Ha, ha, ha! – część 1

Pani Zuzanna P. napisała do mnie e-maila i mnie poprawiła, że tutejszy kanadyjski creeping Charlie (taki popularny niskopienny bluszczyk) to po polsku nie nie jest kurdybelek, tylko kurdybanek. No faktycznie, jak pisałam o tym kurdybelku to coś mi się nie zgadzało. Ale ponieważ cierpię na dysleksję, to takie błędy mi się zdrarzają. Patrzę i patrzę, i wiem, że coś jest nie tak, ale nie potrafię powiedzieć co. Na całe szczęście dyslekcję zdiagnozowano u mnie po 40-tce, więc szkoły pokończyłam w miarę normalnie. Pani Zuzanna napisała też, że Kurdybelek to jest nazwisku pewnego bardzo aktywnego pana w Polonii. Jeśli kogoś uraziłam to nie było to moją intencją i przepraszam. Pani Zuzannie dziękuję za poprawkę. Tak na marginesie, to ten kurdybanek jest cudownym ziołem, więc można spokojnie nazbierać parzyć ziółka wzmacjianące, oczyszczające i wpływające na poprawę humoru. Szczególnie to ostatnie jest nam bardzo potrzebne.

Przejęzyczenia językowe, pomyłki ortograficzne (u nas nazywane spellingowe), a także psikusy jakie nam sprawiała maszyna do pisania, a ostatnio sztuczna inteligencje (Artificial Inteligence – AI), gdzie ciągle nas się samopoprawia są irytujące, ale zarazem niejednokrotnie niezamierzenie śmieszne.

Przykłady klasyczne.
Maszynistka, pisała na maszynie list. Na maszynie do pisania pisało się bezpośrednio na papierze i nie dało się poprawiać błędów już raz wstukanych. Raz wystukana litera była na papierze, i jedynie co po napisaniu można było zrobić to błąd wybielić i tak sprawnie wkręcić papier (jeśli się umiało, a to była nie lada sztuka – wiem z doświadczenia), żeby dokładnie w to miejsce wstukać właściwą literę. Więc ta maszynistka pisała list o delegacji, która jedzie na kursy do Berlina, ale jej się palec przesunął do góry i zamiast ‘kursy do Berlina’, napisała, że delegacja jedzie na ‘kur..y’ do Berlina. Litera ‘w’ leży tuż nad literą ‘s’. Śmiechu było co niemiara, szczególnie zadowoleni byli ci, którzy na te kur…y, przepraszam kursy do Berlina jechali. Inna pani była w znacznie gorszej sytuacji, bo za pomyłkę wylano ją z pracy. Zmiast Stalin napiało się jej Sralin. Literka ‘r’ jest tuż obok ‘t’. Układ kalwiatur komputerowych niewiele się zmienił, więc można sprawdzić. Do tego dochodzą pomyłki jakie nasze skonfudowane dzieci robią ucząc się polskiego kiedy ich językiem naturalnym, bo językiem zabawy, jest angielski. Zabrało mi to kilka bardzo długich podróży z Ontario na Florydę (około 24 godzin jazdy w jedną stronę), i prześpiewania wszystkich piosenek jakie cała rodzina znała, żeby wytłumaczyć dzieciom, że jak zachodzi czerwone słoneczko, i jak się złączyli do jednej brygady, to ich serce bolało a nie ‘bo lało’ ich serce. Nie ułatwiało właściwego zrozumienia, że akcent w tej piosence jest taki właśnie rozdzielony ‘bo lało’ ich serce. Innym typowo lokalnym humorem jest spolszczanie angielskiego, jak na przykład, ‘łocz na stritkarze na kara’, co w luźnym tłumaczeniu znaczy uważaj w tramwaju na samochód. Jeśli znacie jakieś zabawne polonijne powiedzonka, albo macie jakieś zabawne przykłady przejęzyczeń językowych to podzielcie się. Czas na ‘ha. ha’ jest nam wszystkim potrzebny. Wiadomo, że śmiech to zdrowie, szczególnie, kiedy już nas straszą następną falą.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

MichalinkaToronto@gmail.com Toronto, 1 sierpnia, 2021