Kocham ogrody. Najbardziej lubię je zakładać. Od samego początku, czyli od wykarczowania – no może trochę jest przesady z tym karczowaniem. Jeśli już, to jest to karczowanie krzewów i chwastów. A z tym to też jest dużo ciężkiej pracy. Wyplewienie zarosłego od lat poletka ostów (thistles), pokrzyw (nettles) i dzięgielu (angelica/whild celery) jak i kurdybanku (creeping Charlie) to nielada wysiłek.

        W Toronto, w okolicy High Parku mamy coraz więcej pokrzyw (nettles). A to za sprawą pewnego akademika botanika z ogródków działkowych w High Parku, który dawno temu (jakieś 20 lat wstecz?) sadził różne zielsko na swojej działce. Między innymi i pokrzywy. Pewnego roku botanik nie wrócił, ale pokrzywy się zostały. I rozprzestrzeniły. Kiedyś czyściłam taką zarośniętą działkę. Ludzie! O mało sobie rąk nie pourywałam, a ścięgna ramion przez sześć miesięcy nie mogły dojść do siebie.

        Następnie przez wiele lat atakowałam wszelkie zalążki pokrzyw, ostów, dzięgielów i kurdybanków, żeby się tylko nie zakorzeniły. Ja wygrałam, ale inni nie. Tutejsi ludzie są nieprzywykli do oparzeń pokrzywą. Myślą, że jest to tak groźne jak trujący bluszcz (poison ivy) i lecą po poradę do lekarza, jak się oparzą głupią pokrzywą. Moje ogrody nie są francuskie, z epoki Ludwika XIV Słońca jak przystrzyżone ogrody z Wersalu, nie są to nawet przystrzyżone pod sznurek ogrody angielskie. Moje ogrody zbyt często są takie jak im się chce. Pracuję dużo nad różnymi innymi rzeczami, więc  nie zostaje mi dostatecznie dużo czasu na ogrody. Nie doglądam moich ogrodów tak jakby należało. Efekty też są inne niżby należało. Ale od czego są coraz bardziej popularne targi farmerów?  Również te polonijne, przy Centrum JP2 w Mississauga, jak i ten na Lakeshore Rd East między Dixie a Cawthra. Tam można dostać zielony groszek, który mi w tym roku doszczętnie pożarły króliki. W Toronto jest istna plaga królików. Kilka lat temu ich nie było. W tym roku spacerują po moich zagonkach całymi rodzinami. W ten sam sposób zostały obżarte moje cukinie i bakłażan (egg plant).

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Ogród to jak kalejdoskop, co roku coś innego się udaje, i co roku inaczej wygląda. W zeszłym roku miałam dużo boćwiny szwajcarskiej (swiss chard), ale w tym roku też została pożarta. Dodatkowo jabłonka w kącie, która dawała mi trochę cienia, została całkowicie pozbawiona liści przez gąsienice brudnicy nieparki (gypsy moth). Ciekawe dlaczego Cyganie się nie oburzają, że ta gąsienica nie powinna się nazywać cygańska ćma ‘gypsy moth’, bo to ich obraża.

        Czasem z tego kalejdoskopu wychodzi coś nadspodziewanie pięknego. W tym roku powojnik (clematis) zakwitł akurat w czasie dojrzewania malin. I powstała przepiękna kompozycja kolorystyczna. Wychodzę do ogrodu kilka razy dziennie i podziwiając tę kompozycję koję moje zszarpane nerwy. Taka moja medytacja z wyłączoną komórą. Ukochany mnie pyta, co tak ciągle wychodzisz?  Nie będę mu tego tłumaczyć, bo i tak nie zrozumie. Nie wszyscy są wrażliwi na piękno ogrodów, szczególnie kiedy powstaje ono niejako samoistnie. Ale ci którzy potrafią takie piękno dostrzec powinni się nim sycić póki trwa. To naprawdę koi nerwy, dodaje zdrowia i przedłuża dobre życie.

MichalinkaToronto@gmail.com                 4-ty lipiec 2021