7 maja 2021
Dzisiaj, w mieście, gdy kupiłam kapustę kiszoną i wyjątkowo nie w wiaderku, a pan mi zapakował ją w dwie torebki foliowe. …. dwa kilo tej kapusty, na bigos, który bardzo lubię i ten bardzo kwaśny, najkwaśniejszy. Tak mam po wirusie cowidowym. To i jeszcze konieczność spania w dzień, takiej dłuższej drzemki. Wcześniej nie sypiałam w ciągu dnia
Oglądam program muzyczny Twoja twarz brzmi znajomo.
Dzisiaj w mieście bardzo się zdenerwowałam. Byliśmy w sklepie obuwniczym i naraz poczułam coś mokrego na plecach Miałam długą kurtkę – raczej płaszczyk, taki przy ciele. Na plecach mały plecaczek, z kapustą kiszoną. Domyśliłam się – to ta kapusta. Przeciekła przez dwa foliowe worki, a wydawało mi się ze folia wody nie przepuszcza.,
Szłam więc do domu, zimno mi trochę było. Plecak z mężem nieśliśmy – on za jedno ucho, ja za drugie.
Szliśmy i się kłóciliśmy, bo mąż mówił – po co kupowałam te kapustę, a ja się na niego wykurzałam, bo najlepiej nic nie robić, to się wtedy błędu nie popełni. Jakiś facet szedł przed nami i aż się obejrzał, wścibski jakiś..
Przyszłam do domu i wszystko zdjęłam z siebie i do pralki, razem z tym plecaczkiem nie jest ciepło, chociaż już maj, wiec ciuchów było sporo.
Rano zadzwoniła jakaś pani, nie wiem, skąd miała numer telefonu. Zaproponowała mi pracę od września, w jej prywatnej szkole. Mam uczyć tam chemii, a także i matematyki, fizyki – gdybym dała radę. Grupy są 6-osobowe, poziom mieszany, dzieci czy młodzież z różnych szkół i różnych klas. Wygląda to tak, że podchodzę kolejno do uczniów, tłumaczę i i przechodzę do następnego. Jednemu pomagam w ułamkach, innemu w układach równań itp. Płaca dość dobra, wiec się zastanowię. Praca ciekawa.
Ostatni miesiąc intensywnie przygotowywałam uczennicę do matury z matematyki. Kilka dni temu był egzamin maturalny i ciekawa jestem czy zdała. Jest już po maturze, a ja nadal siedzę w zadaniach maturalnych. Dzisiaj ściągnęłam te z matury próbnej, która była w marcu. Wydaje mi się, że była łatwiejsza
Mąż już po dwóch operacjach na zaćmę jednego, potem drugiego oka. Jutro założy nowe okulary i wsiądzie do samochodu i może będzie jeździł, jak dawniej. Dzisiaj przeszkodził mu deszcz, i wyładowany akumulator. Dawno nie jeździliśmy.
Po pierwszej operacji oka, w listopadzie, mąż dostał gorączki. Bałam się ze to wdało się jakieś zapalenie oka. Martwiłam się, a potem się okazało, że gorączka była od cowida.
To był tylko cowid, a z okiem było wszystko w porządku. Kwarantanna, ciężka do zniesienia. Ja miałam lekkie objawy, żadnej gorączki. Dobrze mi się spało, kilka razy w ciągu dnia. Marzenie o kiszonej kapuście i aronii, którą MOGŁAM KUPIĆ a nie kupiłam, na targu. Po kwarantannie, gdy mogłam wreszcie wyjść z domu, z domowego więzienia, czułam się już wspaniale, bo doceniałam wolność. Nie musiałam się obawiać wirusa, bo go już przechorowałam. Chodziliśmy z mężem na długie spacery, a ulice były prawie puste i puste było nasze osiedle.- pełne wcześniej ludzi, pisków dzieci.
Po wirusie był tydzień szukania klucza do piwnicy, a potem dwa tygodnie szukania kluczyków do samochodu. Znalazły się szczęśliwie. Kluczyki od samochodu znalazły się zaraz potem, gdy stłukłam duży talerz w drobny mak. Mąż już umówił się na dorobienie nowych, na zmianę kodu, była straszna mgła, styczeń, miał jechać na wiec, obawiałam się tej jego jazdy. Syn miał kierować Potwierdziło się to, że jak się coś stłucze, to na szczęście.
Potem znów był czas Józefa P, na raz po wielu latach zobaczyłam jego zdjęcie w internecie. W roku 1979 o mało mnie nie zamordował w pociągu. Miał na sobie szary garniturek, w kieszeni, którego, trzymał wielkie, metalowe kolanko od rury…
Do Niemiec już nie jeżdżę, mam emeryturę i mój mąż także.
Moja koleżanka właśnie niedawno wróciła z Niemiec, wcześniej niż miała termin powrotu. Była na wsi, były tam konie i może dlatego oblazły ja pchły, cała była pogryziona. Wróciła po miesiącu. Ona zawsze sobie skraca wyjazd. Już raz ją zastępowałam i zostawiła po sobie niezbyt dobra opinię
Teraz, gdy zachorowań na wirusa jest mniej i ludzi więcej na powietrzu… denerwują nas mknące rowery, mijające nas to z jednej to z drugiej strony. Droga jest pieszo rowerowa… Nie ma osobno rowerowej. Mało kto używa dzwonków rowerowych, mkną niektórzy jak szaleni.
Niemcy, u których pracowałam kilka lat temu, chcieliby mnie odwiedzić w lecie…
W lecie robimy spotkanie naszej rodziny, dom już wynajęty i urlopy w tym czasie też wzięte. My nie potrzebujemy urlopów, bo już nie pracujemy. Na jesieni to my odwiedzimy nasze dzieci, a lecieć będziemy długo.
Mąż się już zaszczepił, chociaż wiedział, że wirusa przechorował, ale mamy podróżować. Chcemy wyjechać z kraju, więc może być to koniecznie.
W czasie zamknięcia fryzjerów ze względu na wirusa, poprosiłam męża, aby mi podciął trochę włosy. Włosy były mokre i ciachnął mi je za bardzo. Zamiast o 2 cm, to o ponad 10 cm. Na początku byłam na niego zła, ale teraz widzę, że lepiej mi w krótszych włosach.
Mama dzwoniła dzisiaj. Ma 99 lat. Ona nie chce się szczepić, chociaż część rodziny na to ją namawia. Babcia szuka ratunku w moich radach, a ja jej radze, żeby zrobiła tak, jak jej intuicja nakazuje… żeby polegała tylko na swoim zdaniu.
Dzisiaj mąż pierwszy raz kierował samochodem, po ponad 2 latach nie jeżdżenia. Nie jeździł, bo miał zaćmę, a do tego był czas, że podwójnie widział.
Mąż ogląda mecz, słyszę nazwisko – Lewandowski, a ja zaraz znów wejdę w zadania maturalne z chemii i matematyki, bo może zgodzę się na nauczanie w tej prywatnej szkole.
Przez 10 lat pracy w Niemczech, dużo zapomniałam.
Opowiadamy dzisiaj o naszej przygodzie kiszono-kapustowej. synowie nie wierzą, aby torebki foliowe mogły przepuścić sok. Raczej myślą ze zrobiła się w nich dziura.
Wieczorem dzwoni koleżanka dawno nie widziana. Pośmiałyśmy się, jak za dawnych lat, lat sprzed naszej przeprowadzki.
Pozdrawiam wszystkich czytelników Gońca.
Wanda R