Niespokojny czas, wielka niewiadoma i wszystko możliwe. Taką mamy obecnie sytuację polityczną i społeczną na świecie. Nie dość, że ludzkość zmaga się z pandemią coronavirusa to jeszcze istnieją zagrożenia militarne. Bardzo gorąco w Europie, nie ciekawie też na Kontynencie Amerykańskim, szczególnie w Kanadzie, gdzie społeczeństwo w protestach na skalę niespotykaną w dotychczasowej historii Kanady, walczy o swoje prawa wolnościowe. Protestujący są aresztowani i osadzeni w więzieniach. W Europie “zimny” Putin pręży muskuły, państwa europejskie i USA się jednoczą by zapobiec zapędom imperialnym Rosji. Przyglądają się temu Chiny, ze stanowczą deklaracją przeciw wojnie, ale przeciw Rosji już nie koniecznie.
Można pisać różne scenariusze co do najbliższych dni, najbliższych wydarzeń na arenie międzynarodowej, lecz trudno o ten właściwy, trudno cokolwiek przewidzieć, można tylko domniemać.
Być może “zimny”, wyrachowany na swój sposób Putin robi test z konsolidacji państw członkowskich Unii Europejskiej i Ameryki, śmiejąc się z pogróżek o nałożeniu na Rosję sankcji, bo nie ma zamiaru podpalać świata. Z drugiej strony, być może przy jego chorych ambicjach powrotu do stanu sprzed “pierestrojki”, do wielkiego SSSR naciśnie ten czerwony przycisk. Osobiście skłaniam się do tego, że liczy się z tym, iż sam by poniósł wysoką cenę i zaniecha wszelkich działań agresywnych, bo wojna to katastrofa, pod każdym względem i nie ma tu wygranych. Odbywająca się w tych dniach Konferencja Monachijska uświadamia “zimnemu “ Putinowi na co się porywa, chyba, że postradał zmysły, a dążenie do hegemonii militarnej, bo nie gospodarczej, przysłania wszystko, zdrowy rozsądek też!
Co prawda Rosja i “zimny” Putin zapowiadają, że wycofują swoje wojska spod granicy rosyjsko – ukraińskiej i Białorusi, a ich tam obecność, jak informują oni sami, to “tylko były ćwiczenia taktyczne”. Niestety, z ostatnich doniesień wiadomo, że na Białorusi zostają na czas nieokreślony. Natomiast wycofując się z pod granicy ukraińskiej obrali zły azymut. Zamiast kierować się w stronę Rosji do swoich baz wojskowych nowe jednostki bojowe prą w zupełnie innym kierunku, dalej w stronę ukraińskiej granicy forsując nawet rzeki po przerzuconych naprędce mostach pontonowych. W dobie tak zaawansowanej technologii nawigacyjnej raczej to niemożliwe, żeby pomylili kierunki. Wygląda na to, że te informacje płynące z Kremla o wycofaniu to oczywista dezinformacja! – i to bardzo naiwna! Świadczą też o tym akcje prowokacyjne o charakterze zbrojnym ze strony separatystów rosyjskich na obiekty cywilne w Republice Ługańskiej, gdzie oczywiście Rosja informuje, że to Ukraina miota pociskami. Żeby skorygować te oświadczenia Kremla wykorzystuje się zdjęcia satelitarne i to jest jeden ze sposobów. Można też korzystać z informacji dziennikarzy, korespondentów wojennych, a także służb wywiadowczych, za czym stoją już konkretni wyszkoleni ludzie, tak zwani agenci wywiadu. Zadanie ich to pozyskać jak najwięcej poufnych informacji, w szeregach wroga siać dezinformację i nie dać się złapać, manewrując na terenie wroga, bo tam można te informacje zdobyć.
Stosownym więc będzie przypomnieć jednego z takich asów wywiadu wojskowego z okresu drugiej wojny światowej. Teraz, niedawno 6 lutego minęła 112 rocznica jego urodzin, a jest nim nasz rodak Roman Czerniawski, który w czasie drugiej wojny światowej walnie przyczynił się do odwrócenia jej losów, umożliwiając wojskom alianckim zwycięskie lądowanie w Normandii w czerwcu 1944 roku. Zasłynął jako podwójny agent brytyjsko – niemiecki, a nawet potrójny, gdyż działał też na terenie Francji, przekazywał Niemcom fałszywe informacje co do lądowania wojsk alianckich. Donosił, że alianci będą lądować w rejonie Calais we Francji a inwazja w Normandii to tylko pozoracja dla zmylenia przeciwnika. Informował też, że inwazja miała być sześć tygodni później, niż faktycznie miała miejsce. Natomiast to ten niby pozorowany atak był prawdziwy. Niemcy uwierzyli agentowi Czerniawskiemu, ponoć sam Hitler zapoznał się z fałszywym planem ataku aliantów i go zaakceptował. Niemcy więc silnie ufortyfikowali rejon Calais i tam zgromadzili główne siły spodziewając się inwazji wojsk alianckich, nie przywiązując natomiast wagi do obrony wybrzeża Normandii. To doprowadziło do klęski wojsk niemieckich. Po tym wydarzeniu, na niemieckie podejrzenia co do przekazywania im nieścisłych informacji Czerniawski twierdził, że w szeregach aliantów nie ma jednomyślności. Przecież są tam Amerykanie, Kanadyjczycy, Anglicy i inne narody, trudno wtedy o sprecyzowanie działań. Dalej, skoro alianci odnieśli zwycięstwo w Normandii i weszli w głąb kraju, bezcelowe byłoby zaatakować Pas-de-Calais. Niemcy uznali, że faktycznie nie było sensu i do tego stopnia wierzyli kapitanowi Czerniawskiemu, że mógł spokojnie już do końca wojny dalej ich dezinformować.
