Paul Stanczak, 44 l., i Danielle Bablich, 37 l., na długo zapamiętają ostatnie Święta. 26 grudnia o 5:20 rano spłonął ich dom letniskowy, którego budowa kosztowała ponad 425 000 dol. Nieduży budynek w skandynawskim stylu nad Georgian Bay nie był jeszcze skończony. Stanczak i Bablich pokrywali koszty budowy wyłącznie z własnych oszczędności.
O pożarze zawiadomił ich sąsiad. Gdy Stanczak dojechał na miejsce, cała konstrukcja stała w płomieniach. Nic nie dało się zrobić. Można było tylko patrzeć, jak budynek zawala się pod własnym ciężarem.
Stanczak i Bablich uważają, że doszło do celowego podpalenia. Podkreślają, że za wszystko płacili sami i nie brali żadnego kredytu bankowego, który wymagałby ubezpieczenia.
Eksperci ostrzegają, że właściciele nieruchomości, którzy dobrowolnie rezygnują z ubezpieczenia, mogą tego żałować. Rzeczywiście nie ma obowiązku ubezpieczenia, jeśli w grę nie wchodzi żaden kredyt. Anne Marie Thomas z Insurance Bureau of Canada zauważa jeszcze, że właściciele nieruchomości zaniedbują również kwestię ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Tego typu ubezpieczenie gwarantuje pokrycie kosztów w przypadku, gdyby jakiś gość lub kontraktor uległ wypadkowi na terenie danej nieruchomości. Ktoś się poślizgnie, przewróci, złamie rękę, zrani się w głowę, i potem może żądać odszkodowania od właściciela domu. Thomas mówi, że nawet jeśli masz jakąś zwykłą szopę, to jednak ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej powinno stanowić minimum.
Stanczak i Bablich zauważają, że ich kontraktorzy byli ubezpieczeni, a posesja była ogrodzona. Poza tym na terenie nie było przyłącza gazowego. Trudno uwierzyć, żeby pożar wybuchł sam z siebie, mówi Stanczak.
OPP prowadzi dochodzenie. Sprawa traktowana jest jako potencjalne podpalenie.