Dla Tadków najważniejsze jednak i najsmutniejsze było to, że Wikta cierpiała na gwałtownie postępującą demencję i coraz częściej była nieobecna.
Siedziała obłożona poduszkami na łóżku, czasem uśmiechała się, ale prawie nie mówiła. Tylko na widok dzieci, wyciągnęła przed siebie obie ręce jakby je chciała objąć i przytulić, tak jak to robiła w ciągu całego swojego życia z setkami przyjętych noworodków.
Odwiedzili też Jagodę i Edka Kozów w domu pod lasem, ale już w czasie przywitania czuć było pewną rezerwę czy obawę i po pierwszych okrzykach radości rozmowa jakby utknęła.
Tadek czuł tę niezręczność więc żeby jej nie przeciągać powiedział szybko, że nie mają się co kłopotać, bo dom przepisze na nich i zaraz następnego dnia pojadą do notariusza.
Mówiąc to miał w kieszeni, otrzymany od Karola Freya list jego ojca, w którym stary aptekarz przyznawał się, że jest dziadkiem Tadka, i w którym była zagadkowa uwaga, że Tadek jest jedynym spadkobiercą Maksyma Świetlicyna.
„Ty i tylko ty masz prawo do wszystkiego, co Maksym Świetlicyn przywiózł z Rosji i ukrył w domu pod lasem” – pisał pan Frey.
— Pamiętacie pewnie te plotki – zaczął – jak mówiono, że tu w tym domu jest gdzieś schowane złoto, prawda? Szukaliście?
— A gdzie my by tam czego szukały! – wykrzyknął Edek. — Roboty tu było, że lepiej nie gadać! Jakie tam szukanie?! Nic tu nie ma i nie było! Głupie ludzie, głupie plotki!
Ale mówił to jakby trochę niepewnie i trochę za szybko więc Tadek pośpieszył z zapewnieniem, że też tak zawsze uważał, ale potem wyjął z kieszeni list pana Freya i zaczął czytać na głos.
Znalezione pod północnym węgłem domu szmaragdy kupił jubiler z Przemyśla, a pieniędzmi Tadek obdzielił rodzinę. Przeznaczył też pewną sumę dla pana Karola Freya, ale on jej nie przyjął.
Tydzień potem żegnano się ze łzami w oczach. Wikta siedziała bez ruchu. Tereska, Tadek i dzieci byli koło niej. W pewnym momencie stała się rzecz dziwna!
Wikta wyprostowała się na łóżku i nagle, pewnym ruchem przeżegnała całą gromadkę szerokim krzyżem. Zaraz potem opadła na poduszki.
Tuż przed wyjazdem, przyszło jeszcze paru kolegów i znajomych z dawnych lat i wtedy gdy Tadek wsiadał już do samochodu jeden z nich nagle zawołał:
— Trzymaj się kapo! Przyjeżdżaj do nas!
A Tadek uśmiechnął się wesoło i pomachał ręką!
I to był jego ostatni krok do zupełnie innego życia, bo wiedział, że przeszłość nie mogła już nim więcej rządzić, że jest ponad nią i że jest od niej lepszy!
K O N I E C
Szanowni Państwo, kończymy druk powieści Pana Baranieckiego. Mieszkającemu w Kanadzie Autorowi bardzo dziękujemy za udostępnienie.