Ale jak do tego doszło, że Polak wodził za nos Hitlera, wiedział o nim Churchill i Stalin a w Polsce niewielu o polskim asie wywiadu wiedziało.
Na pewno Czerniawski nie był znany w czasie wojny i po wojnie szerszemu gronu społeczeństwa polskiego, dlatego, że działał poza granicami Polski. Najpierw we Francji potem w Anglii. No i dlatego też, że po wojnie nigdy nie wrócił do Polski, a także do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, wiadomo, dla ówczesnej władzy nikt nie był bohaterem, kto służył “imperialistom”. To, że droga do wolności polskiego żołnierza biegła nie przez walkę w Polsce, ale na różnych frontach ll wojny światowej, władzy ludowej w Polsce nie interesowało.
Polski agent wywiadu Roman Czerniawski urodził się w 1910 roku w Tłustem, obecnie Ukraina, wtedy to ziemia polska, stanisławowska w zaborze austriackim. Po ukończeniu szkoły w Dęblinie, pilot dywizjonu myśliwskiego, walczył w kampanii wrześniowej. Należał też do sekcji wywiadowczej. Studiował przez 3 lata w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Po tragicznym wrześniu 1939 roku służył jako pilot Polskich Sił Powietrznych w Królestwie Brytyjskim, odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. Przez władze Drugiej RP na uchodźstwie mianowany podpułkownikiem. Sprawował też urząd ministra w tych władzach. Uznawany jest za jednego z największych agentów w całej historii wywiadu europejskiego.
Zanim jednak Roman Czerniawski trafił do Anglii, tuż po klęsce wrześniowej walczył we Francji, ze względu na znajomość trzech obcych języków, francuskiego, niemieckiego i angielskiego służył w wywiadzie. Jak wiemy Francja długo nie powalczyła z Niemcami, dlatego po klęsce Francuzów postanowił tak jak inni Polacy ewakuować się do Anglii, by tam kontynuować walkę. Nie wyjechał jednak do Anglii, gdyż zdobył dokumenty po pewnym zmarłym Francuzie o nazwisku Armand Borni i z jego nazwiskiem został we Francji. Poznał w tym czasie majora polskiego wywiadu Mieczysława Słowikowskiego z którym stworzyli placówkę wywiadowczą w Paryżu i przesyłali meldunki do Londynu. Niestety w 1941 roku Abwehra wpadła na trop siatki wywiadowczej Czerniawskiego i zdołała ją rozpracować. Większość agentów aresztowano. Czerniawski zdemaskowany, żeby ratować współpracowników poszedł na współpracę z Niemcami.
Osadzony w więzieniu, ale przy pomocy Abwehry, po uprzednim uzgodnieniu z nimi zwiał z konwoju przewożącego go do drugiego więzienia w lipcu 1942 roku. Zaraz potem nawiązał kontakt z członkami swej organizacji, tymi, którzy nie byli aresztowani. W sierpniu w 1942 przedostał się do Hiszpanii i w Madrycie zgłosił się do ambasady brytyjskiej by poinformować, że współpracuje z Abwehrą. Tam wyjawił, że został niemieckim szpiegiem, by ratować swoich współpracowników, którzy tak jak on wpadli w ręce Niemców i siedzą w więzieniach. On jest ich gwarantem, że nic im się nie stanie. Przybył tu do ambasady, dlatego, by współpracować z wywiadem brytyjskim.
Z Madrytu został przerzucony do Londynu i stamtąd za zgodą samego Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie gen. Władysława Sikorskiego, po uprzedniej rozmowie z szefem sztabu Naczelnego Wodza Stanisławem Gano, już z pseudonimem “Brutus” działał jako dezynformstor wojsk Niemieckich. Od tej chwili był podwójnym agentem i przekazywał Abwehrze za zgodą władz brytyjskich do tego stopnia uwiarygodnione informacje o inwazji wojsk alianckich na Francję okupowaną przez Niemcy, że Niemcy przyjmowali je jako prawdziwe. Tak to miało wyglądać, żeby Niemcy byli pewni, że zbliżający się atak na plaże normandzkie to pozorowane działanie, aby odwrócić ich uwagę od celu głównego broniącego przez 15 armię Pas-de-Calais.
