Piszę tę korespondencję w przeddzień święta Bożego Ciała, w ramach którego przez miasta, miasteczka i wsie przeciągają procesje z Najświętszym Sakramentem. W wielu przypadkach procesje będą szły tymi samymi ulicami, którymi wcześniej przeciągnęły sodomickie „Parady Równości”, organizowane w celu propagowania seksualnych zboczeń.
Wprawdzie organizatorzy tych „parad” jak i ich uczestnicy podkreślają, że chodzi im tylko o tolerancję wobec sodomitów i gomorytów, że chcą zapobiegać ich „wykluczeniu” i „stygmatyzacji”, ale to oczywista nieprawda.
Homoseksualizm nie jest w Polsce karany od 1932 roku, kiedy to wszedł w życie kodeks karny opracowany przez Komisję Kodyfikacyjną pod przewodnictwem prof. Juliusza Makarewicza a promulgowany rozporządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej.
Nie był też karany w czasach PRL, chociaż skłonności homoseksualne stanowiły dla tajnej policji dobry pretekst do werbowania konfidentów, którzy pragnęli te skłonności ukryć. Zatem jeśli chodzi o sferę prawną, o żadnej dyskryminacji nie ma mowy, więc walka o „tolerancję” nie jest wcale potrzebna. Zresztą nie o tolerancję tu chodzi, bo – jak mi to przed kilkoma laty wyjaśnił pan dr Janusz Majcherek z Uniwersytetu Jagiellońskiego – tolerancja oznacza dzisiaj „akceptację”.
Tymczasem słowo „tolerancja” oznacza cierpliwe znoszenie czegoś, z czym się wprawdzie nie zgadzam, co uważam za niebezpieczne, wstrętne i haniebne – ale znoszę to w imię jakiejś wyższej wartości: spokoju społecznego, miłości bliźniego itp. Znoszenie nie oznacza jednak akceptacji, bo dla praktykowania tolerancji akceptacja wcale nie jest konieczna. Zatem pod płaszczykiem tolerancji, sodomici i gomoryci próbują zmusić wszystkich, którzy sodomitami czy gomorytami nie są, do uznania ich przypadłości za normę.
Tymczasem sodomia i gomoria normą być nie może z natury rzeczy, co bardzo elegancko wyjaśnił niedawno pan Krzysztof Karoń. Zwrócił on uwagę, że każdy organizm ma przed sobą dwa zadania: zdobywania energii niezbędnej dla podtrzymywania własnego życia i działania na rzecz kontynuacji swego gatunku. Każda zatem sytuacja, w której albo jedno, albo drugie zadanie staje się z jakichś powodów niemożliwe, albo przynajmniej utrudnione, jest anormalna. Sodomici i gomoryci twierdzą, że ich przypadłości mają przyczyny naturalne. Nawet gdyby tak było – co wcale nie jest pewne w sytuacji, gdy sodomici uprawiają intensywną propagandę swoich seksualnych upodobań, co w żadnym wypadku „natualne” już nie jest – to niczego nie zmienia, bo choroby somatyczne też są spowodowane czynnikami naturalnymi, np. bakteriami, czy wirusami – ale lekarzy wcale to nie konfunduje i likwidują te „naturalne” przyczyny bez ceregieli. Zresztą nie tylko oni – bo chociaż syfilis też ma przyczynę naturalną, to nie tylko bywa leczony, ale w dodatku syfilityków nie dopuszcza się do prac związanych z przygotowaniem i podawaniem żywności. Nikt jednak nie uważa tego za „dyskryminację”, „wykluczenie”, czy choćby „stygmatyzację” – bo po drugiej stronie równania jest ryzyko spowodowania niebezpieczeństwa powszechnego w postaci pandemii syfilisu. Nietrudno sobie wyobrazić skutki takiej pandemii, zwłaszcza w sytuacji, gdy z powodu „naturalnego” pochodzenia syfilisu jego leczenie zostałoby zakazane. Społeczność dotknięta tą przypadłością uległaby zagładzie w ciągu kilku zaledwie pokoleń.
