Nasza pamięć, a szczególnie wspomnienia, są często wywoływane. Jakiś obraz, zdjęcie, sen, człowiek który nam się z czymś skojarzy, czy też nasze zwykłe rozmyślania wywołują zdawałoby się zapomniane wspomnienia. Może to być także zapach. Zakupiłam bardzo dużą ilość dezodorantów, które były po zniżkowej cenie (z kuponem) w zdradliwym magazynie costco. Zdradliwym, bo tam się nie da niczego kupić z umiarem. I potem lądujemy w domu z olbrzymią ilością rzeczy zbędnych, takich na przykład jak dezodoranty. Na dodatek męskie. A takich to nie kupowałam od dawna. Od czasu kiedy przestało się dawać pod choinkę mydełka. Mydełka pachnące sugerowały, że obdarowywany miał się umyć? Podobnie i z dezodorantem. Tak po prawdzie, nie wiem dlaczego je kupiłam. Teraz mam tyle tych męskich dezodorantów marki old spice, że życia mi nie starczy żeby je wszystkie zużyć. No ale jak zobaczyłam jaka jest cena jednostkowa, to pomyślałam, że nie mogę takiej dobrej okazji przepuścić. Tak sobie rachowałam: jeden będzie do góry do łazienki, jeden do dołu, jeden do piwnicy. Jeden pojedzie do domku wiejskiego. A pozostałe, dwa z sześciu, zostaną ot, tak sobie, jak ktoś przyjdzie i nie będzie miał, to może sobie zabrać. A poza tym, to wśród moich gości mam kleptomana, czy też kleptomankę. Jak przychodzą ludzie w grupie to zawsze coś z łazienki ginie, a czasem nawet i łyżeczka, czy widelczyk od kompletu. Czasem ginie jakiś podkład pod oczy, czy coś podobnego. Z tego by wynikało, że to ona. Choć w dzisiejszych czasach to nawet i tego nie wiadomo. Może to właśnie jakiś pan się podszywa i gdzieś tam po kryjomu moimi mazidłami smaruje? Gdzie? Aż straszno pomyśleć. Nie mogę zidentyfikować kto zacz. Taki sprytny. Jak przychodzi sam, to nic nie ginie.
W każdym razie kupiłam te dezodoranty. Nawet byłam zadowolona bo marka wspomnieniowa: old spice. Jeden sztyfcik otworzyłam. I zapach przeniósł mnie w dawną krainę PRLu, kiedy to na polskim rynku pokazało się trochę różnych zagranicznych rzeczy. To była dekada Gierka – przywódcy partii komunistycznej w Polsce w latach 70-tych zeszłego wieku. Jego polityka była taka, że zaciągał pożyczki i sprowadzał trochę tak zwanych luksusowych towarów z Zachodu. Do tych luksusowych towarów należał dezodorant męski old spice Pamiętam, jak nic ile kosztował taki mały sztyfcik, 180 zł, a potem podrożał do 220 zł. Ta cena to było około 10% tego co ludzie zarabiali miesięcznie. Jeden sztyfcik. I nie było tak jak w Kanadzie, że można sobie było próbkę powąchać. O nie. Chciałeś spróbować, to musiałeś kupić. Jeden student zagraniczny z Anglii, który mieszkał w akademiku miał taki sztyft, i chodziły do niego całe pochody, aby powąchać. Ja też tam poszłam z koleżanką, stąd wiedziałam jak mój chłopak zaczął tak samo pachnieć. Więc mój chłopak dostał takiego old spica, ale mi nic nie powiedział. Zachodziłam w głowę, skąd i od kogo? Dopiero usłużna przyjaciółka mi podsunęła myśł, że on niekoniecznie musi taki sztyfcik mieć, wystarczy, że przebywa (i to blisko) w obecności kogoś wysmarowanego. Myślałam, myślałam i nic nie wydumałam. W końcu zostawiłam i to, i tego chłopaka, czy może ten chłopak zostawił mnie? No cóż, w moim budżecie nie było miejsca na old spice. Po latach okazało się, że to było od tego faceta z Anglii, co miał tego old spice. No ale wtedy o takich rzeczach się nie tylko nie mówiło, ale i nawet nie myślało. Temat tabu absolutnego. Zakodowany tak głęboko, że nawet jak widzisz, to mówisz, że nie widzisz. To nie, że najciemniej jest pod latarnią, pod latarnią to nie było nic, a nic widać. I pomyśleć taki mały sztyfcik dezodorantu old sice jest w stanie przywołać tyle wspomnień. Warto było kupić aż sześć!
MichalinkaToronto@gmail.com
Toronto,24stycznia,2021