Sugerowano też pomocnicze działania na południu Francji, w Skandynawii, czy na Bałkanach. Wszystko to przekazywał Niemcom agent Czerniawski.
Żeby bardziej uwiarygodnić to co przekazywał Niemcom Czerniawski, wymyślono, że w Dover, mieście najbardziej wysuniętym na południe nad Kanałem La Manche w Anglii stacjonuje First United States Army Group, którą to armią miałby dowodzić sam gen. George Patton, który był bardzo ceniony przez Niemców. Tak więc mieli się kogo obawiać.
W Dover upozorowano fałszywe lotnisko z makietami dmuchanych samolotów. Tak samo upozorowano kolumny dmuchanych makiet czołgów i transporterów. Nawet makiety koszar wojskowych i ślady gąsienic czołgowych były widoczne. To na południu Anglii, na północy zaś upozorowano w taki sam sposób 4 armię, która zagrażała okupowanej Norwegii.
Wszystkie te działania dezinformacyjne Czerniawskiego i jego siatki wywiadowczej były tak skuteczne, że przyczyniły się do tego, że 6 czerwiec 1944 roku to był początek końca lll Rzeszy!
Dzięki inteligencji, wiedzy, odwadze i przebiegłości naszego rodaka Niemcy zostali wprowadzeni w błąd co do czasu i miejsca planowanego D-Day.
Dzięki takiemu działaniu kapitan Roman Czerniawski nie tylko ocalił życie swoich agentów przetrzymywanych w niemieckich więzieniach, ale także życie tysięcy żołnierzy alianckich i przyspieszył ofensywę aliantów w Europie, co było ważne jako równowaga dla wojsk sowieckich na froncie wschodnim.
Warto wspomnieć też, że Czerniawski godząc się na współpracę z wywiadem niemieckim zastrzegł sobie, że nie może zgodzić się na żadną formę współpracy, która miała by godzić w interes narodu polskiego. List z takim oświadczeniem przesłał z więzienia we Francji do dowódcy niemieckich wojsk okupujących gen. Karla von Stulpnagela.
Po wojnie, pułkownik już Roman Czerniawski pozostał w Londynie, został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego i pracował dalej jako agent brytyjskiego wywiadu.
Tak w czasie wojny, jak i po wojnie wyróżniał się oprócz inteligencji w działaniach wywiadowczych, umiejętnością i zdolnością pozyskiwania sympatii w kontaktach z ludźmi, przepadały za nim kobiety za jego ujmującym stylem bycia i wyglądem zewnętrznym. Był przystojnym facetem, co mu ułatwiało pozyskiwanie kobiet do pracy wywiadowczej, ale to też nie na dobre wyszło, bo jedna z agentek nie wytrzymała warunków śledztwa po aresztowaniu przez Abwehrę i w ten sposób Niemcy rozbili siatkę szpiegowska Czerniawskiego, jak wspomniałem wyżej.
W Królestwie Brytyjskim był założycielem Stowarzyszenia Lotników Polskich.
To tylko fragment jego życiorysu, szkoda, że do tej pory w Polsce nie jest dostatecznie znany, bo mimo, że walczył poza granicami okupowanego wtedy kraju, to zawsze w sercu miał tę myśl, że kiedyś wróci, a to co robi jest jedyną właściwą drogą, żeby maksymalnie wykorzystać swe zdolności w dążeniu do oswobodzenia Ojczyzny, by jeszcze kiedyś cieszyć się wolną Polską! – Niestety do Polski nie wrócił, a jego działania długo były utajnione.
Przez resztę życia żył skromnie w Anglii, zmarł w kwietniu 1985 roku w Londynie i tam spoczywa na cmentarzu w Newark-on-Trent.
W tych obecnie niepewnych czasach, czy jeszcze będziemy potrzebować takich agentów?
Wygląda na to, że tak, ale OBY JUŻ NIE TRZEBA BYŁO!
Jeśli ktoś pragnie wiedzieć coś więcej o losach Romana Czerniawskiego, agenta wywiadu, polskiego żołnierza patrioty, który walczył o Polskę niepodległą poza jej granicami, może zapoznać się czytając książkę Andrzeja Brzezieckiego – “Polak, który oszukał Hitlera”.
Książka oparta na odtajnionych dokumentach Brytyjskiego Wywiadu dostarcza wiele niesamowitych, sensacyjnych zwrotów akcji jak u “Jamesa Bonda” – Iana Fleminga, tylko, że polski agent wywiadu Roman Czerniawski to postać autentyczna, a jego historia prawdziwa.
Jerzy Rozenek