27-letni ratownik medyczny, Patrick McMullan z Winnipegu, doznał w czerwcu urazu kręgosłupa. W czasie pracy musiał podnieść spory ciężar i od razu poczuł, że coś jest nie tak. Zaraz potem zaczęły mu drętwieć nogi i poczuł silny ból.
Po wykonaniu rezonansu magnetycznego i rozmowach z lekarzami, było jasne, że w Kanadzie jedyne opcje to dla niego wymiana dysku lub złączenie kręgów w celu unieruchomienia fragmentu kręgosłupa. W Manitobie czas oczekiwania na wymianę dysku wynosi obecnie od trzech do pięciu lat. McMullan wiedział, że po takich zabiegach nie ma co myśleć o powrotu do pracy w ambulansie. Poza tym przed operacją jego stan ciągle by się pogarszał. Już ostatnio w ból się nasilił, Patrick tracił czucie w stopach i chwilami nie kontrolował swojego pęcherza. Potrzebował pomocy, by wstać z łóżka i się ubrać. We wrześniu ciągle potrzebował wózka inwalidzkiego lub chodzika.
W takiej sytuacji mężczyzna zaczął szukać ratunku w innych krajach. W końcu znalazł klinikę leczenia chorób kręgosłupa w Niemczech. Następnego dnia po przesłaniu zapytania otrzymał maila zwrotnego z gotowym planem leczenia dopracowanym w każdym szczególe. Procedura miała kosztować 50 000 dolarów. Dzięki pomocy lokalnej społeczności McMullan mógł się jej poddać. Operacja wszczepienia implantu została wykonana 30 września. Patrick jest już z powrotem w Winnipegu i mówi, że czuje różnicę. Teraz przechodzi rekonwalescencję, po czym zacznie rehabilitację. Ma szansę na powrót do pracy w swoim zawodzie.
McMullan mówi, że żadne ubezpieczenie nie mogło mu pokryć kosztów leczenia poza Kanadą. Podkreśla, że nie ma nic do zarzucenia kanadyjskim pracownikom służby zdrowia. Tu chodzi o pieniądze i o to, że pacjentom nie jest zapewniana terapia, która powinna być dla nich dostępna.
Rzecznik prasowy Shared Health powtarza, że pandemia doprowadziła służbę zdrowia w Manitobie na skraj wydolności. Dotyczy to nie tylko pomocy chorym zakażonym koronawirusem. Inne operacje i zabiegi musiały być przekładane, również procedury związane z leczeniem urazów kręgosłupa.