanie zakonu, nieuznawanie papieża, i współpracę państwa pruskiego (a nie zakonu) z Polską. Tak to kilkusetletnie normy zakonu krzyżackiego przechowywane potem w Prusach doprowadziły po wiekach nie tylko do zjednoczenia Niemiec, ale i do wojennej ekspansji na całą Europę podczas dwóch światowych wojen.
A my myśleliśmy inaczej. Jak widać i psychologia tłumu może być interpretowana z różnych punktów widzenia, i wzniecana przez wiele ośrodków. To co w psychologii tłumu istotne, to sam tłum, który sam w sobie jest trudny do zebrania. Ale jak się już zbierze, to podejmowane są próby manipulowania nim na różne sposoby.
Popatrzycie na nasze Marsze Niepodległości. Wiadomo kto je organizuje, i jak. Wiadomo, kto jest przeciw. Ale co roku zjawia się jakaś grupa, która próbuje wykorzystać siłę i radość Polaków z posiadania państwa, na zdyskredytowanie naszego prawa do radości. A to ktoś podpali budkę strażniczą przed ambasadą ruską, a to ktoś kogoś pobije, a to ktoś przyjdzie z jakimiś nieodpowiednimi hasłami. Morał? Nie dajcie się. Czytajcie między wierszami (część z nas tę wywiezioną z komuny umiejętność ciągle posiada), a po interpretacje zwróćcie się do wiarygodnych źródeł.
W przyszłym tygodniu odniosę się do kilku uwag czytelników z ostatniego czasu pod moim i moich felietonów adresem.
A na razie chciałam donieść, że Krzyżacki Zakon Naświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie dalej działa. Jego opatem jest Frank Bayard. W szeregach zakonu jest 63 ojców, 14 braci, 154 siostry, i 744 familiarów. To znaczy, że poza psychologią tłumów, i jej głównymi nurtami, życie dalej się toczy. I o tym nie zapominajmy.
Alicja Farmus
Toronto, 18 stycznia, 2021