Z tego punktu widzenia propaganda sodomii wygląda jeszcze gorzej. Jej celem jest przekonanie wszystkich, by propagowane zachowania uznały za swoje. Gdyby zatem propaganda sodomii i gomorii okazała się skuteczna w stu procentach, czego przecież z góry wykluczyć nie można i cała społeczność składałaby się z konsekwentnych sodomitów, to zagłada takiej społeczności nastąpiłaby w ciągu zaledwie jednego pokolenia. Z tego wniosek, ze propaganda sodomii i gomorii powinna zostać zakazana nawet nie z przyczyn światopoglądowych, tylko zwyczajnie – biologicznych, bo sodomia i gomoria mogą bezpiecznie egzystować wyłącznie na marginesie i żadne durne doktrynerstwo tego zmienić nie może.
W tej sytuacji stawianie znaku równości między tolerancją i akceptacją, ku czemu skłania się, a w każdym razie skłaniał się podczas rozmowy ze mną pan dr Janusz Majcherek , jest nie tylko całkowicie pozbawione podstaw, ale również – bardzo niebezpieczne. To niedobrze, że filozofowie są coraz głupsi, a jeszcze gorzej – że produktami swojej fermentacji umysłowej zatruwają całe pokolenia studentów krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego, którzy ufnie mogą myśleć, że to wszystko naprawdę.
O ile zatem tolerancja wobec sodomitów jest niezaprzeczalnym faktem, a najlepszym tego dowodem jest nie tylko niekaralność tych praktyk, ale nawet możliwość korzystania z prawa do zrzeszania się. Ale kiedy mamy do czynienia z sytuacją, gdy prawo do zrzeszania się wykorzystywane jest do forsowania propagandy, której możliwym skutkiem może być zagłada gatunku ludzkiego, to żadne demokratyczne gusła nikogo krępować nie mogą, bo nawet żeby filozofować, to znaczy – opowiadać o sobie, swoich urojeniach i uprzedzeniach – najpierw trzeba żyć. A kontynuacja gatunku zarówno w przypadku jednostek, jak i społeczności, wymaga odrzucenia akceptacji seksualnych zboczeń, bez względu na to, co przez głosowanie ustalają biurokraci ze Światowej Organizacji Zdrowia.
Kościół katolicki do niedawna konsekwentnie stał na stanowisku, że sodomia i gomoria są zjawiskami anormalnymi. Niestety w ostatnich latach to stanowisko nie jest już takie konsekwentne, jak kiedyś, może dlatego, że mamy do czynienia z postępującym procesem wietrzenia soli. Mimo to jednak środowiska sodomitów i gomorytów nie bez powodu uważają Kościół katolicki za swego największego wroga – o czym świadczą szydercze parodie religijnych obrzędów, z jakimi spotkaliśmy się podczas „parad” w Gdańsku, Warszawie i Częstochowie. Nie bez powodu – bo kiedy aktualne paroksyzmy przeminą, to bardzo możliwe, że Kościół powróci do swego konsekwentnego stanowiska. Sodomici też się tego, jak sądzę, obawiają, ale to nie byłoby może takie groźne, gdyby nie to, że obawiają się tego promotorzy komunistycznej rewolucji, jaka przewala się przez Europę i Amerykę Północną, a którzy podjudzają sodomitów i gomorytów, by dali się użyć w charakterze mięsa armatniego dla potrzeb rewolucji.
Po jej zwycięstwie zostaną oczywiście bezlitośnie wytępieni, podobnie jak rosyjscy chłopi, którzy dali się użyć w charakterze młota w rękach bolszewików, a wkrótce potem konali z głodu we wsiach otoczonych kordonami wojsk NKWD.
O istnieniu takiego związku świadczy antykatolicki i coraz bardziej bezczelny charakter sodomickich parad, które upodabniają się do szyderczych antychrześcijańskich demonstracji, organizowanych w sowieckiej Rosji przez Związek Wojujących Bezbożników, kierowany przez Mineja Izraelewicza Gubelmana. Wskazuje to nie tylko na inspirację, ale i na zasilanie z tych samych źródeł, co i wtedy.
Trzeba o tym mówić bez zacietrzewienia, ale i bez lęku – bez względu na to, co sobie o nas pomyślą i co o nas powiedzą ormowcy politycznej poprawności.
Stanisław Michalkiewicz